czwartek, 28 lutego 2019

Podsumowanie lutego 2019


 
Luty to kolejny miesiąc, który minął mi w szalonym tempie. Jednak coraz częściej zastanawiam się nad tym co jest naprawdę ważne i niekoniecznie podoba mi się to co widzę u siebie... Jednak przechodząc do spraw związanych z blogiem - serdecznie zapraszam Was do lektury podsumowania czytelniczo-filmowego lutego 2019.




Luty książkowo

- liczba przeczytanych książek: 5
- łączna liczba stron: 1 952

Nie jest źle, choć zawsze mogło być lepiej :). Początek i koniec miesiąca był moim zdaniem udany lecz te lektury na które trafiłam "po środku" najłagodniej mówiąc są po prostu średnie. Największe wrażenie zrobiła na mnie pozycja "Światło między oceanami", którą jestem wręcz oczarowana i zamierzam do niej powracać.


Luty filmowo

- liczba obejrzanych filmów: 5
Filmowo było niestety bardzo przeciętnie. Jedynie tytuł "W starym, dobrym stylu" mnie nie zawiódł, choć ma on pewne swoje małe mankamenty.


Mam nadzieję, że Wam udało się trafić na same dobre tytuły a następny miesiąc był jeszcze lepszy niż ten.

środa, 27 lutego 2019

'W starym, dobrym stylu' (Going in Style, 2017) - film






Trzej najlepsi kumple – Willie, Joe i Al decydują się przełamać stereotyp spokojnych emerytów i po raz pierwszy w życiu zejść ze ścieżki prawości, kiedy ich fundusz emerytalny zostaje zlikwidowany. Aby samodzielnie opłacać swoje rachunki i nie stać się ciężarem dla najbliższych, trzej zdesperowani przyjaciele stawiają wszystko na jedną kartę i postanawiają napaść na ten sam bank, który pozbawił ich pieniędzy.








     O filmie "W starym dobrym stylu" przed seansem nie wiedziałam prawie nic. Jedynie zaznajomiłam się z opisem, który wydał mi się na tyle intrygujący, że postanowiłam obejrzeć tę produkcję. Całe szczęście tym razem się nie zawiodłam.
     Gdy trójka przyjaciół dowiaduje się, że ich fundusz emerytalny został zlikwidowany, a ich spokojna przyszłość może zostać zniszczona w ich głowie rodzi się niecny plan. Postanawiają wziąć swój los we własne ręce i zatroszczyć się o najbliższe lata. Choć miałam jedynie nadzieję na przyjemną komedię, dzięki której odpocznę po gorszym dniu to pozytywnie się zaskoczyłam. Akcja została ciekawie pociągnięta, dzięki czemu nie nudziłam się podczas oglądania. Pomimo, że niektóre sceny były do przewidzenia, nie poczułam takiego ogromnego zawodu gdy miały jednak one miejsce. Współgrały one z całością i nadawały one po prostu niektórym zdarzeniom większy sens.
     Gra aktorska według mnie na bardzo dobrym poziomie. Główni bohaterowie zostali idealnie dobrani do swoich ról. W szczególności Morgan Freeman jako Willie mnie nie zawiódł i trzymał swój wysoki poziom. Osobiście jeszcze nie spotkałam się z filmem w którym by aktorsko źle wypadł. Również nie mam nic do zarzucenia postaciom dalszoplanowym, które miały większy lub mniejszy wkład w pozytywny odbiór tego tytułu.
     Cieszę się, że mój wybór padł ostatnio na "W starym dobrym stylu". Pomimo że nie jest to rewelacyjne kino to bardzo dobrze mi się oglądało ten film, w szczególności, że padło na niego trochę na "chybił-trafił". Według mnie warto zobaczyć jeśli jeszcze nie zetknęliście się z tym tytułem.
     Moja ocena: 7/10.

niedziela, 24 lutego 2019

"Światło między oceanami" M. L. Stedman

1920. Tom Sherbourne, inżynier z Sydney, odznaczony za odwagę na froncie I wojny światowej, decyduje się przyjąć posadę latarnika na Janus Rock, niezamieszkanej wysepce położonej w odległości ponad 100 mil od wybrzeży Australii. Kilkanaście miesięcy później dołącza do niego Isabel, dopiero co poślubiona piękna młoda żona – kochająca, radosna, gotowa dzielić z nim surowe życie na otoczonym oceanem skrawku ziemi o powierzchni kilkuset hektarów. Oboje wierzą, że odnajdą tu upragnione szczęście. Niestety, los wystawia parę na ciężką próbę. Po dwóch poronieniach i wydaniu na świat martwego chłopca Isabel dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć dzieci; popada w depresję. I wówczas zdarza się cud: do brzegu wyspy przybija zepchnięta przez fale łódź z ciałem martwego mężczyzny i zawiniętym w sweter płaczącym niemowlęciem. Ulegając namowom żony, kierując się głosem serca, a nie wyznawanymi zasadami moralnymi, Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na życiu wielu ludzi...
Opis książki



Autor: M. L. Stedman
Tytuł oryginalny: The Light Between Oceans
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Dobrzańska Anna
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura zagraniczna
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2012
Rok pierwszego wydania polskiego: 2013
Liczba stron: 432



     Książka pt. "Światło miedzy oceanami" czekała na mojej półce na swoją kolej już od dobrych dwóch lat. Bliska mi osoba ostatnio bardzo pozytywnie wypowiadała się na temat tej pozycji, przez co nabrałam ogromnej ochoty na zaznajomienie się z jej treścią. A, że wreszcie wypadało by zacząć sukcesywnie pozbywać się 'stosiku hańby' w postaci zalegających nieprzeczytanych tytułów, stwierdziłam, że jest to moment idealny aby wreszcie po nią sięgnąć.
     Tom, po trudach na froncie podczas I wojny światowej, decyduje się na podjęcie pracy na latarnika na wyspie Janus Rock. W trakcie jednej z podróży poznał piękną i niewinną Isabel, która straciła dla niego głowę. Gdy już jako żona przybywa do wybranka na wyspę akcja rozkręca się na dobre. Przed lekturą nie czytałam dokładnego opisu tej książki, a od dobrej duszy słyszałam jedynie ogólne pozytywne wrażenia, więc nie wiedziałam jakiego typu historii mogę się spodziewać. Dzięki temu poznawanie tej historii było dla mnie na swój sposób magiczne, a z każdym następnym rozdziałem szczęka coraz bardziej miała ochotę opaść mi na ziemię. Jestem pod ogromnym wrażeniem w jaki sposób została tutaj stworzona historia, od której trudno było mi się oderwać. Moim zdaniem nie ma tu żadnych niepotrzebnych scen, które by bezsensownie wydłużały akcję, jednak nie mam również poczucia niedosytu. Nie wiem, co mogę jeszcze napisać, gdyż ta książka porwała mnie swą treścią całkowicie.
     Bohaterowie zostali bardzo dobrze wykreowani. Wszystkie postacie wzbudzały we mnie przeróżne emocje, o żadnej nie da się zapomnieć i nikt nie pozostał obojętny. Można niektóre osoby polubić, inne znienawidzić jednak każdy miał swoistą historię i przeżycia, przez które jesteśmy w pewnym stopniu zrozumieć pobudki nimi kierujące. Osobiście jestem naprawdę zadowolona z tego w jaki sposób zostali tu przedstawieni bohaterowie.
     Styl autorki przyjemny w odbiorze, dzięki czemu z ogromną lekkością możemy całkowicie wciągnąć się w przedstawioną na kartach tej powieści historię. Kreacja świata w którym ma miejsce akcja czy sama historia, zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, przez co tak łatwo nie zapomnę moich odczuć, które mi towarzyszyły podczas czytania. Wydanie papierowe zrobione przyzwoicie a jedyną wadą są klejone strony. Mam nadzieję, że mój egzemplarz tak szybko się nie rozpadnie, gdyż zamierzam w przyszłości powrócić do tego tytułu.
     Moim zdaniem "Światło między oceanami" to bardzo dobra książka. Choć nie mogę jej dać maksymalnej oceny, to i tak uważam, że warto się z nią zapoznać. Ja żałuję tylko, że zrobiłam to tak późno a nie mam nic na własną obronę, żeby to sobie jakoś wytłumaczyć.
     Moja ocena: 8/10.

piątek, 22 lutego 2019

'Nie cierpię walentynek' (I Hate Valentine's Day, 2009) - film





Genevieve Gernier, właścicielka kwiaciarni "Róże dla zakochanych", ma ściśle określone podejście do kwestii miłości. Randki – owszem, stały związek – absolutnie nie! Jej życiowa filozofia dopuszcza możliwość spotkania się z facetem tylko 5 razy. Gwarantuje to namiętny romans, ale absolutnie bez zobowiązań i ryzyka „złamania” serca. Jednak pewnego dnia poznaje właściciela sąsiadującej restauracji. Greg jest przystojny, zabawny, czarujący… Randkowa teoria Genevieve zaczyna chwiać się w posadach.






     Walentynki to dość specyficzne 'święto', które ma tak samo wielu fanów, jak i przeciwników. Każda grupa ma swoje argumenty i niekoniecznie jest gotowa przyjąć do świadomości opinię tych drugich. Choć tegoroczne zamieszanie jest już za nami i tak postanowiłam zabrać się za film o tytule "Nie cierpię walentynek". Nie spodziewałam się zbyt wiele po tej produkcji i dzięki temu moje rozczarowanie nie jest aż tak ogromne.
     Genevieve ma dość specyficzne podejście do randkowania. Nie uznaje ona stałych związków, a na randki chodzi tylko pięć razy z jednym mężczyzną. Gdy na swojej drodze spotyka Grega początkowo nic nie wskazuje, że pojawią się problemy, mogące zmienić jej stosunek do miłości... Jak przystało na typową komedię romantyczną mamy tutaj schemat już bardzo dobrze znany z innych tego typu produkcji. Nie znajdziemy tu zaskakującego zakończenia, tylko powielany i często już drażniący motyw w postaci happy-endu. Choć nie powinno to już nikogo zdziwić to nadal się taki element pojawia. Co prawda nie jestem fanką tego gatunku, lecz w tym filmie znalazłam jednak coś innego, z czym dotychczas się nie spotkałam. Jest to ogromnie pozytywna energia, która wręcz "daje po oczach" podczas seansu. Mam wrażenie, że można to zawdzięczać głównie kreacji bohaterów, którzy choć absurdalni, to byli dla mnie najmocniejszym elementem tego filmu. Jeśli jednak ktoś oczekuje zaskakujących zwrotów akcji i wciągającej fabuły to może się zawieść, lecz aspekt komediowy jest tu trochę lepszy niż w większości komedii romantycznych z którymi miałam styczność. Nadal nie jest rewelacyjnie, choć też nie czułam się aż tak bardzo zażenowana podczas oglądania tego filmu.
     Gra aktorska niestety nie jest wybitna, chociaż miała w pewien sposób swój urok. Miałam wrażenie, że momentami było bardzo drętwo a same postacie nie do końca są w pełni przekonujące. Jednak mimo moich zastrzeżeń miały w sobie coś, dzięki czemu nie miałam ochoty wyłączyć filmu już po pierwszych minutach. Będąc już po seansie nie czuję potrzeby oglądania konkretnych aktorów w innych produkcjach,lecz nie będę odrzucać innych tytułów jeśli ich nazwiska pojawią się w interesującym mnie filmach.
     "Nie cierpię walentynek" choć jest schematyczną komedią romantyczną to absurdalni i nietuzinkowi bohaterowie ratują tę produkcję. Można jej wiele zarzucić, jednak ma w sobie coś dzięki czemu wyróżnia się na tle wielu innych. Co prawda nie zamierzam powracać do tego tytułu, jednak może znajdzie się ktoś kogo zainteresuje ten film a jeszcze o nim nie słyszał.
     Moja ocena: 4/10.

wtorek, 19 lutego 2019

"Wzloty i upadki młodej Jane Young" Gabrielle Zevin

Aviva Grossman, młoda ambitna stażystka kongresmena, popełniła błąd, nawiązując romans ze swoim żonatym szefem. Sprawę pogarsza odkrycie anonimowego bloga dziewczyny, na którym opisywała szczegóły tego związku. W dobie masowych mediów i internetu Aviva nie musi już nosić szkarłatnej litery na piersi. I tak wszyscy wiedzą, że jest rozpustnicą.
Kilkanaście lat później kariera kongresmena – podobnie jak jego małżeństwo – nadal ma się świetnie. W przeciwieństwie do Avivy. Ona musiała zacząć wszystko od nowa, porzucić marzenia o polityce, a przede wszystkim wyprowadzić się do innego stanu i zmienić nazwisko. Teraz przeszłość dopada ją w tym samym momencie, gdy jej córka Ruby, którą samotnie wychowuje, odkrywa prawdziwą tożsamość matki.
Wzloty i upadki młodej Jane Young to jakże aktualna opowieść o tym, ile ograniczeń napotykają wciąż kobiety i z jak wieloma podwójnymi standardami narzucanymi przez społeczeństwo przychodzi im mierzyć się i w sferze publicznej, i prywatnej.
Opis książki



Autor: Gabrielle Zevin
Tytuł oryginalny: Young Jane Young
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Wyszogrodzka-Gaik Agnieszka
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: społeczna, obyczajowa
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2017
Rok pierwszego wydania polskiego: 2018
Liczba stron: 352



     Podczas ostatniej wizyty w bibliotece, przechadzając się między regałami pełnymi od książek i wdychając ich zapach, poszukiwałam czegoś czego nie znam ale w jakiś sposób mnie zainteresuje. W ten oto sposób trafiłam na pozycję "Wzloty i upadki młodej Jane Young". Jej opis zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam ją wypożyczyć. Niestety to był błąd...
     Aviva to młoda i ambitna dziewczyna chcąca zawojować świat. Odbywa ona staż u poważanego kongresmena, z którym to wdaje się w romans. Przedstawione zostało tutaj jej życie, to jak pewne decyzje wpłynęły na jej dalsze losy i zmusiło do podjęcia nietypowych działań. Niestety historia moim zdaniem została bardzo źle przedstawiona. Akcja działa się wręcz leniwie, a sama autorka skakała z wątku na wątek nie rozwijając odpowiednio dobrze żadnego z nich. We mnie, będącej zwykłym czytelnikiem, nie udało się dostrzec tutaj nic co by mogło wpłynąć na pozytywny odbiór i zachęcić do brnięcia dalej. Jest to dla mnie jedna z nielicznych książek, podczas lektury której poważnie zastanawiałam się nad zaprzestaniem jej czytania nawet już na samym początku... Jednak naiwnie myślałam, że będzie lepiej. Według mnie nie było. Najciekawszy z całości jest opis, który możemy znaleźć z tyłu książki.
     Bohaterowie według mnie byli niedopracowani i nie do końca przemyślani. Pomimo moich najszczerszych chęci, żeby jednak znaleźć jakiś pozytyw to nie udało mi się tego zrobić wśród postaci. Osoby z którymi miałam tutaj styczność były po prostu irytująco nijakie i momentami wręcz od siebie odpychające. Dawno się nie spotkałam z aż tak słabo skonstruowanymi nawet głównymi bohaterami. Nie byłabym w stanie polubić albo znienawidzić z tej historii nikogo, po prostu nie miałabym ochoty rozwijać takiej znajomości.
     Styl autorki to chyba najbardziej odpychający element od tej książki. Pisarka skakała z wątku na wątek, a sposób w jaki tworzyła tę historię był bardzo oporny. Również język jakim się posługiwała powodował we mnie jedynie chęć porzucenia tej pozycji już po pierwszych stronach. Im dalej brnęłam i tak nie byłam w stanie się do niego przyzwyczaić. Wątpię, żeby to była wina tłumacza, gdyż nawet z najgorszego tekstu nikt nie stworzy czegoś wybitnego. Wydanie papierowe co prawda przyciągnęło mój wzrok w bibliotece, lecz nie zachwyciło już podczas właściwej lektury. Mamy tu klejone strony, przez co pozycja prawie się już rozpadała i nie jest to coś co najmilej wspominam z czytania. Co do innych aspektów nie mam aż takich zastrzeżeń.
     "Wzloty i upadki młodej Jane Young" to pozycja podczas której zaczęłam na poważnie zastanawiać się nad kończeniem tych, które mnie do siebie nie przekonują. Żałuję, że nie porzuciłam tej lektury już na samym początku, gdyż mam mocne poczucie straconego czasu, który spędziłam z nią w ręku. Ja osobiście nie polecam tej książki i wątpię abym sięgnęła po inny tytuł tej autorki.
     Moja ocena: 2/10.

poniedziałek, 18 lutego 2019

'Kto się śmieje ostatni?' (The Last Laugh, 2019) - film









Mieszkający w domu spokojnej starości Al, emerytowany menedżer gwiazd, zachęca do powrotu na scenę Buddy'ego, swojego byłego klienta, który przestał występować lata temu.










     Po raz kolejny potrzebowałam raczej lekkiego i przyjemnego filmu, który umili mi czas podczas prozaicznych zajęć domowych. Tym razem zdecydowałam się na produkcję "Kto się śmieje ostatni?". Niestety w przypadku tego tytułu jestem mocno rozczarowana, gdyż nie do końca spełnił moje oczekiwania.
     Al, po wielu namowach wnuczki, zaczyna swoje życie w domu spokojnej starości. Tam spotyka swojego dawnego klienta i zarazem kumpla, gdy to jeszcze pracował jako menedżer gwiazd. W ich głowach rodzi się niecny plan, by po wielu latach Buddy powrócił do kariery komika... Niestety nazwanie tej produkcji komedią jest według mnie ogromną pomyłką. Znajdziemy tu jedynie kilka krótkich scen, które mogą być dla niektórych śmieszne, lecz stanowią one znikomą część dość nijakiej i wręcz nudnawej historii. Możliwe, że to ja mam dziwne poczucie humor, lecz emeryt zdający się w niby romans czy występy kabaretowe z czasem rasistowskimi żartami nie do końca trafiają w mój gust. Choć miło jest zobaczyć, że nawet starsi ludzie będąc na emeryturze mogą mieć znacznie ciekawsze życie ode mnie to mam wrażenie, że jest to historia bardzo mało realna, by akurat ten przypadek, z tej historii, mógł mieć miejsce w życiu realnym. Mogłabym jednak przymknąć na to oko, gdyby realizacja była lepsza, historia bardziej wciągająca widza a muzyka dostosowana do tego co widzimy na ekranie.
     Gra aktorska nie podbiła mojego serca, choć nie mogę napisać aby była zła i odpychająca. O zgrozo, jest to chyba jeden z lepszych aspektów całej tej produkcji. Chevy Chase jako Al, czy Richard Dreyfuss w roli Buddy'ego dali całkiem nieźle radę lecz nie zachwyciłam się aż tak bardzo tym co zobaczyłam. Aktorzy mam wrażenie, że przez większy czas po prostu byli, gdyż bez nich nie powstał by film.
     "Kto się śmieje ostatni?" nie wywołał u mnie ani razu uśmiechu na twarzy, a od komedii można by tego oczekiwać. Może miałam zbyt duże wymagania, jednak sądzę, że da się stworzyć dobrą historię, która będzie śmieszna i sprawi, że będzie się do niej chciało powracać wielokrotnie.
     Moja ocena: 3/10.

niedziela, 17 lutego 2019

"Emocjonalne SOS. Jak uleczyć negatywne emocje" Guy Winch


Uczucia każdego z nas bywają czasem zranione. Porażka, poczucie winy, odrzucenie oraz strata wpisane są w naturę życia, tak samo jak sporadyczne obtarcie łokcia czy stłuczenie kolana. Podczas gdy od razu wiemy, co zrobić w takich przypadkach - bandażujemy skaleczenie, a na skręconą kostkę robimy zimny okład -  opatrywanie urazów emocjonalnych sprawia nam kłopot. Nasza apteczka pierwszej pomocy jest nie tylko niewystarczająco wyposażona - rzadko kto ją ma.
Szczęśliwie jest wyjątkowa książka "Emocjonalne SOS" mogąca nieść psychologiczną pierwszą pomoc w przypadku zranienia uczuć. Jest podstawową lekturą dla każdego, kto pragnie stać się bardziej odporny na odrzucenie, wzmocnić swoje poczucie własnej wartości oraz uwolnić się od urazów i zahamowań, które uniemożliwiają mu rozwój osobisty.
Opis książki




Autor: Guy Winch
Tytuł oryginalny: Emotional First Aid
Język oryginalny: angielski
Kategoria: Hobby
Gatunek: uroda i zdrowie
Forma: poradnik
Rok pierwszego wydania polskiego: 2016
Liczba stron: 368



     Przypuszczam, że wszyscy mamy w życiu lepsze i gorsze momenty. Jednak przedłużający się okres gdy negatywne myśli i emocje nas przytłaczają to najwyższy czas aby wreszcie sobie pomóc. Sama mam ostatnio taki gorszy czas i postanowiłam sięgnąć po książkę "Emocjonalne SOS. Jak uleczyć negatywne emocje", którą zakupiłam na Warszawskich Targach Książki w 2018 roku. Czy znalazłam tu coś co faktycznie byłoby mi w stanie pomóc? Mam niestety mieszane odczucia.
     Książka to poradnik, w którym każdy rozdział dotyczy trochę innego problemu, choć część z nich może być ze sobą powiązana. Możemy się tu dowiedzieć jak poradzić sobie z samotnością, utratą czy niskim poczuciem własnej wartości. Co prawda niektóre tematy nie dotyczą mnie osobiście, tak z innymi mam ogromny problem. Niestety nie wszystkie zalecane ćwiczenia przyniosły mi wewnętrzną ulgę czy ukojenie. Mam wrażenie, że nie każdy element przyniósł zamierzony efekt, przynajmniej w moim przypadku. Jednak co ważne, za koniec każdego rozdziału jest odpowiednio uargumentowane dlaczego warto udać się do lekarza specjalisty w razie problemów, a co nie jest czymś czego powinniśmy się wstydzić. Autor nie próbuje wmówić, że jego wnioski są jedyną słuszną drogą i przyznaje, że nie na wszystkich każdy lek zadziała tak samo. Na niektóre sytuacje spojrzałam trochę innym okiem, mam trochę do przemyślenia, gdyż nie wszystko w życiu jest takie słodko-pierdzące i w różowych barwach.
     Styl autora jest bardzo przystępny w odbiorze. Przed zaczęciem lektury tej pozycji obawiałam się trochę sposobu w jaki będzie ona przedstawiona, czy język nie będzie zbyt naukowy i zrozumiały tylko dla garstki wybrańców. Jednak treść została tutaj opisana bardzo lekko, dzięki czemu nikt z nas nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem omawianych tematów. Wydanie papierowe ma tylko jedną wadę - klejone strony, choć mam wrażenie, że w tym przypadku powinny one wytrzymać kilkukrotne czytanie. Okładka ze skrzydełkami wydaje się być solidnie wykonana, choć sama grafika niekoniecznie trafia w moje gusta.
     Mam mieszane odczucia co do tej pozycji. Do niektórych rozdziałów jestem pewna, że będę powracać w razie swoich indywidualnych potrzeb, choć nie wszystkie ćwiczenia u mnie zadziałały. Może na efekty trzeba trochę dłużej poczekać... Co ważne, i powtórzę to raz jeszcze, ważne jest to przypomnienie, iż czasem warto udać się do odpowiedniego specjalisty co nie jest wcale niczym złym jak się niektórym wydaje.
     Moja ocena: 5/10.

piątek, 15 lutego 2019

'Słodki wybór' (Candy Jar, 2018) - film










Dwójka najlepszych i nie przepadających za sobą uczniów liceum, postanawia połączyć siły w celu dostania się do wymarzonych koledżów.










     Aby umilić sobie prasowanie spiętrzonej góry prania z całego tygodnia postanowiłam obejrzeć w trakcie jakiś miły i mało zobowiązujący film. Mój wybór padł na produkcję Netflixa "Słodki wybór". Choć historia idealnie wpasowała się w moje potrzeby to nie jestem pewna czy w innych warunkach bym była tym tytułem zachwycona...
     Ona i on, Lona i Bennet to dwójka najlepszych uczniów w szkole, która łagodnie mówiąc nie przepada za sobą. Jednak dążąc do osiągnięcia jak najlepszych wyników w nauce i zajęciach pozaszkolnych by studiować na wymarzonych uczelniach postanawiają połączyć swoje siły. Historia jakich wiele, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie spodziewałam się zbyt wiele i może przez to całkiem przyjemnie mi się oglądało ten film. Akcja miała wiele elementów, które określiłabym jako "młodzieżowa komedia romantyczna". Mamy nienawidzących się nastolatków, by na przestrzeni czasu pewne okoliczności doprowadziły do tego, że ich relacja całkowicie ulegnie zmianie. Jednak były tu również momenty, które wzbudzały wiele emocji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych, a nie wywoływały jedynie poczucie zażenowania. Mam tutaj głównie na myśli sytuację z Panią psycholog, która trochę jednak ścisnęła mnie za serce. Niestety nagła utrata osoby, która odgrywała znaczącą role w naszym życiu jest niezbyt przyjemnym przeżyciem. Sama akcja w wielu przypadkach, choć przewidywalna, była bardzo dobrze skonstruowana i umilała mi czas.
     Gra aktorska była według mnie bardzo nijaka. Pomimo, że aktorzy wcielili się poprawnie w swoje role, nie było u mnie tego zachwytu, przez który miałabym ochotę zobaczyć którąkolwiek osobę w innej produkcji. Po prostu zagrali swoje jakby bez większego zaangażowania czy pasji, dzięki której zapadli by w mojej pamięci na długo. Sama nie wiem co mogłabym więcej napisać, gdyż ta przeciętność pod tym względem nie daje zbyt dużego pola do manewru.
     "Słodki wybór" to film do obejrzenia raczej tylko raz, głównie jako tło podczas wykonywania innych czynności. Warto zobaczyć dla relaksu czy tak zwanego odmóżdżenia, lecz nie jest to nic spektakularnego do czego bym miała ochotę w przyszłości powracać. Ot, po prostu dobry umilacz czasu.
     Moja ocena: 5/10.

sobota, 9 lutego 2019

"Fashion Victim" Corrie Jackson



Jeśli Sophie Kent wpadnie na trop, możesz być pewny, że nie wypuści go z rąk!
"Fashion Victim" to pasjonujący kryminał autorstwa amerykańskiej dziennikarki Carrie Jackson, którego akcja obraca się wokół świata mody.
Sophie Kent, reporterka londyńskiej gazety bada sprawę morderstwa młodej modelki, która przyjechała do Londynu w pogoni za lepszym życiem. Śledztwo okazuje się bardzo ryzykowne, lecz młoda dziennikarka traktuje je jako wyzwanie i odskocznię od problemów osobistych. Bowiem Sophie wciąż nie może się pogodzić z tragiczną śmiercią młodszego brata, za którą czuje się odpowiedzialna. Sophie prowadzi czytelników przez świat mody i blichtru, odsłaniając przed nimi sekrety skrywane pod błyszczącą otoczką pozorów.
Opis książki





Autor: Corrie Jackson
Język oryginalny: angielski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2016
Rok pierwszego wydania polskiego: 2018
Liczba stron: 384



     Książek związanych z modą czy światem mody nie czytam zbyt wiele. Jednak gdy zaznajomiłam się z opisem pozycji "Fashion Victim" to przyznam się, że byłam zaintrygowana. Postanowiłam dać jej szansę i jakiś czas temu zakupiłam w postaci e-booka, a dopiero w tym roku zabrałam się za jej przeczytanie. Niestety nie jestem tak oczarowana tą książką jak się spodziewałam...
     Gdy dochodzi do morderstwa modelki Sophie Kent zaczyna badać tę sprawę. Jako dziennikarka ma wiele kontaktów, dzięki którym trafi na ważny trop rzucający nowe światło na całą sytuację. Przyznam się, że nie była to dla mnie tak niesamowicie wciągająca lektura, która nie pozwalała mi się od siebie oderwać. Akcja choć nie toczyła się leniwie, to nie znalazłam tutaj zbyt wielu intrygujących sytuacji, dzięki którym śledziłabym z zapartym tchem losy bohaterów. Po prostu coś się działo, przyjemnie było zaczytywać się w drodze do pracy dla zabicia czasu, lecz przez większość treści było wręcz nijako. Nie wzbudziła we mnie ta pozycja zbyt dużych emocji, dzięki którym bym zapamiętała ją na dłużej. Nie było tu zbyt wielu momentów wbijających podczas lektury w fotel co spowodowałoby, że moje odczucia wobec tej historii byłyby pozytywniejsze. Po prostu czytałam, żeby nie siedzieć bezczynnie podczas podróży, a że już kupiłam tę książkę to chciałam doczytać do końca...
     Bohaterowie - co do tego aspektu mam bardzo mieszane odczucia. Choć przez większą część lektury byłam w stanie połapać się kto kim jest i skąd się wziął to niestety nie w każdej sytuacji tak było. W niektórych momentach czułam się w pewien sposób zagubiona i nie byłam pewna o kim ja właściwie czytam. Główna bohaterka, Sophie, nie wzbudziła we mnie żadnych uczuć - ani tych pozytywnych ani negatywnych. Nie byłam w stanie się z nią zżyć i przeżywać wraz z nią jej losów. Postacie dalszoplanowe też nie były tak wykreowane aby pozostały w moich myślach na dłużej rozkminiając ich zachowania.
     Styl autorki bardzo lekki, choć nie do końca taki przyjemny jak się mogłoby wydawać. Sposób w jaki wykreowała świat nie jest według mnie aż tak dopracowany aby mógł zaintrygować i zachęcić do sięgnięcia po kolejne jej tytuły. Co do wydania elektronicznego tej pozycji nie mam żadnych zastrzeżeń. Plik bardzo dobrze współpracował z moim czytnikiem Kindle Paperwhite.
     Po pozycji "Fashion Victim" spodziewałam się czegoś trochę lepszego. Nie jest to historia, która zawładnęła  moimi myślami pozostawiając ochotę na więcej. Cieszę się, że mam ten tytuł jedynie w wersji elektronicznej a nie papierowej, dzięki czemu nie zajmuje mi ona miejsca na półce i pozbycie się jej ze swoich zbiorów nie jest tak trudne :). Jestem pewna, że nie będę powracać do tej historii a na kontynuację, która ma się niebawem ukazać, nie mam na razie ochoty.
     Moja ocena: 5/10.

wtorek, 5 lutego 2019

'Gra Endera' (Ender's Game, 2013) - film

  



Jest rok 2070. Minęło 40 lat od nieudanej inwazji obcych. Cały świat żyje w oczekiwaniu na powrót najeźdźców. Ziemskie centrum obrony realizuje tajny plan polegający na rekrutowaniu najinteligentniejszych jednostek jeszcze na etapie dzieciństwa i poddawaniu ich szkoleniu w walce z obcymi. Najlepszym spośród kadetów jest Andrew Wiggin zwany Enderem, który po wstępnym szkoleniu zostaje wysłany do orbitalnej szkoły bojowej. Tam przechodzi trening mający przygotować go na zbliżające się starcie z kosmicznym wrogiem.






     Niedawno przeczytałam książkę "Gra Endera", która całkiem mi się podobała. O jej ekranizacji słyszałam bardzo dużo, głównie takie niezbyt pochlebne opinie. Byłam ciekawa jak producenci sobie poradzili z tą historią i jak ja sama odbiorę ten film. Biorąc pod uwagę na liczne negatywne głosy uważam, że nie było tak źle - widziałam w swoim życiu kilka znacznie gorszych ekranizacji.
     Historia mniej więcej przedstawia to co dostaliśmy w książce. Młody chłopak, który dorasta w szkole, gdzie szkolą go do walki. Mamy tu ogromną dawkę science fiction, wiele przeróżnych nowinek technologicznych oraz akcję, która jednak nie wszystkich może do siebie przekonać. Choć ogólny zarys, który poznałam z książki został tutaj przeniesiony to jednak wprowadzono kilka mniejszych i większych zmian. Według mnie pominięto kilka dość ważnych sytuacji, które w znaczny sposób wpływały na głównego bohatera, przez co jego decyzje w filmie nie zawsze mogą wydawać się aż tak logiczne jak wydawały się być w pierwowzorze. Obejrzałam wersję z polskim dubbingiem(?)/lektorem(?) i pod tym względem również czuję się trochę zawiedziona. Miałam ogromne trudności by przyzwyczaić się do takich głosów danych osób.
     Gra aktorska - co do większości nazwisk nie mam żadnych zastrzeżeń. Mam wrażenie, że spora część aktorów została bardzo dobrze dobrana do poszczególnych postaci. Mi osobiście nie przeszkadzał Asa Butterfield w roli Endera, czy Aramis Knight jako Groszek. Chyba nie jestem w stanie wymienić nikogo, kto by całkowicie odbiegał od moich oczekiwań. Akurat z tego aspektu tej ekranizacji jestem na prawdę zadowolona.
     Zaspokoiłam swoją ciekawość odnośnie tego tytułu, choć wiem, że w wersji filmowej nie będę już do niego wracać. Pomimo, że tak jak wspomniałam we wstępie nie jest to najgorsza ekranizacja jaką kiedykolwiek widziałam, to uważam, że można by było ją trochę bardziej dopracować. Chciałabym napisać, że jestem oczarowana tym filmem, jednak w moim przypadku byłoby to dość spore nadużycie.
     Moja ocena: 4/10.

niedziela, 3 lutego 2019

"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

 
XXI wiek.
Polska wciąż jest królestwem rządzonym przez Piastów. Mieszko I jednak nie przyjął chrztu. Gosia po ukończeniu medycyny jedzie na wieś na obowiązkową roczną praktykę u szeptuchy, wiejskiej znachorki, która jest podstawowym ogniwem polskiej służby zdrowia. Jako, że Gosia jest kobietą na wskroś nowoczesną, nie cierpi przyrody, panicznie boi się kleszczy i wierzy tylko w antybiotyki. Na dodatek jest samotna.
Okazuje się jednak, że wielką miłość można spotkać wszędzie, nawet w świętokrzyskim  lesie. Tylko czy uczeń lokalnego wróża, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego Gosia do tej pory widziała, naprawdę jest tym, za kogo go uważa? I co się stanie, gdy słowiańscy bogowie postanowią sprawić, by w nich uwierzyła?
Opis książki





Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Język oryginalny: polski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura polska
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2016
Liczba stron: 416



     Wiele jest na rynku dostępnych tytułów związanych z mitologią grecką czy nordycką, jednak dopiero w przypadku książki pt. "Szeptucha" miałam możliwość przeczytać coś związanego z naszymi polskimi, słowiańskimi 'zabobonami'. Wiele osób zachwalało tę powieść, więc gdy tylko udało mi się wypożyczyć ją z biblioteki nie mogłam się jej oprzeć.
     W XXI wieku Polska nadal jest rządzona przez Piastów. Gosia po ukończeniu medycyny jedzie w rodzinne strony na wieś aby odbyć u miejscowej szeptuchy roczne praktyki i zdecydować o swojej przyszłości. Niektóre zdarzenia, wydające się dla niej wręcz nieprawdopodobne, zmuszają ją do podejmowania niecodziennych decyzji. Muszę przyznać, że akcja tej książki została bardzo dobrze poprowadzona. Już od pierwszych stron ciężko było mi się od niej oderwać i gdyby nie przyziemne obowiązki pochłonęłabym ją przy jednym podejściu. Znajdziemy tu wiele zabawnych sytuacji, jednak nie jest to komedia o której łatwo się zapomni. Choć spotkałam się z wieloma pochlebnymi opiniami to i tak jestem pozytywnie zaskoczona fabułą.
     Bohaterowie zostali bardzo dobrze wykreowani i dopracowani. Całe szczęście nie odniosłam wrażenia, że byli potraktowani po macoszemu. Każda postać potrafi wzbudzić w czytelniku wiele emocji, były momenty gdy pokochaliśmy daną osobę by za chwilę ją znienawidzić. Nikt nie był tu na tyle płaski czy bez charakteru abyśmy pomylili danego bohatera z innym.
     Styl autorki bardzo lekki w odbiorze, a zarazem nie był infantylny, przez co lektura tej pozycji byłaby katorgą. Sposób w jaki pisarka wykreowała świat i pokierowała losami bohaterów na prawdę mi się spodobał. Dzięki tej lekkości pióra przyjemnie było zatopić się w tej historii i z ciężkim sercem mi się ją opuszczało. Wydanie papierowe ma zasadniczo tylko jedną wadę, a mianowicie klejone strony ale o tym wspominam chyba w prawie każdej swojej opinii.
     Nie żałuję, że sięgnęłam wreszcie po tę pozycję. Mogę mieć jedynie żal do siebie, że zrobiłam to tak późno. Spędziłam na prawdę bardzo miło czas podczas lektury i gdy tylko będę miała taką możliwość od razu wypożyczę z biblioteki kolejne tomy z tej serii. Jeśli ktoś z Was nadal opiera się przed tym tytułem to gorąco polecam danie mu szansy, gdyż moim zdaniem warto przeczytać "Szeptuchę".
     Moja ocena: 7/10.
Related Posts with Thumbnails