Ikona seksu i blichtru Hollywood (Michelle Williams) przyjeżdża do Londynu, aby wystąpić w filmie u boku Laurence'a Oliviera (Kenneth Branagh). Towarzyszy jej świeżo poślubiony mąż, dramaturg Arthur Miller (Dougray Scott), który jednak szybko wyjeżdża. Podczas pobytu na Starym Kontynencie, gwiazdą zajmuje się młody asystent reżysera Colin (Eddie Redmayne),
który spędzi z nią niezwykły tydzień, za który większość oddałaby całe
życie. Nie wszystko, co się w tym czasie wydarzy, zapisze się w
historii, ale z pewnością pozostanie w sercach dwójki ludzi.
Dobre kilka lat temu przeczytałam książkę "Mój tydzień z Marilyn" autorstwa Colina Clarka. Pomimo, że niewiele z niej pamiętam, to mam ogólnie miłe odczucia gdy myślę o tej pozycji. Postanowiłam po tak długim czasie sięgnąć po film na jej podstawie i już niestety nie jest aż tak dobrze jak się spodziewałam.
Historia przedstawiona w tym filmie ukazuje relację młodego mężczyzny, który miał okazję spotkać znakomitą Marilyn Monroe. Wzloty i upadki bardzo dobrze znanej aktorki podczas kręcenia jednego z filmów zostały tu przedstawione w dość słodko-gorzki sposób. Było kilka momentów, które wręcz ociekały słodyczą, lecz pokazano też, że nie miała ona wcale tak łatwego życia. Niestety ta produkcja była dla mnie mocno nierówna. Czasem znalazły się nużące momenty by za chwilę akcja stała się dla mnie mega interesująca i ciężko było mi oderwać wzrok od ekranu. Choć w ogólnym rozrachunku nie mogę napisać, że była tu zła czy nudna historia, tak czegoś mi zabrakło by w pełni się rozkoszować tym filmem. Mam wrażenie, że nie ma tu tego uroku, który miała książka.
Historia przedstawiona w tym filmie ukazuje relację młodego mężczyzny, który miał okazję spotkać znakomitą Marilyn Monroe. Wzloty i upadki bardzo dobrze znanej aktorki podczas kręcenia jednego z filmów zostały tu przedstawione w dość słodko-gorzki sposób. Było kilka momentów, które wręcz ociekały słodyczą, lecz pokazano też, że nie miała ona wcale tak łatwego życia. Niestety ta produkcja była dla mnie mocno nierówna. Czasem znalazły się nużące momenty by za chwilę akcja stała się dla mnie mega interesująca i ciężko było mi oderwać wzrok od ekranu. Choć w ogólnym rozrachunku nie mogę napisać, że była tu zła czy nudna historia, tak czegoś mi zabrakło by w pełni się rozkoszować tym filmem. Mam wrażenie, że nie ma tu tego uroku, który miała książka.
Gra aktorska to według mnie najmocniejszy atut tego filmu. Wszyscy aktorzy idealnie przedstawili swoje postacie i było widać wiele emocji, które targały ich bohaterami. Zarówno te główne postacie jak i dalszoplanowe bardzo dobrze pociągnęły historię z którą przyszło się im tu zmierzyć.
Po filmie "Mój tydzień z Marilyn" spodziewałam się czegoś nieco lepszego. Pomimo, że ne było tak źle to jednak zabrakło mi tu pewnych elementów, które spowodowałyby, że oglądałabym całość z zapartym tchem. Może dla zagorzałych fanów Marilyn będzie to nie lada gratka, lecz ja nie pokochałam tej produkcji całym swoim serduchem.
Moja ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz