Cheri Jameson (Lindy Booth),
bibliotekarka z powołania, nie może pogodzić się z faktem, że budynek
biblioteki został przeznaczony do wyburzenia. Przekonanie właściciela
nieruchomości Tony'ego (Robin Dunne),
by zmienił plany, okazuje się sporym wyzwaniem, ale przedsiębiorcza
dziewczyna nie zamierza się łatwo poddać. Postanawia zorganizować przed
świętami konkurs na najpiękniej ubraną choinkę, który ma przykuć uwagę
lokalnych mediów i zmobilizować mieszkańców dzielnicy do walki o
bibliotekę.
Pomimo, że mamy ostatni dzień sierpnia, za oknem słońce i dodatnie temperatury, obejrzałam film pt. "Dwanaście choinek". Miałam ochotę na coś co zarazem mnie 'schłodzi' swoim zimowym nastrojem ale również będzie ciepły i rodzinny, pozostawiający u widza dobry nastrój. Myślałam, że ta produkcja spełni moje oczekiwania. Czy rzeczywiście jej się to udało?
Fabuła tego filmu na pierwszy rzut okiem wydawała się być ciekawa. Bibliotekarka, która postanawia zrobić wszystko aby biblioteka w której pracuje nie została zamknięta i zburzona. Każda osoba kochająca książki może sobie wyobrazić ból głównej bohaterki i zrozumieć jej starania o zachowanie tego miejsca. Jednak im film rozkręcał się dalej tym bardziej odczuwalne było dla mnie, że jest to ckliwe romansidło, które mało ma wspólnego z tym czego oczekiwałam. Gdyby choć trochę inaczej został pociągnięty wątek Cheri i Tony'ego, mniej przewidywalnie aniżeli typowo dla z komedii romantycznych, produkcja mogłaby wiele zyskać.
Gra aktorska niestety nie była na zbyt wysokim poziomie, choć również nie osiągnęła totalnego dna. Było wiele momentów, w których aktorzy wcielając się w swoje role wyglądali jakby byli tam za karę, od niechcenia. Czasem wypadli na prawdę nieźle, choć te momenty nie zrobią całego filmu udanym.
Mam mieszane odczucia co do tego filmu. Pomimo wielu negatywnych aspektów na które mogłabym jeszcze ponarzekać znajdą się jakieś pozytywy. Na tle innych filmów, które widziałam chociażby w tym roku, nie nazwałabym tego totalnym gniotem. Ot tak można sobie obejrzeć ale nie oczekujcie żadnych fajerwerków - rewelacji tutaj nie ma.
Fabuła tego filmu na pierwszy rzut okiem wydawała się być ciekawa. Bibliotekarka, która postanawia zrobić wszystko aby biblioteka w której pracuje nie została zamknięta i zburzona. Każda osoba kochająca książki może sobie wyobrazić ból głównej bohaterki i zrozumieć jej starania o zachowanie tego miejsca. Jednak im film rozkręcał się dalej tym bardziej odczuwalne było dla mnie, że jest to ckliwe romansidło, które mało ma wspólnego z tym czego oczekiwałam. Gdyby choć trochę inaczej został pociągnięty wątek Cheri i Tony'ego, mniej przewidywalnie aniżeli typowo dla z komedii romantycznych, produkcja mogłaby wiele zyskać.
Gra aktorska niestety nie była na zbyt wysokim poziomie, choć również nie osiągnęła totalnego dna. Było wiele momentów, w których aktorzy wcielając się w swoje role wyglądali jakby byli tam za karę, od niechcenia. Czasem wypadli na prawdę nieźle, choć te momenty nie zrobią całego filmu udanym.
Mam mieszane odczucia co do tego filmu. Pomimo wielu negatywnych aspektów na które mogłabym jeszcze ponarzekać znajdą się jakieś pozytywy. Na tle innych filmów, które widziałam chociażby w tym roku, nie nazwałabym tego totalnym gniotem. Ot tak można sobie obejrzeć ale nie oczekujcie żadnych fajerwerków - rewelacji tutaj nie ma.
Moja ocena: 4/10.