Przechodząca kryzys gospodyni domowa przeprowadza się z Nowego Jorku do
San Francisco, gdzie ponownie nawiązuje kontakt ze swoją siostrą.
Filmy Woody'ego Allena są dość specyficzne i jednocześnie intrygujące. Przypuszczam, że każdy kinomaniak, a przynajmniej znaczna część, ma choć jeden obejrzany tytuł tego reżysera za sobą. W przypadku większości jego produkcji z którymi dotychczas się spotkałam jestem zadowolona. Gdy tylko miałam okazję obejrzeć "Blue Jasmine" nie mogłam przejść obok tego tytułu obojętnie.
Jasmine przywykła do życia na wysokim poziomie. Jednak gdy rozstaje się z mężem jej dotychczasowa egzystencja zmienia się nie do poznania. Zmuszona jest ona do odnalezienia się w nowych warunkach, co wydaje się być dla niej niewyobrażalnie trudne. Mogłoby się wydawać, że jest to historia jakich wiele, lecz jest tu pewien klimat dzięki czemu podczas seansu nie było miejsca na nudę. Były lepsze i gorsze momenty jednak nawet gdy akcja toczyła się odrobinę wolniej nie mogę napisać, że nie śledziłam losów bohaterów z zaciekawieniem. Sceneria moim zdaniem jest przepiękna, a przez widoki jakie mamy okazję tu oglądać nabrałam ochoty na podróż, choć bardzo ciężko mnie do nich namówić.
Gra aktorska - chyba największy problem mam z odtwórczynią głównej roli. Cate Blanchett, wcielająca się w tytułową Jasmine, została bardzo dobrze dobrana do swojej postaci, idealnie się w nią wcieliła jednak było tu w niej coś przez co mój jej odbiór nie był w stu procentach pozytywny. Nie jestem w stanie dokładnie określić co mi nie pasowało, lecz nie jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Reszta obsady poradziła sobie ze swoimi rolami idealnie i żadnego z aktorów bym tu nie zamieniła.
"Blue Jasmine" to idealny tytuł by obejrzeć go w wolny weekend dla odprężenia. Nie jest to typowy odmóżdżacz, lecz bardzo dobrze umila czas. Moim zdaniem można go obejrzeć zarówno samemu jak i w towarzystwie bez poczucia marnowania cennych chwil. Mam pewne obawy czy obejrzałabym ten film ponownie, jednak pierwsze wrażenie zrobił na mnie ogólnie pozytywne.
Jasmine przywykła do życia na wysokim poziomie. Jednak gdy rozstaje się z mężem jej dotychczasowa egzystencja zmienia się nie do poznania. Zmuszona jest ona do odnalezienia się w nowych warunkach, co wydaje się być dla niej niewyobrażalnie trudne. Mogłoby się wydawać, że jest to historia jakich wiele, lecz jest tu pewien klimat dzięki czemu podczas seansu nie było miejsca na nudę. Były lepsze i gorsze momenty jednak nawet gdy akcja toczyła się odrobinę wolniej nie mogę napisać, że nie śledziłam losów bohaterów z zaciekawieniem. Sceneria moim zdaniem jest przepiękna, a przez widoki jakie mamy okazję tu oglądać nabrałam ochoty na podróż, choć bardzo ciężko mnie do nich namówić.
Gra aktorska - chyba największy problem mam z odtwórczynią głównej roli. Cate Blanchett, wcielająca się w tytułową Jasmine, została bardzo dobrze dobrana do swojej postaci, idealnie się w nią wcieliła jednak było tu w niej coś przez co mój jej odbiór nie był w stu procentach pozytywny. Nie jestem w stanie dokładnie określić co mi nie pasowało, lecz nie jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Reszta obsady poradziła sobie ze swoimi rolami idealnie i żadnego z aktorów bym tu nie zamieniła.
"Blue Jasmine" to idealny tytuł by obejrzeć go w wolny weekend dla odprężenia. Nie jest to typowy odmóżdżacz, lecz bardzo dobrze umila czas. Moim zdaniem można go obejrzeć zarówno samemu jak i w towarzystwie bez poczucia marnowania cennych chwil. Mam pewne obawy czy obejrzałabym ten film ponownie, jednak pierwsze wrażenie zrobił na mnie ogólnie pozytywne.
Moja ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz