piątek, 31 maja 2019

Podsumowanie maja 2019




Mam wrażenie, że każdy miesiąc mija mi coraz szybciej, a czasu na książki, które chciałabym przeczytać jakby coraz mniej. Choć jestem zadowolona z wyniku mam wrażenie, że zawsze mogłoby być lepiej. Jednak zamiast narzekać zapraszam Was na szybkie podsumowanie miesiąca.





Maj książkowo

- liczba przeczytanych książek: 6
- łączna liczba stron: 2 892

W tym miesiącu trafiła mi się zarówno bardzo dobra jak i beznadziejna książka. "Dom orchidei" to jedna z tych perełek, do których chciałabym w przyszłości powrócić. Również "Tak cię straciłam" to pozycja, która zaintrygowała mnie na tyle, że mam ochotę na więcej. Jestem pewna, że w przypadku autorek powyższych tytułów sięgnę po następne ich pozycje, czego nie mogę napisać o "Welcome to Spicy Warsaw". Dla mnie była to jedna z gorszych powieści z którymi zetknęłam się w tym roku i na pewno nie prędko, o ile w ogóle, sięgnę po kolejny tytuł od Patrycji Strzałkowskiej.


Maj filmowo

- liczba obejrzanych filmów: 6
 
W przypadku filmów było trochę lepiej. Co prawda trafiłam tylko na jeden film godny polecenia, czyli "Umysł w ogniu", jednak nie znalazł się tu żaden tytuł, który mógłby trafić do TOP10 najgorszych. Jedynie znaczna część obejrzanych przeze mnie produkcji to typowe przeciętniaki, o których zapewne dość szybko zapomnę.



Mam nadzieję, że Wam maj minął bardzo dobrze i trzymam kciuki aby następny miesiąc przyniósł jeszcze więcej przyjemnych sytuacji niż ten, który zaraz się skończy.

środa, 29 maja 2019

'Nie zważając na nic' (A pesar de todo, 2019) - film




 

 


Po śmierci matki cztery siostry odkrywają szokującą rodzinną tajemnicę. Tak zaczyna się ich przygoda, która pozwoli im lepiej poznać własną przeszłość.











     "Nie zważając na nic" to jeden z nowszych filmów dostępnych na platformie Netflix. Nie do końca wiedziałam czego mogę się spodziewać, jednak postanowiłam dać temu tytułowi szansę. W szczególności, że i tak mało oglądam hiszpańskich filmów.
     Cztery siostry po śmierci swojej matki odkrywają pewną dość bolesną tajemnicę. Aby dostać spadek po swojej rodzicielce muszą odkryć swoją przeszłość, która nie do końca może być miła... Ponoć jest to komedia, jednak nie przez cały seans miałam takie odczucie. Według mnie niektóre wątki sprawdziły by się również, gdyby chcieli zrobić z tego dramat. Chociaż nie mogę zaprzeczyć, faktycznie było tu kilka zabawnych sytuacji, lecz sam humor nie do końca trafił w moje gusta. Nie wszystko to co miało śmieszyć wywoływało na mojej twarzy uśmiech. Choć nie było źle, nie jestem przekonana do całokształtu, który mógłby na dłużej zapaść w pamięci.
     Gra aktorska nie była zła. Znalazły się gorsze jak i lepsze momenty wśród wszystkich aktorów. Jednak każda postać była bardzo dobrze obsadzona i w sumie każdy pasował do roli jaką miał odegrać. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić ale mam wrażenie, że były sytuacje gdy było jednocześnie źle i dobrze.
     Według mnie "Nie zważając na nic" to produkcja typu 'obejrzeć i zapomnieć', o której właściwie trudno cokolwiek więcej powiedzieć. Nawet nie jestem pewna czy to co tutaj napisałam ma jakikolwiek sens. Nie mam aż takiego poczucia zmarnowanego czasu ale ten tytuł nie zachwycił mnie na tyle bym miała ochotę polecać go każdemu bez względu na okoliczności.
     Moja ocena: 5/10.

poniedziałek, 27 maja 2019

"Tak cię straciłam" Jenny Blackhurst







Susan po trzech latach wychodzi ze szpitala psychiatrycznego z nową tożsamością. Bliscy, policja, lekarze – wszyscy mówią Emmie – tak ma teraz na imię – że trafiła tam, bo zabiła swojego synka. Emma nic nie pamięta. Więc musi im ufać… prawda? A jeżeli wszyscy kłamią, a ona została wrobiona w tę zbrodnię? A jeżeli zbrodni nie było, a Dylan żyje? 
Opis książki







Autor: Jenny Blackhurst
Tytuł oryginalny: How I Lost You
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Olejniczak Skarsgard Maria
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2014
Liczba stron: 416



     "Tak cię straciłam" to debiut literacki autorki, choć w Polsce została ta książka wydana dopiero jako trzecia. Jednak słyszałam o tej pozycji tyle pozytywnych opinii, że postanowiłam dać szansę i zacząć przygodę z tą pisarką właśnie od niej. Przyznam, że jest to intrygujący początek kariery pisarskiej Jenny Blackhurst.
     Emma została oskarżona o morderstwo i po trzech latach wychodzi ze szpitala psychiatrycznego gdzie odsiedziała wyrok. Sęk w tym, że kompletnie nie pamięta zarzucanego jej czynu. Co gorsza, ktoś wysyła na jej nowy adres pewną przesyłkę, dającą nadzieję, że jej dziecko jednak żyje... Sam opis tej książki na okładce wzbudził moją ciekawość i muszę przyznać, że akcja została dość ciekawie poprowadzona. Choć bardzo łatwo można się domyślić w którą stronę będą skupią się dalsze poczynania głównej bohaterki to wkręciłam się w lekturę. Pomimo pewnego schematu niektóre sytuacje były zaskakujące a część wydarzeń mogła wbić w czytelnika w fotel.
     Bohaterowie całkiem dobrze wykreowani, choć nie wszyscy zapadają w pamięci. Główne postacie jednak dawały radę i przyznam, że pomimo iż nie akceptowałam wszystkich ich zachowań to byłam w stanie je po części zrozumieć. Nie wiem jak się czuje matka, która straciła dziecko lecz kreacja bohaterki pomagała mi objąć rozumem jej działanie.
     Styl autorki przyjazny w odbiorze. Choć w samej treści są pewne niedociągnięcia to czytało mi się tę książkę bardzo przyjemnie i ciężko było mi się oderwać. Musiałam przez to uważać w komunikacji miejskiej by wysiąść na odpowiednim przystanku. Wydanie papierowe ma tylko jedną wadę - klejone strony, lecz cała reszta trzyma wysoki poziom.
     Choć pozycja "Tak cię straciłam" nie jest genialnym thrillerem psychologicznym to widzę tutaj pewien potencjał. Cieszę się, że mam już na swojej półce kolejne tytuły od tej autorki, gdyż jestem ogromnie ciekawa jak wypadną kolejne jej książki.
     Moja ocena: 6/10.

niedziela, 26 maja 2019

'Król życia' (2015) - film






Niespodziewany wypadek sprawia, że Edward zaczyna roztaczać wokół siebie pozytywną aurę. Czerpie autentyczną radość z rzeczy, które dotychczas ignorował. Uczy się doceniać to, co od zawsze miał na wyciągnięcie ręki. Pojmuje, że podróż na drugi koniec świata nie jest potrzebna, żeby przeżyć duchową przemianę. Staje się królem życia.









     Niestety większość polskich produkcji mam wrażenie, że jest nie do końca dopracowana i reprezentująca dobry poziom. Jednak czasem mnie nachodzi by pomimo to dać im szansę, gdyż zdarzają się perełki. Mój ostatni wybór padł na "Król życia" i niestety nie jest to jeden z tych tytułów, który mógłby zmienić moje zdanie na temat polskich filmów.
     Edward jest znudzony życiem mężem i ojcem. Nieoczekiwany wypadek zmienia jego postrzeganie świata. Jego nagłe pozytywne spojrzenie na otaczającą go rzeczywistość bywa zaskakujące nie tylko dla niego... Przyznam, że sam opis tego filmu nie do końca mnie do siebie przekonywał. Byłam jednak ciekawa czy sama historia będzie na tyle ciekawie przedstawiona, że czymś będzie w stanie mnie zaskoczyć. Nie była... Podczas seansu miałam wrażenie, że po prostu płynę wraz z bohaterami przez ich życie. Niestety nie znalazłam tu nic szczególnego co mogłoby zmienić moje spojrzenie na to co mnie otacza i wraz z głównym bohaterem zacząć czerpać radość ze wszystkiego.
     Gra aktorska - choć nie było źle to żadnej części ciała z zachwytu mi nie urwało i wszystko mam na swoim miejscu. Mam wrażenie, że przez większość czasu było po prostu poprawnie, bez ukazania większych emocji, które widz mógłby wraz z postaciami autentycznie przeżywać.
     "Król życia" to dla mnie przeciętna, mało angażująca produkcja. Można ją po prostu puścić 'w tle' jako umilacz do chociażby prasowania i nie musimy bać się o przypalone koszule ale znienawidzona przeze mnie czynność dzięki niemu nie była tak monotematyczna.
     Moja ocena: 5/10.

sobota, 25 maja 2019

"I że cię nie opuszczę" Michelle Richmond



Zawsze odbieraj telefon od małżonka. 
Regularnie obdarowujcie się prezentami. 
Kilka razy w roku wyjedźcie gdzieś razem. 
Nikomu nie wspominajcie o Pakcie.
Alice i Jake to młode kochające się małżeństwo. Alice odnosi sukcesy jako prawniczka, Jake jest terapeutą i współwłaścicielem poradni psychologicznej. Przed nimi wspólne życie pełne planów. W prezencie ślubnym od prominentnego klienta Alice nowożeńcy otrzymują zaproszenie do elitarnego klubu dla małżeństw, który działa pod nazwą Pakt. Jego celem jest wspieranie par w staraniach o szczęśliwy i trwały związek. Nierozerwalny. Za wszelką cenę… Jak daleko się posuną, aby ochronić swoje małżeństwo? 
Opis książki





Autor: Michelle Richmond
Tytuł oryginalny: The Marriage Pact
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Smulewska-Dziadosz Maria
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2017
Rok pierwszego wydania polskiego: 2018
Liczba stron: 488



     Mam wrażenie, że o książce "I że cię nie opuszczę" było trochę głośno jedynie w okolicach jej premiery. Później temat jakoś trochę ucichł i nie widziałam zbyt wielu miejsc skąd rzucałaby mi się w oczy ta okładka. Jako, że dorwałam swego czasu ten tytuł w postaci e-booka w bardzo dobrej cenie, a podobno miał być to fenomenalny thriller psychologiczny, nie mogłam przejść obok niego obojętnie.
     Alice i Jake to zakochana w sobie po uszy para, szczęśliwe młode małżeństwo. Z okazji swojego ślubu dostali w prezencie tajemniczą skrzynkę i zaproszenie do elitarnego klubu, zwanego Paktem. Choć wydawało się to być dziwne, to zasady tam panujące nie były dla zakochanych czymś trudnym do przestrzegania. Przynajmniej początkowo... Przyznam się, że mam bardzo mieszane odczucia co do samej historii. Miała swoje dobre momenty, jednak im dalej w las to było coraz bardziej absurdalnie. Przypuszczam, że niektóre wydarzenia miały szokować, mrozić krew w żyłach. Mnie niestety doprowadzały często do znudzenia i zamyślenia czemu ja właściwie brnę dalej skoro coraz mniej mi się podoba... Nie określiłabym tej książki mianem thrillera, a na pewno nie psychologicznego. Nie mogę nazwać się znawcą gatunku, nie przeczytałam też aż tak wielu pozycji tego typu, jednak wiem, że bez problemu znajdzie się na rynku wiele lepiej wykreowanych i wciągających historii.
     Bohaterowie nie zrobili na mnie zbyt pozytywnego wrażenia. Podczas lektury było wiele momentów, gdy miałam ochotę potrząsnąć nimi i zmusić do racjonalnego myślenia. Niestety przez większość czasu niemiłosiernie mnie irytowali i nie byłam w stanie ich polubić. Jest to chyba jeden z nielicznych przypadków, gdy zastanawiałam się, czy nie wolałabym po prostu nijakich postaci o których szybko po lekturze zapomnę, zamiast tak absurdalnych zachowań i pobudek jakimi kierowały się dane postacie.
     Styl autorki w moim odczuciu przeciętny. Język jakim została napisana ta książka co prawda mnie od siebie nie odpychał, jednak nie mam się też czym za bardzo zachwycać. Ot po prostu poprawny sposób, niczym szczególnym nie wyróżniający się wśród innych autorów. Wydanie elektronicznie bardzo dobrze zrobione i idealnie współgrało z moim Kindlem. Chociaż jeden element o którym nie mogę napisać ani jednego złego słowa.
     Jestem rozczarowana tą pozycją. Według mnie nie jest to dobry thriller psychologiczny, a jedynie powieść dla zapchania czasu. Nie potrafiłam w pełni wciągnąć się w lekturę i zżyć z bohaterami, by z zapartym tchem śledzić ich dalsze losy. Skoro już zaczęłam ją czytać to po prostu skończyłam, ale powracać do tej książki nie zamierzam.
     Moja ocena: 4/10.

środa, 22 maja 2019

'Wynajmij sobie chłopaka' (The Perfect Date, 2019) - film










Przedsiębiorczy licealista tworzy aplikację, dzięki której można go wynająć jako chłopaka na różne uroczystości. Sprawy się komplikują, gdy do głosu dochodzą uczucia.









     Film "Wynajmij sobie chłopaka" to kolejny tytuł za który zabrałam się z myślą, że będzie łatwo, szybko i przyjemnie. I chyba moje główne oczekiwania spełnił, lecz nie powiedziałabym, że jest to arcydzieło wszech czasów o którym powinno być głośno i każdy szanujący się kinomaniak musi zobaczyć.
     Brooks aby dostać się na wymarzoną uczelnię postanawia sobie dorobić... Tworzy aplikację, przez którą można skorzystać z jego usług jako chłopaka na przeróżne uroczystości. Brzmi dość nietuzinkowo, jednak jego apka robi furorę. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy w grę wchodzą uczucia. Przyznam, że jest to jedna z lepszych lekkich historii typu komedia romantyczna z jakimi dotychczas się spotkałam. Spełniła ona idealnie wszystkie moje potrzeby w danym momencie. Choć jest tu wiele znanych schematów, były one przedstawione w ciekawy i nie tak boleśnie oklepany i odrzucający sposób. Może jedynie nie do końca przekonało mnie do siebie samo zakończenie, jednak nie wpłynęło ono w aż tak znaczący sposób na odbiór całości.
     Gra aktorska - niestety nie wszyscy aktorzy wypadli idealnie. Mam wrażenie, że odtwórczyni Celii Lieberman, czyli Laura Marano, miała wiele nierównych momentów. W niektórych scenach wypadała idealnie a w innych jakby ją na siłę zmuszali do grania w tej produkcji. Natomiast Noah Centineo jako Brook pasował tu bardzo dobrze i nie mam powodów by się do czegoś przyczepić.
     "Wynajmij sobie chłopaka" to lekki film, który umilił mi jeden z wieczorów filmowych. Nie jest to wybitna produkcja, lecz jako coś do relaksu pasuje idealnie. Podobno jest to ekranizacja pewnej powieści i szkoda, że tak późno się o tym dowiedziałam. Chociaż skoro już obejrzałam ten tytuł to po książkę chyba sięgać nie będę.
     Moja ocena: 5/10.

wtorek, 21 maja 2019

"Blackout" Marc Elsberg



Pewnego zimowego dnia w całej Europie następuje przerwa w dostawie prądu – pełne zaciemnienie. Włoski informatyk i były haker Piero Manzano podejrzewa, że może to być zmasowany elektroniczny atak terrorystyczny. Próbując ostrzec władze, sam zostaje uznany za podejrzanego. W próbie rozwiązania zagadki stara się mu pomóc dziennikarka Lauren Shannon. Im bliżej będą prawdy o przyczynie zaistniałej sytuacji, tym większe ich zaskoczenie oraz niebezpieczeństwo, na jakie się narażają.
Tymczasem Europa pogrąża się w ciemności. Zaczyna brakować podstawowych środków do życia: wody, jedzenia, ogrzewania. Wystarczy kilka dni, by zapanował chaos na niespotykaną skalę. 

Opis książki





Autor: Marc Elsberg
Tytuł oryginalny: Blackout: Morgen ist es zu spät
Język oryginalny: niemiecki
Tłumacz: Ptaszyńska-Sadowska Elżbieta
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2012
Rok pierwszego wydania polskiego: 2015
Liczba stron: 784



     Choć książka "Blackout" jest pierwszą pozycją wydaną przez Marca Elsberga, jednak mam wrażenie, że najbardziej zachwalaną. Z pozostałymi tytułami, czyli "Zero" oraz "Helisą" udało mi się już zapoznać wcześniej i miałam nadzieję, że również ta książka będzie faktycznie trzymać poziom...
     Historia ukazana na kartach tej powieści to brutalna wizja tego, co się może stać gdy znaczna część państw zostanie odcięta od prądu. Początkowe zjednoczenie przeradza się w inne skrajności, które mogą doprowadzić do znacznie gorszych konsekwencji. Tematyka wydaje się być interesująca jednak sposób pociągnięcia akcji nie zawsze wydawał mi się na tyle ciekawy bym z zapartym tchem czekała na to co zdarzy się dalej. Może na mój niezbyt momentami pozytywny odbiór wpływał fakt, że podczas lektury nie byłam w pełni zdrowa i musiałam siedzieć w domu na antybiotyku. Jednak, pomimo to i tak nie wiem czy w innych warunkach nie wymęczyłabym się przy tej książce bardziej...
     Bohaterowie - początkowo ciężko było mi się połapać z perspektywy kogo jest w danej chwili prowadzona narracja, lecz im dalej tym bardziej byłam już w stanie wyłapać kto, z kim, gdzie i dlaczego. Niestety z żadną z postaci nie byłam w stanie zżyć się na tyle by zależało mi na tym by jak najlepiej się potoczyły jej losy. Miałam niestety wrażenie, że  są tu po prostu osoby, dzięki którym można poprowadzić powieść do końca...
     Styl autora jest mi już bardzo dobrze znany z innych jego powieści. W bardzo podobny sposób zostały napisane jego inne książki i nie widzę praktycznie żadnej różnicy w tym w jaki one zostały stworzone. Wydanie papierowe dość solidnie zrobione, dzięki czemu pomimo obszerności tej pozycji, tak łatwo nie uda się jej zniszczyć w trakcie lektury.
     Przyznam się, że jest to kolejna pozycja wobec której miałam dość spore oczekiwania i znów czuję się w pewien sposób rozczarowana. Spodziewałam się wielkiego 'wow' a dostałam po prostu przeciętną powieść, która niczego mi nie urwała i wszystkie części ciała mam na swoim miejscu ;). Jak dla mnie, na ten moment jest to chyba najmniej lubiana przeze mnie pozycja od tego autora, choć widzę ten potencjał, który może zachwycać innych czytelników.
     Moja ocena: 5/10.

poniedziałek, 20 maja 2019

'Ktoś wyjątkowy' (Someone Great, 2019) - film






Ambitna dziennikarka muzyczna Jenny dostała wymarzoną pracę w prestiżowym magazynie i zamierza przeprowadzić się do San Francisco. A jej chłopak? Zamiast pojechać z ukochaną na Zachodnie Wybrzeże, postanawia zakończyć ich 9-letni związek. Chcąc ukoić zbolałe serce, Jenny zabiera swoje dwie najlepsze przyjaciółki, Erin i Blair, na ostatni szalony wypad na miasto w Nowym Jorku.







     Czasem nie mam siły i ochoty na filmy, które mogą wbić widza w fotel i zmuszać do myślenia. W takich sytuacjach poszukuję czegoś lekkiego, dzięki czemu będę mogła się odprężyć. Ostatnio mój wybór padł na tytuł "Ktoś wyjątkowy" dostępny na Netflixie. Choć nie miałam wygórowanych oczekiwań i tak nie jestem w pełni usatysfakcjonowana z tego filmu.
     Jenny dostaję wymarzoną propozycję pracy, jednak wiążę się to z koniecznością przeprowadzki. Jej długi związek kończy się z dnia na dzień, a bohaterka by ukoić swoje serce, postanawia wraz z najlepszymi przyjaciółkami ostro zaszaleć. Przyznam się, że po pierwszych minutach seansu myślałam, że będzie to historia podobna do tego co widziałam w "Ibizie". Już miałam wyłączyć jednak postanowiłam dać na swoje nieszczęście kolejną szansę. Choć nie było tak źle jak w przypadku tej produkcji z którą mi się początkowo skojarzyło to i tak nie było tu według mnie na tyle porywającej akcji, bym miała się czym zachwycać. Ot po rozstaniu dziewczyna chce zaszaleć, napić się i spróbować wyleczyć swoje serce, a jej znajome dotrzymują jej kroku.
     Gra aktorska - choć nie jest źle, nie mam właściwie nic co mogłabym okropnego zarzucić komukolwiek kto tu wystąpił to czuję niedosyt. Żadna postać nie powaliła mnie na kolana, dzięki czemu mogłabym się rozpisywać w superlatywach i uznać któregoś aktora za swojego nowego ulubieńca. Było po prostu poprawnie, wręcz przeciętnie.
     Obejrzałam, jednak jestem pewna, że nie powrócę do tego filmu ponownie. By nie mieć aż takiego poczucia straconego czasu nad tą produkcją zaczęłam w trakcie wykonywać inne czynności, które nie przeszkodziły mi w zapoznawaniu się z tą historią. Niestety u mnie film "Ktoś wyjątkowy" nie do końca sprawdził się nawet jako lekki typowy "odmóżdżacz".
     Moja ocena: 4/10.

niedziela, 19 maja 2019

"Zostawiłeś mi tylko przeszłość" Adam Silvera


Griffin cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Uwielbia Harry'ego Pottera i liczby parzyste. Theo jest fanem „Gwiezdnych wojen” i wierzy w światy równoległe. W którymś z nich na pewno wciąż żyje. W którymś z nich obaj nadal są szczęśliwi. Jednak nie w tym.
Tworzyli parę idealną. Bajka skończyła się, gdy Theo wyjechał na studia do Kalifornii i poznał nowego chłopaka. Tam też wydarzył się tragiczny wypadek, który zmienił wszystko.
Życie Griffina w jednej chwili przeistoczyło się w równię pochyłą. Jedyne, co mu zostało, to żal i sekrety. Na domiar złego, jego ból jest w stanie zrozumieć tylko Jackson – nowy chłopak Theo z Kalifornii.
Żeby budować jakąś przyszłość, Griffin musi stawić czoło przeszłości. Przeszłości, która wydarzyła się naprawdę, a nie tej, którą chciałby pamiętać. 
Opis książki






Autor: Adam Silvera
Tytuł oryginalny: History Is All You Left Me
Język oryginalny: angielski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: społeczna, obyczajowa
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2017
Rok pierwszego wydania polskiego: 2018
Liczba stron: 420



     Książki Adama Silvery robią furorę w świecie książkowym. W zeszłym roku przeczytałam "More Happy than not. Raczej szczęśliwy niż nie" i muszę przyznać, że całkiem podobała mi się tamta książka. Z nadzieją na równie dobrą pozycję sięgnęłam po "Zostawiłeś mi tylko przeszłość" i czuję się trochę rozczarowana.
     Griffin i Theo to przyjaciele, którzy znają się od wielu lat. Każdy z nich jest inny, przeżywa swoje problemy na swój sposób, jednak jest coś co wreszcie jest w stanie ich połączyć. Obaj to nastolatkowie poszukujący własnego ja, poznający swoją cielesność, przeżywają razem wzajemną miłość. Przyznam się, że po opiniach z którymi zetknęłam się przed lekturą miałam ogromne oczekiwania wobec tej pozycji. Podobno miała to być jeszcze lepsze historia niż ta, z którą miałam wcześniej do czynienia. Niestety mam wrażenie, że są tu powielane schematy niewiele różniące się od tego co już mieliśmy okazję poznać. Nastoletnia pierwsza miłość i wszelkie jej aspekty, problemy, bez względu na to czy jesteśmy hetero czy homoseksualni. Mam wrażenie, że w pewnym momencie tzw. wątek LGBT był modny i w dość krótkim okresie wyszło wiele pozycji o podobnej tematyce. Jednak dla mnie bez znaczenia jest orientacja bohaterów a interesująca relacja pomiędzy nimi. Niestety nie jestem w pełni usatysfakcjonowana tym co tu znalazłam i nie do końca rozumiem te wszystkie zachwyty nad tym tytułem z którymi się spotkałam...
     Bohaterowie to nie jest według mnie najmocniejszy punkt tej powieści. Choć główne postacie mają swoje nietypowe cechy, zainteresowania to znalazły się również dłużące się momenty gdy jedynym aspektem, który ich wyróżniał to ich orientacja. Zdaję sobie sprawę, że tolerancja (która powinna działać w obie strony) to ważna sprawa, jednak nienawidzę gdy którakolwiek ze stron jest zbyt nachalna. Postacie dalszoplanowe ok, każdy coś wniósł do historii i nikt nie był pozostawiony samemu sobie.
     Styl autora przystępny w odbiorze. Książkę samą w sobie czytało mi się dzięki temu bardzo dobrze, jednak nie wszystkie aspekty na które został postawiony nacisk w tej historii mi się w pełni podobały. Jednak co kto lubi i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wydanie elektroniczne zrobione bardo dobrze i idealnie współgrało z moim czytnikiem.
     Choć "Zostawiłeś mi tylko przeszłość" nie jest złą książką to czuję się zawiedziona. Po tak wielu zachwytach nad tym tytułem spodziewałam się czegoś znacznie lepszego, wbijającego w fotel, czegoś po czym długo nie będę w stanie się otrząsnąć. Według mnie dostałam po prostu przeciętną młodzieżówkę, którą całkiem nieźle się czytało, opowiadającą o pierwszej miłości i związanych z nią przeżyciach.
     Moja ocena: 5/10.

sobota, 18 maja 2019

'Blue Jasmine' (2013) - film









Przechodząca kryzys gospodyni domowa przeprowadza się z Nowego Jorku do San Francisco, gdzie ponownie nawiązuje kontakt ze swoją siostrą.










     Filmy Woody'ego Allena są dość specyficzne i jednocześnie intrygujące. Przypuszczam, że każdy kinomaniak, a przynajmniej znaczna część, ma choć jeden obejrzany tytuł tego reżysera za sobą. W przypadku większości jego produkcji z którymi dotychczas się spotkałam jestem zadowolona. Gdy tylko miałam okazję obejrzeć "Blue Jasmine" nie mogłam przejść obok tego tytułu obojętnie.
     Jasmine przywykła do życia na wysokim poziomie. Jednak gdy rozstaje się z mężem jej dotychczasowa egzystencja zmienia się nie do poznania. Zmuszona jest ona do odnalezienia się w nowych warunkach, co wydaje się być dla niej niewyobrażalnie trudne. Mogłoby się wydawać, że jest to historia jakich wiele, lecz jest tu pewien klimat dzięki czemu podczas seansu nie było miejsca na nudę. Były lepsze i gorsze momenty jednak nawet gdy akcja toczyła się odrobinę wolniej nie mogę napisać, że nie śledziłam losów bohaterów z zaciekawieniem. Sceneria moim zdaniem jest przepiękna, a przez widoki jakie mamy okazję tu oglądać nabrałam ochoty na podróż, choć bardzo ciężko mnie do nich namówić.
     Gra aktorska - chyba największy problem mam z odtwórczynią głównej roli. Cate Blanchett, wcielająca się w tytułową Jasmine, została bardzo dobrze dobrana do swojej postaci, idealnie się w nią wcieliła jednak było tu w niej coś przez co mój jej odbiór nie był w stu procentach pozytywny. Nie jestem w stanie dokładnie określić co mi nie pasowało, lecz nie jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Reszta obsady poradziła sobie ze swoimi rolami idealnie i żadnego z aktorów bym tu nie zamieniła.
     "Blue Jasmine" to idealny tytuł by obejrzeć go w wolny weekend dla odprężenia. Nie jest to typowy odmóżdżacz, lecz bardzo dobrze umila czas. Moim zdaniem można go obejrzeć zarówno samemu jak i w towarzystwie bez poczucia marnowania cennych chwil. Mam pewne obawy czy obejrzałabym ten film ponownie, jednak pierwsze wrażenie zrobił na mnie ogólnie pozytywne.
     Moja ocena: 7/10.

piątek, 17 maja 2019

"Welcome to Spicy Warsaw" Patrycja Strzałkowska



Jeśli wolisz nie wiedzieć, do czego są zdolni ludzie zbyt mocno kochający pieniądze, najlepiej odłóż tę książkę.
Sex | Pieniądze | Luksus
Wieczna impreza, ekskluzywne kluby, najdroższy szampan. Dla pięknych dziewczyn drzwi na końcu czerwonego dywanu zawsze są otwarte. A za nimi granice, które zbyt łatwo przekroczyć, ustawki na ściankach, botoks, sponsoring.
"Welcome to spicy Warsaw" odsłania kulisy nocnego życia, przypudrowany amfetaminą świat płatnego seksu, dziewczyn z showbizu i mężczyzn, których na nie stać. 
Opis książki







Autor: Patrycja Strzałkowska
Język oryginalny: polski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura polska
Rok pierwszego wydania: 2018
Liczba stron: 256



     "Welcome to Spicy Warsaw" autorstwa Patrycji Strzałkowskiej to pozycja uznawana przez niektórych czytelników za kontrowersyjną. Z jednej strony mnie to zaintrygowało, lecz miałam też ogromne obawy, gdyż dotychczas nie spotkałam się z ani jedną stricte pozytywną opinią tego tytułu... Będąc po lekturze nie znajduję żadnego argumentu by móc obronić tę książkę.
     Mam wrażenie, że fabuła tutaj nie istnieje. Zostały tu po prostu przedstawione losy głównej bohaterki, która według mnie nie wiodła tak ciekawego życia, by od razu pisać o tym książki. Same poczynania tejże dziewczyny były dla mnie tak irytujące, że gdybym poznała taką osobę w życiu prywatnym to jestem pewna, że nie zostałybyśmy przyjaciółkami. Przedmiotowe traktowanie płci przeciwnej, imprezy z alkoholem i narkotykami, szemrane towarzystwo, pieniądze nie wiadomo skąd. A później ogromne zdziwienie, że komuś może chodzić tylko i wyłącznie o uniesienia cielesne bez zawierania dłuższych znajomości. Może i dla niektórych mam do bólu nudne i przewidywalne życie, które jest całkowicie odmienne aniżeli to co tutaj zostało przedstawione, jednak ja czerpię ze swojego żywota znacznie więcej radości niż z tej nudnej jak flaki z olejem treści.
     Bohaterowie - główna bohaterka potrafiła we mnie wzbudzić irytacje albo zniesmaczenie. Żadnych pozytywnych uczuć, które pozwoliłby mi polubić tę postać. Pozostałe osoby, z którymi mamy tu styczność były tak nijakie, że będąc kilka dni po lekturze nie pamiętam już kto właściwie tutaj był umieszczony. Nie potrafię przypomnieć sobie ani imion, ani tego czy cokolwiek wnieśli do treści. Po prostu nic.
     Styl autorki nie jest dla mnie jakoś bardzo zachęcający i przyciągający do lektury. Choć nie miałam ochoty rzucić tej książki w trakcie czytania przez sposób w jaki została ona napisania, to już przez treść i owszem. Podczas lektury miałam wrażenie jakbym czytała po prostu pamiętnik nastolatki próbującej przypodobać się towarzystwu. Nie wiem czy to był zamierzony efekt, jednak jestem ciekawa czy tylko ja miałam takie odczucia. Wydanie papierowe zostało zadziwiająco dobrze zrobione, biorąc pod uwagę treść, która całkowicie mnie nie porwała.
     Żałuję, że poświęciłam swój czas jak i pieniądze (całe szczęście książkę kupiłam za śmieszną kwotę) na tę pozycję. "Welcome to Spicy Warsaw" to tytuł o którym chciałabym jak najszybciej zapomnieć, choć przypuszczam, że pod koniec roku znajdzie się w topce tych najgorszych... Ja, przynajmniej na ten moment, nie zamierzam sięgać po kolejne pozycje tej autorki.
     Moja ocena: 2/10.

wtorek, 14 maja 2019

'Umysł w ogniu' (Brain on Fire, 2016) - film





Susannah budzi się przywiązana do szpitalnego łóżka, a jej wspomnienia ostatnich tygodni są osnute mgłą. Okazuje się, że z dnia na dzień z pogodnej, pełnej życia dziewczyny, stojącej u progu wielkiej dziennikarskiej kariery, zmieniła się w przepełnioną strachem, agresywną istotę, której ciało trawi niezwykle rzadkie schorzenie. By nie popaść w szaleństwo, Susannah, na podstawie rozmów z bliskimi i lekarzami, stara się odtworzyć historię swojej choroby i znaleźć siłę, która pozwoli jej wygrać batalię z własnym umysłem.







     Zastanawiam się na jakim ja świecie żyłam, że dopiero ostatnio w ogóle zetknęłam się z filmem "Umysł w ogniu". Sam opis zaintrygował mnie na tyle, że dość szybko zabrałam się za oglądanie tego tytułu. Jestem naprawdę zdziwiona, że nie jest o tym filmie aż tak głośno jak być powinno...
     Okazuje się, że Susannah cierpi na rzadką chorobę, która nie jest aż tak często diagnozowana wśród pacjentów. Jednak jej droga do tego by rozpoznać to co się w ogóle z nią dzieję to była droga przez mękę. Historia, z którą mamy tu do czynienia jest oparta na faktach, lecz nie znam na tyle prawdziwych przejść osoby, by móc ocenić na ile została ona w tym filmie naciągnięta. Pomimo to uważam, że naprawdę warto obejrzeć ten film. Może dla niektórych ludzi okaże "Umysł w ogniu" się zbawieniem a również otoczeniu w jakim żyją chorzy otworzą się oczy na to co się dzieje.
     Gra aktorska jest według mnie na przyzwoitym poziomie. Co do większości nazwisk, które tutaj się pojawiają nie mam żadnych zastrzeżeń. Jedynie nie do końca pasowała mi w swojej roli Jenny Slate, która wcielała się w Margo, czyli przyjaciółkę z pracy głównej bohaterki. Wypadła ona niestety na tle innych bardzo nijako.
     "Umysł w ogniu" to film o którym powinno się mówić znacznie częściej. Ja mogę jedynie żałować, że dopiero teraz natrafiłam na ten tytuł, jednak samego faktu jego obejrzenia i poświęcenia na niego swojego czasu żałować nie zamierzam. Jeśli jeszcze nie widzieliście to gorąco polecam.
     Moja ocena: 8/10.

niedziela, 12 maja 2019

"Dom orchidei" Lucinda Riley

Julia Forrester, słynna pianistka, zrozpaczona po śmierci męża i ukochanego syna, szuka spokoju na angielskiej prowincji. Jednak przewrotny los i przypadkowa wizyta w wiekowym dworze Wharton Park, gdzie Julia spędziła dużo czasu w dzieciństwie, sprawiają, że zamiast ukojenia odnajduje miłość i natrafia na trop rodzinnej tajemnicy. 
Kiedy do rąk Julii trafia pamiętnik z okresu drugiej wojny światowej, napisany przez lorda Harry'ego Crawforda, syna ówczesnego właściciela majątku, kobieta odkrywa prawdę o nieszczęśliwej miłości angielskiego arystokraty do Lidii, pięknej, młodej Tajki. Dzięki opowieściom swej babki, niegdyś pokojówki w Wharton Park, Julia poznaje bolesną historię opartą na zdradzie, kłamstwie i cierpieniu, która na zawsze połączyła losy dwóch rodzin. Po powrocie do Francji odkrywa, że jej mąż żyje, a prawda o wypadku, w którym zginął jej syn, jest inna, niż do tej pory sądziła. 
Czy wyjazd do Tajlandii, magicznego miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, pomoże Julii odzyskać upragniony spokój i uporządkować życie, które legło w gruzach? 
Opis książki



Autor: Lucinda Riley
Tytuł oryginalny: The Orchid House
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Dobrzańska Anna
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura zagraniczna
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2010
Rok pierwszego wydania polskiego: 2012
Liczba stron: 528



     O twórczości autorki słyszałam bardzo wiele pozytywnych opinii. Swoją przygodę z jej powieściami postanowiłam zacząć od "Domu orchidei". Będąc po lekturze tej książki już rozumiem co takiego zachwyca wielu czytelników. Jestem pewna, że nie będzie to moje ostatni tytuł po jaki sięgnęłam spod pióra tej pisarki.
     Historia przedstawiona na kartach tej powieści jest niesamowita. Teraźniejszość zgrabnie łączy się z wydarzeniami z przeszłości. Nie potrafię w kilku sensownych zdaniach oddać tego klimatu z jakim mamy tu możliwość się zetknąć. Aby zrozumieć fenomen tej  powieści trzeba po prostu po nią sięgnąć i wraz z bohaterami przeżywać ich wzloty i upadki. Już od pierwszych stron przepadłam, bardzo ciężko było oderwać mi się od lektury. To jest jeden z tych przypadków, gdy miałam ochotę jak najszybciej dowiedzieć co stanie się dalej, a jednocześnie ma się ochotę delektować lekturą i spędzić z nią jak najwięcej czasu.
     Bohaterowie zostali dobrze wykreowani. Miałam jedynie problem z nielicznymi postaciami dalszoplanowymi, które gdzieś gdzieś tam po drodze były momentami dla mnie ogromnie irytujące. Całe szczęście nie byli to główni bohaterowie, lecz ich umieszczenie w tej historii było moim zdaniem bardzo ważne dla całości.
     Styl autorki jest mocnym atutem tej powieści. Co prawda nie czytałam tej pozycji w oryginale, jednak przypuszczam że tłumaczka też ma tu swoją zasługę. Przez tę historię wręcz się płynęło a czytanie jej było ogromną przyjemnością. Wydanie papierowe przyzwoicie zrobione i właściwie nie mam się w tym przypadku do czego 'przyczepić'. Całe szczęście pozostałe pozycje od tej autorki, a przynajmniej te które mam na swojej półce, są wydane w ten sam sposób, więc będę mogła czerpać przyjemność z lektury bez obawy, że książka rozleci mi się w rękach.
     Jestem oczarowana tą książką i nie żałuję, że wreszcie ją przeczytałam. Cieszę się, że mam swój egzemplarz na półce, dzięki czemu będę mogła powrócić do niej gdy tylko najdzie mnie taka ochota. Mam nadzieję, że inne powieści Lucindy Riley są równie dobre i już nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po następny tytuł jej autorstwa.
     Moja ocena: 8/10.
Related Posts with Thumbnails