niedziela, 31 marca 2013

"Nowe oblicze Greya" E L James





Ich przypadkowe spotkanie dało początek fali namiętności, która z czasem wcale nie osłabła. Wspólna codzienność okazała się nie lada wyzwaniem, któremu Anastasia i Christian dzielnie stawiają czoła w imię łączącego ich uczucia. Kochankowie wciąż dryfują po wzburzonym morzu uczuć, targani namiętnością i rozterkami, niepewni tego, co zgotuje im los. Czy najbardziej poruszająca historia miłosna ostatnich lat zakończy się happy endem? A może piękny sen przerwie były szef Any, Jack Hyde, który poprzysiągł zemstę i cierpliwie czeka na swoją szansę? 

Skrzydełko książki







Autor: E L James
Tytuł oryginalny: Fifty Shades Freed
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Wiśniewska Monika
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura współczesna zagraniczna
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2012
Rok pierwszego wydania polskiego: 2013
Liczba stron: 688



     "Nowe oblicze Greya" to ostatnia część znanej większości czytelników "erotycznej" trylogii o niewyżytym Christianie Grey'u i jego ukochanej Anie. Osobiście jestem zdziwiona postępami jakie autorka poczyniła od pierwszej części tej trylogii. Ta ostatnia część jest chyba najlepszą z tych trzech. 
     W tej części możemy znaleźć więcej elementów fabuły, oprócz scen łóżkowych, które mogą zainteresować czytelnika. Autorka stara się wprowadzić jakieś napięcie. Ale... udaje jej się to jedynie przez pierwsze ok. 150 stron. Początek czytałam z rzeczywiście większym zainteresowaniem. Niestety dalsza część nie była już tak dobra jak początek. Niestety autorka dała nadzieję na coś więcej nie dając tego w całej powieści a tylko na pierwszych stronach. Nie zmienia to faktu, że ta część reprezentuje się o niebo lepiej niż poprzedniczki. Ana i Christian dają nam coś więcej niż tylko dzika namiętność. Główni bohaterowie raczej pozostali tacy sami. Ana nadal pozostała słodką i naiwną idiotką a Christian władczym i żądnym swojej seksualnej przyjemności facetem. Chociaż można zauważyć pewien postęp u ukochanej sekscyborga ;). Pokazała w może dwóch momentach swój pazur i chęć zabłyśnięcia w oczach Christiana. Jednak to trochę mało jak na prawie siedemset stron powieści.
     Czy jet to rzeczywiście powieść erotyczna? Nad tym można polemizować. Sceny mające nas podniecić, te które mamy czytać z zapartym tchem, nie są aż tak mocne, żeby wciskały nas w fotel. Osobiście uważam, że momentami każdy filmik dozwolony od lat osiemnastu znaleziony w internecie byłby bardziej podniecający niż opisy Pani E L James, a powiedziałabym, że bardziej reaguję na słowa i obrazy w mojej głowie niż podane gotowce. 
     Językowo jest tutaj o wiele lepiej. Wreszcie znajdziemy bardziej soczyste słownictwo niż przez większość 'ukochane' wyrażenie "O Święty Barnabo" pojawiające się nagminnie w pierwszej części. Również wewnętrzna bogini głównej bohaterki miała mniejszy udział w tej części. Nie fikała co chwila, żadnych tańców nie odstawiała co dwie strony. Można powiedzieć, że dzięki tym elementom, a raczej ich braku, książkę czytało się o wiele przyjemniej. 
     W wydaniu które mam na swojej półce nie było o dziwo błędów językowych, ortograficznych ani tym podobnych. Przynajmniej moje oko takowych nie wychwyciło. Podział na rozdziały... Tutaj jest coś czego w zupełności w tej trylogii nie rozumiem. W rozdziale znajdziemy kilka różnych scen a rozdział kończy się w środku którejś z nich. Nie widzę w tym sensu w szczególności, że w większości przypadków nie były to ekscytujące momenty. I kogoś może zmartwić, że rozdziały są dość obszerne, mające kilkadziesiąt stron. Mi osobiście nie sprawia to kłopotu ale na którymś z blogów widziałam jak autorka posta narzekała na zbyt długie rozdziały, które miały "AŻ" po kilkanaście stron. A sama nie wpadłabym na to, że 25-stronicowy rozdział może być problemem więc wolę co niektórych ostrzec przed tym, że rozdziały mogą być baardzo długie ;).
     Moja ocena: 6/10.  


     Jeśli miałabym ocenić całą trylogię to nie byłaby to bardzo wysoka ocena. Nie do końca widzę to czym większość kobiet się zachwyca. Co prawda ten typ książek jest raczej nowością na rynku wydawniczym jednak tak wielki szum jest dla mnie niezbyt zrozumiały. Nie zmienia to faktu, że sama też jednak przeczytałam wszystkie części opowieści o Szarym. Z jednej strony nie żałuję. Przynajmniej odprężyłam się czytając wszystkie części oraz mogę mieć własną opinię o tej trylogii. Dla mnie nie jest to wielkie arcydzieło, które koniecznie trzeba przeczytać. Moim zdaniem opinie o tym że będziemy zaczytywać się w nie z wypiekami na twarzy są mocno przesadzone. Raczej są to odpowiednie książki dla odmóżdżenia, relaksu i niezbyt dużego wysiłku intelektualnego :). 

     A oto pozycje trylogii "Pięćdziesiąt odcieni" oraz linki do ich recenzji na moim blogu:

czwartek, 28 marca 2013

'Duże dzieci' (Grown Ups, 2010) - film





 W weekend przypadający na święto 4 lipca, pięciu przyjaciół z dzieciństwa spotyka się po 30 latach, aby wziąć udział w pogrzebie ukochanego trenera koszykówki. Wraz z rodzinami zatrzymują się w domku nad jeziorem należącym do zmarłego trenera. Przyjaciele na nowo przeżywają szkolne czasy, nabijają się z siebie i usiłują pokazać dzieciom, że można się bawić tak jak za dawnych czasów. 








     Z powodu niezbyt dobrego humoru spowodowanego nadal leżącym śniegiem na zewnątrz, pomimo kalendarzowej wiosny, postanowiłam obejrzeć coś co powinno mnie rozweselić. I oto padło na komedię "Duże dzieci", w reżyserii Dennisa Dugan'a. 
     Film opowiada o grupie przyjaciół, którzy spotykają się po latach na pogrzebie swojego dawnego trenera koszykówki. Fabuła raczej dość kiepska. Jak dla mnie dość mało się działo. Można było przewidzieć to co się będzie działo, żadnych ciekawych zwrotów akcji. Jedyne co było w tym filmie śmieszne to niektóre dialogi pomiędzy bohaterami. Dla mnie nie jest to idealnie zrealizowana produkcja pod względem merytorycznym. 
     Teraz okazja na obsmarowanie gry aktorskiej głównych bohaterów. Można by rzecz, że gwiazdą filmu był Adam Sandler. I chyba tylko on najlepiej poradził sobie z grą aktorską. Faceci grali dla mnie na przeciętym poziomie a najgorzej wypadły grające tam babeczki. Raziły mnie trochę ich "umiejętności" w tym filmie, a raczej ich brak. Część scen w ich wykonaniu straaaasznie sztuczna. Albo po prostu zbytnio wybrzydzam ;). 
     To co mi się podobało w tym filmie to dobrze dobrana sceneria oraz tak zwany soundtrack. Fajnie zostały dopasowane do koncepcji filmu oraz podczas większości scen. Trochę podczas oglądania poprzez niektóre elementy przypominało mi się własne dzieciństwo, latanie jak szalone po lesie :P. 
     Pomimo moich narzekań mogę ocenić ten film całkiem pozytywnie. Nie jest to totalne Hollywoodzkie badziewie, które często są produkowane i rozprzestrzeniane do niewiadomo jak dużej liczby innych państw. Jednak też jako całość nie zachwyca na tyle, żeby dać bardzo wysoką notę.
     Moja ocena: 6/10.

poniedziałek, 25 marca 2013

"Życie raz jeszcze" Jude Deveraux


Czy kiedykolwiek zapragnęliście odmienić swoje przeszłe życie? Bohaterki tej powieści taką szansę otrzymały - mogły na nowo podążyć za pierzchłymi marzeniami, zaspokoić tęsknoty kryjące się w głębi ich serc.
Trzy przyjaciółki poznały się przed dziewiętnastoma laty w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin. Tamtego pamiętnego dnia zwierzyły się sobie z własnych sekretów i nadziei na przyszłość. Były piękne i utalentowane, a świat stał przed nimi otworem. Gdy spotykają się w swoje czterdzieste urodziny w letnim domku, w burzliwych opowieściach oceniają miniony czas, niewykorzystane szanse, nieudane związki i rozważają słuszność dokonanych wyborów. Nie spodziewają się, że oto los gotuje im niespodziankę - mogą jeszcze raz przeżyć trzy wybrane tygodnie z przeszłości, by odmienić swoje życie... 

Tył książki





Autor: Jude Deveraux
Tytuł oryginalny: The Summerhouse
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Cendrowska-Werner Barbara
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: romans
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2001
Rok pierwszego wydania polskiego: 2003
Liczba stron: 352 



     Kolejne czytadełko wyniesione z biblioteki w Sopocie. Nie spodziewałam się zbyt wiele po tej pozycji a i tak nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia. Książka "Życie raz jeszcze" jest moim pierwszym spotkaniem z autorką i obawiam się, że może być i ostatnim. Chociaż możliwe, że dam kiedyś jej jeszcze jedną szansę ;). 
     Historia opowiada o trzech przyjaciółkach. Każda z nich była niezadowolona z wiedzionego przez siebie życia. Każda z bohaterek wiodła zupełnie inne życie ale wszystkie chciałyby coś w nim zmienić aby być szczęśliwe. Po wspólnym spotkaniu po dziewiętnastu latach dostały szansę na odmianę swojego żywota. Czytając sama miałam ochotę cofnąć czas i zmienić niektóre decyzje w swoim życiu znając ich konsekwencję. Ale kto z nas by nie chciał ;)? 
     Wszystkie bohaterki w młodości były pięknościami, które miały urodziny w tym samym dniu. Osobiście mi się nie spodobał pomysł takiego "dziwnego zbiegu okoliczności". No ale w końcu może zazdrościmy ludziom tego czego sami nie mamy :P? Niestety również w tej pozycji główne bohaterki były raczej nijakie. Wszystkie trzy były dla mnie praktycznie takie same, czasami miałam problem z odróżnieniem ich w powieści. Musiałam momentami wracać do poprzednich stron aby sobie uświadomić, że już treść dotyczy innej z bohaterek. Przez to wypadałam czasem z ciągu czytania powieści i rozbijało to mi rytm oraz możliwość sprawnego skończenia tej książki.
     Niektóre elementy fabuły były ciekawe, jednak podczas czytania trochę się wynudziłam. Każda niby po kolei miała opowiadać swoją historię życia. I już na początku wiedziałam jak ich wywody się skończą. Żadnego zaskoczenia czy zachwytu, żadnego okrzyku "WOW" nad powieścią z mojej strony nie było. Podczas lektury patrzyłam tylko ile stron do końca mi zostało, a rzucać ją w kąt po 200 przeczytanych stronach było mi żal. Skończyłam ją dzisiaj czytać i jak najszybciej ją oddałam. Sądzę, że niedługo nie będę pamiętała co się w niej w ogóle działo. Jest to raczej pozycja typu 'przeczytać i szybko o niej zapomnieć'. Na pewno więcej wynoszę z lektury nudnych (jednak momentami i ciekawszych od tej książki) podręczników akademickich niż z tej pozycji.
     Muszę powiedzieć, że dla mnie osobiście tematyka podchodzi bardziej pod fantasy niż romans. Nie mogę się zgodzić, że jest to jakieś typowe romansidło (i tutaj na plus) tylko raczej próba stworzenia powieści fantastycznej. I niestety trochę kiepsko to autorce wyszło. Styl powieści był dla mnie również trochę dziwny. Nie wiem czy w niektórych momentach to była wina autorki czy po prostu tłumacza ale mnie raziły wyrażenia typu "patrzała". Sądzę, że wyrażenie jest jak najbardziej poprawne jednak ja jestem przyzwyczajona do wyrażenia "patrzyła". I cała powieść była nadziana takimi określeniami, które średnio mi podpasowały. 
     Wydanie które wyniosłam z biblioteki było całkiem przyjemne dla oka. Może widziałam jedynie ze dwa rażące mnie błędy. Chociaż ostatnimi czasy w powieściach, które do mnie trafiały było ich znacznie więcej. Czcionka ani za mała ani za duża - taka odpowiednia dla mojego oka. Również papier na którym została wydrukowana nie był rażąco biały, tylko zrobił się jakby żółtawo-szarawy (taki typowy kolor kartek książek w bibliotece ;)) dzięki czemu wzrok podczas czytania mi się nie męczył.
     Moja ocena: 5/10.

sobota, 23 marca 2013

"Życie to nie bajka" Joanne Greenberg








Jest to opowieść o szesnastoletniej dziewczynie, która uciekając przed trudnościami życia wpadła w pułapkę stworzonego przez siebie świata obłędu. Przejmująca do głębi historia schizofreniczki, która miała odwagę rzucić wyzwanie chorobie. 
Tył książki










Autor: Joanne Greenberg
Tytuł oryginalny: I never promised you a rose garden
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Bieroń Tomasz
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: biografia/autobiografia/pamiętnik
Rok pierwszego wydania: 1964
Rok pierwszego wydania polskiego: 1994
Liczba stron: 272


     
     Szperając w bibliotece znalazłam tą książkę. Po tytule myślałam, że będzie to trochę denna książka, po przeczytaniu opisu zdecydowałam się jednak wypożyczyć tą książkę. Jej treść przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Ta książka jest kolejną pozycją, która uświadamia mnie jak prawdziwe są słowa, żeby nie oceniać książki ani po tytule ani po okładce. 
     Książka przedstawia zmagania głównej bohaterki, Deborah, z chorobą psychiczną jaką jest schizofrenia. W tej pozycji choroba zaprezentowana jest jakby od środka. Wszystkie opisy były  realne, niektóre nawet bardzo wstrząsające. Sama treść jest bardzo wzruszająca, dająca do myślenia. Ukazuje problemy jakie można napotkać szukając własnego miejsca na ziemi, braku akceptacji ze strony innych ludzi, zarówno tych obcych jak i najbliższych. Opisane zostały również reakcje osób, teoretycznie zdrowych psychicznie, na osoby, które zmagają się z chorobą, ich niewiedza na temat tego co przechodzą pacjenci.
     Autorka bardzo dobrze postarała się przedstawić problem schizofrenii opisując własne zmagania z chorobą. Świat Ur jest odzwierciedleniem świata, który autorka sama kiedyś stworzyła, a doktor Fried jest uosobieniem lekarki, która pomogła jej przejść przez piekło, jakim jest choroba i zaakceptować rzeczywistość. 
     Styl autorki jak i tłumaczenie ułatwiały lekturę. Jako, że tematyka dość ciężka, trudno tu mówić o możliwości szybkiego przeczytania tej książki. Osobiście, pomimo dość małej ilości stron, czytałam tą książkę kilka dni. Musiałam sobie robić przerwy aby odpocząć, przemyśleć pewne problemy poruszane w książce.
     Wydanie, które wypożyczyłam było bardzo przyjemne. Zero błędów, zarówno stylistycznych jak i ortograficznych. Całość przyjemnie wydana, bardzo dobrze "wpasowująca się w rękę". Czyżby kiedyś bardziej starali się wydawać lepszej "jakości" pozycje :)?
     Moja ocena: 8/10


     Na podstawie tej książki wyszedł również film o tytule "Nigdy nie obiecywałem Ci ogrodu pełnego róż". Jeśli uda mi się go gdzieś znaleźć z chęcią obejrzę. A oto tytułowa piosenka, która stała się ówczesnym przebojem w wykonaniu Lynn Anderson.


poniedziałek, 18 marca 2013

"Godzina Kopciuszka" Katherine Stone






Szesnaście lat temu Snow Ashley Gable wyjechała z Chicago. Uciekła od zawiedzionych nadziei i od cierpienia. Od przyjaźni, która okazała się zdradą, i od miłości, która przyniosła jej ból. Wciąż nie potrafi jednak zapomnieć... Teraz wraca, by w rodzinnym mieście poprowadzić swój słynny talk show "Godzina Kopciuszka", choć wie, że będzie musiała spojrzeć w twarz przeszłości i mężczyźnie, którego kochała. 


Tył książki









Autor: Katherine Stone
Tytuł oryginalny: The Cinderella Hour
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Jaczewska Edyta
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: romans
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2005
Rok pierwszego wydania polskiego: 2007
Liczba stron: 296



     "Godzina Kopciuszka" to moje pierwsze spotkanie z autorką. Osobiście mam nadzieję, że jeszcze uda mi się znaleźć jakieś inne jej pozycje :). Niekoniecznie inwestować własne pieniądze ale w bibliotece jeśli zobaczę jakąś inną książkę Pani Katherine Stone z chęcią wypożyczę.
     Zacznijmy od tego, że książka jest zakwalifikowana jako romans. Również kolorystyka okładki jak i sam tytuł mógłby na to wskazywać. Jednak nie ma nic bardziej mylnego! Jak dla mnie jest to bardziej dobra powieść kryminalna jedynie z wątkiem miłosnym w tle. I bym powiedziała, że nawet jest lepszym kryminałem niż niektóre z książek jakie przeczytałam zakwalifikowanych jako ten gatunek. 
     Fabuła bardzo interesująca. Ciekawie skonstruowana intryga, która całość trzyma w odpowiednim napięciu. Na dodatek wpleciona jest w bardzo dyskretny sposób historia miłosna. Osobiście nie tego spodziewałam się po tej powieści, ale zaskoczenie w tym wypadku jest w zupełności na plus. Chociaż początek powieści był dość ciężki do przebrnięcia to im dalej - tym bardziej nie mogłam się od niej oderwać. Przy wykonywaniu domowych obowiązków myślami byłam przy tej książce, przy jej bohaterach.  
     Bohaterowie są również bardzo dobrze nakreśleni. Każda z postaci ma swój charakter, dobry czy zły, ale zapadający raczej w pamięć. Styl autorki przyjemny w odbiorze. Nie utrudniał on odbioru książki, a nawet dało się ją bardzo szybko czytać.
     W moim wydaniu, które kupiłam znalazłam kilka błędów typu brak kropki, pisanie z dużej litery po przecinku pomimo, że ni była to nazwa własna ani żadne imię. Drugą dziwną sprawą w tym wydaniu były rozdziały. Niektóre stworzone z sensem a niektóre zupełnie stworzone w sposób nielogiczny. Więcej grzechów wydawnictwa nie zauważyłam ;). 
     Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Spodziewałam się zwykłego romansidła kupionego na taniej prasie za 8 złotych a dostałam w miarę dobrej jakości powieść kryminalną z nienachalną miłością w tle. Stwierdzam, że był to bardzo dobry zakup. Z czystym sercem mogę polecić tą książkę.  
     Moja ocena: 8/10

piątek, 15 marca 2013

"Amore, amore! Miłość po włosku" Maria Carmen Morese





Valeria, pół-Włoszka, pół-Niemka, wraca po wielu latach do Neapolu, by na zlecenie niemieckiego pisma kobiecego zbadać, cóż takiego kryje w sobie kraj miłości i latin lovers. Co różni Włochów od innych mężczyzn? Jak należy z nimi postępować? Valeria wyrusza w ekscytującą podróż do świata amore all'italiana. Czy na własnej skórze przekona się, co znaczy miłość po włosku? 

Opis z tyłu książki








Autor: Maria Carmen Morese 
Tytuł oryginalny: Amore, amore! Liebe auf italienisch
Język oryginalny: niemiecki
Tłumacz: Jatowska Magdalena
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura współczesna zagraniczna
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2010
Rok pierwszego wydania polskiego: 2011
Liczba stron: 272



     Książka "Amore, amore! Miłość po włosku." jest moim pierwszym spotkaniem z autorką. Obawiam się, że będzie również i ostatnim. Niczym szczególnym nie potrafi ona do swojej twórczości przyciągnąć, a raczej bym powiedziała, że nawet tą pozycją od siebie odpycha. 
     Zacznijmy najpierw od fabuły. Właściwie tutaj ona nawet nie występuje. Książka jest raczej o niczym, ciężko nawet streścić jej treść. Żadnych ciekawych zwrotów akcji, czy w ogóle namiastki jakiejkolwiek akcji. Przez całą książkę wynudziłam się niemiłosiernie. Drugą ważną sprawą są postacie. Wszyscy bohaterowie dla mnie byli nijacy. Nie potrafiłabym określić nawet jednej cechy żadnej z postaci występujących na stronach powieści. Jedyną rzeczą, która mi się spodobała to fakt, iż czasami! występowały miłe opisy krajobrazu miejsc w których główna bohaterka miała przeżywać swe znikome przygody.
     Warto również wspomnieć o języku jakim została napisana ta powieść. Jak dla mnie, osobie nie znającej języka włoskiego, niepotrzebne były zwroty napisane w tym języku. Przez to może po prostu nie zrozumiałam całej książki. Jednak skoro ktoś się brał za tłumaczenie tej pozycji powinien zrobić to w całości. Chyba, że taki był zamiar autorki. Jednak mi osobiście ten fakt nie przypadł do gustu. Właściwie po tytule książki można by się tego spodziewać, jednak chciałabym więcej się dowiedzieć na temat Włoch a nie czytać niezrozumiałe dla mnie wyrazy. 
     Ogólne wrażenie po lekturze tej książki jest negatywne. Bardzo dawno nie czytałam aż tak złej książki. Jest ona jedynie bardzo kiepskim odmóżdżaczem. Nawet w tym 'gatunku' czytałam dużo lepsze pozycje niż ten stwór. Właściwie nadal zastanawiam się jakim cudem dotrwałam do końca. Może jedynie trzymał mnie przy niej fakt, że muszą ją skończyć i z czystym sumieniem odradzać ją każdemu, kto tylko będzie miał zamiar po nią sięgnąć.
     Moja ocena: 2/10.

poniedziałek, 11 marca 2013

'Pachnidło: Historia mordercy' (Perfume: The Story of a Murderer, 2006) - film






 Ekranizacja powieści Patricka Süskinda. Obdarzony genialnym węchem Jean-Baptiste Grenouille pragnie stworzyć najpiękniejsze pachnidło na świecie.











     Kolejny film, który udało mi się o dziwo obejrzeć w tv. Sądzę, że film "Pachnidło: Historia mordercy" jest jedną z najlepiej zrealizowanych produkcji, które powstały na podstawie książki. 
     Film przedstawia historię mężczyzny, który potrafi bardzo dobrze wyczuwać i rozróżniać zapachy. Historia ogólnie ciekawa ale zarówno książka jak i film nie wywarły na mnie zbyt dużego wrażenia. W szczególności mój rozum nie potrafił pojąć tej sceny gdy mieli znęcać się nad głównym bohaterem i go zabić a on skropił się zapachem i każdy nagle zaczął go ubóstwiać. Dla mnie ta scena jest niepojęta, zarówno w filmie jak i książce dla mnie ta scena była zbędna. Ale może się nie znam? Jednak przez to cały film pozostawił we mnie pewien niesmak. Osobiście nie rozumiem do końca fenomenu tej historii. 
     Gra aktorska bardzo dobra. Sądzę, że dobrze dobrali obsadę filmu. Sceneria oraz muzyka dodawały produkcji pewnego klimatu. Pomimo, że to film czasami miałam wrażenie jakbym sama czuła niektóre zapachy. Jednak nie jest to na tyle wystarczające aby bardzo wysoko oceniać tą produkcję. 
     Moja ocena: 6/10. Ogólnie bez szaleństw...

niedziela, 10 marca 2013

"Miłość po przejściach. Jak zbudować szczęśliwy związek." Elżbieta Liszewska

Życie uczuciowe przypomina ogród. Jeśli pozostawisz go samemu sobie możesz mieć pewność, że najpierw zdziczeje, a następnie popadnie w ruinę. Jeśli jednak będziesz poświęcać mu swój czas i uwagę, dzień po dniu będzie rozkwitać. Autorka bestsellerowej "Duszy kobiety, ego mężczyzny" pomoże Ci stać się wzorowym ogrodnikiem swoich uczuć i relacji z partnerem. 
Dzięki praktycznym poradom zawartym w książce pozbędziesz się blokad i nauczysz się wyzwalać miłość w sobie i swoim partnerze. W porę dostrzeżesz zagrożenia dla związku i zawczasu zapobiegniesz potencjalnym kryzysom. Dowiesz się również, jak uwolnić się od żalu do poprzedniego partnera, zaakceptować wady obecnego, a także jak nie powtarzać błędów popełnianych przez Twoich rodziców. Poznasz też sposoby na ożywienie swojego życia erotycznego i wykorzystasz dobroczynną moc afirmacji. 





Autor: Elżbieta Liszewska
Język oryginalny: polski
Kategoria: Literatura popularnonaukowa
Gatunek: nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Forma: poradnik
Rok pierwszego wydania: 2013
Liczba stron: 214
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii


 
      To już moja druga książka Pani Elżbiety Liszewskiej, z którą mam styczność. Po autorce oraz tytule książki spodziewałam się dowiedzieć czegoś co przyda mi się w życiu, w relacjach z partnerem. Niestety byłam w błędzie.  
     Fakt faktem znajdziemy w książce kilka rad, które możemy wcielić w życie. Najbardziej co do mnie trafiło to stwierdzenie, że związek nie składa się z kompromisów. Najlepsze wyjście to takie w którym każdy powinien być wygrany a nie dwoje przegranych rezygnujących ze swoich potrzeb. Nie powinno rezygnować się z własnych przekonań, z tego co nas uszczęśliwia. Niestety często spotykane jest podejście, że trzeba czasami z czegoś rezygnować dla tej drugiej osoby. Trochę błędne przekonanie, przez, które narastają w nas negatywne emocje. Należy znaleźć elementy, które uszczęśliwiają oboje partnerów. 
     Niestety elementy, których byśmy spodziewali się po tytule książki występowały jedynie może tylko w połowie książki. Dużo rozdziałów zostało poświęconych relacjom rodzice-dzieci. Po tym poradniku bardziej chciałam się dowiedzieć jak postępować w relacjach z partnerem. Gdybym chciała się dowiedzieć jak postępować z dziećmi wzięłabym się za inny poradnik, przeznaczony do tego celu. Jeszcze jeden element mi się nie spodobał. W jednym z końcowych rozdziałów autorka trochę za bardzo próbowała wmówić, że wegetarianizm jest jedyną dobrą drogą odżywiania a ci, którzy jedzą mięso nie odnajdą w życiu szczęścia. Przynajmniej ja osobiście tak odebrałam słowa Pani Elżbiety Liszewskiej. 
     Bohaterów książki znamy już z książki "Dusza kobiety. Ego mężczyzny". Dla mnie jest to trochę pójście na łatwiznę wykorzystywanie bohaterów ze swoich innych książek. W szczególności, że ta książka raczej nie jest uznana jako kolejna część jakiegoś stworzonego cyklu. Mnie to trochę raziło podczas czytania tego poradnika. 
     W wydaniu, które trafiło w moje ręce znalazłam kilka literówek. Jednak całokształt wydania książki można by rzecz, że bez zarzutu. Podział na rozdziały zrobiony z sensem. Ich tytuły odpowiednio dobrane do przedstawianej treści.
     Moja ocena: 5/10



Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu: 

czwartek, 7 marca 2013

'Gazu, mięczaku, gazu' (Run Fatboy Run, 2007) - film


Zbliża się Londyński Maraton, a tysiące stóp biegnie wzdłuż nasypów Tamizy. Dwie z nich należą do niezdarnego i pechowego Dennisa Doyle'a, który wziął udział w wyścigu, aby zdobyć szacunek (i być może miłość) Libby - dziewczyny, którą porzucił w ciąży przed ołtarzem pięć lat wcześniej. Ale na drodze Dennisa stoi przystojny, odnoszący sukcesy, pewny siebie i bardzo wysportowany nowy chłopak Libby. Simon Pegg, Thandie Newton i Hank Azaria to gwiazdy tej przepełnionej śmiechem komedii, która jest debiutem reżyserskim Davida Schwimmera - gwiazdy Przyjaciół. Czy dzięki Maratonowi Dennisowi uda się odzyskać to co stracił? Jedno jest pewne: w realizację swojego celu włoży całe serce i... podeszwy.





     Film leciał w telewizji na TVN7. Jako, że miała wolny wieczór a nie potrafiłam zdecydować się na żaden z filmów, które posiadam padło na ten. Niestety nie był to zbyt dobry wybór... 
     Fabuła filmu bez szału. Przez dwie godziny filmu, jak dla mnie prawie nic się nie działo. Chyba powinnam wreszcie przyswoić sobie fakt, że nie należy oczekiwać niczego dobrego po komediach romantycznych. Zero ciekawej akcji, momentów zapierających dech w piersiach. Bo po co w filmie takie elementy? 
     Gra aktorska również nie powala. Co prawda nie było w tej produkcji żadnych sławnych aktorów ale nie zmienia to faktu, że trzeba brać pierwsze lepsze beztalencia z ulicy. 
     Sama nie wiem co można tutaj jeszcze napisać. Właściwie produkcja jest tak nijaka, że aż nie ma punktu zaczepienia. Można by się rozpisywać na wiele tematów ale tutaj po prostu występuje jedno wielkie nic. Osobiście nie potrafię zrozumieć produkcji bez większego sensu. Jednak chyba nie muszę wszystkiego wiedzieć i rozumieć. 
     Moja ocena: 2/10. Czemu taka wysoka ocena? Może jakiś potencjał w tym filmie i był. Ale dla mnie był to głównie 'czasoumilacz' do wykonywanych czynności domowych. A bez tego byłoby w mieszkaniu po prostu cicho...

poniedziałek, 4 marca 2013

"Uratuj mnie" Guillaume Musso

     Sam, nowojorski lekarz niepocieszony po samobójczej śmierci żony, i Juliette, młoda kobieta, której nie udało się zrealizować marzeń o karierze aktorskiej na Broadwayu, spotykają się przypadkiem tuż przed jej powrotem do Paryża. Spędzają wspólnie weekend. Bojąc się zaangażować, każde udaje kogoś, kim nie jest. Miłość przychodzi nieoczekiwanie, ale wyjazd Juliette jest przesądzony. Dziewczyna wsiada do samolotu, który eksploduje krótko po starcie, o czym przerażony Sam dowiaduje się z telewizji. Następnego dnia spotyka w parku kobietę, która oznajmia mu, że Juliette żyje. Grace ma też dla niego drugą, mniej przyjemną wiadomość - Juliette pozostało tylko kilka dni życia.
      Kim jest nieznajoma i dlaczego tyle o nich wie? Skąd wzięła noszący datę następnego dnia egzemplarz gazety, informującej o cudownym ocaleniu? Może wszystko jakoś się wyjaśni, a miłość okaże się silniejsza od śmierci? 
Opis książki




Autor: Guillaume Musso
Tytuł oryginalny: Sauve-moi
Język oryginalny: francuski
Tłumacz: Kowalczyk Krystyna
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2005
Rok pierwszego wydania polskiego: 2007
Liczba stron: 368



     Książka "Uratuj mnie" jest już drugą powieścią autora z którą miałam styczność. Pierwszą, którą przeczytałam była "Będziesz tam?", którą przeczytałam kilka lat temu i miałam pozytywne wrażenia po lekturze. A po powieści "Uratuj mnie" czuję jednak pewien niedosyt. 
     Powieść opowiada o przypadkowym spotkaniu Sama, który jest owdowiałym lekarzem oraz Juliette - młoda, ambitna Francuzka, która miała nadzieje zrobić karierę aktorską w Nowym Jorku. Zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, jednak podczas pierwszego spotkania żadne z nich nie było do końca szczere z tym drugim. Zarys dość banalny ale nie jest przedstawiona w cukierkowo-nastolatkowy sposób i można się przy niej odprężyć. Fabuła bym powiedziała, że dość ciekawie rozwiązana. Niektóre momenty zapierały dech w piersiach, czasami niestety powiewało nudą. Jednak ogólne wrażenie na plus.
     Część z postaci dość dobrze przedstawiona a inne ukazane trochę na "odwal się". Nie wiem czym do końca jest to spowodowane ale dla mnie wszyscy powinni mieć swój charakter i wnosić coś do powieści. Styl autora bardzo przyjemny w odbiorze, niezbyt ciężki, który utrudniałby czytanie. Książkę można bardzo szybko przeczytać, zapewne da się to zrobić nawet w jeden wieczór. 
     Książka podzielona z sensem na rozdziały. Każdy z nich na początku opatrzony cytatem pasującym do jego treści. Literówek, błędów ortograficznych i innych udziwnień rażących w oczy całe szczęście nie widziałam. Oprawa z tzw. skrzydełkami dzięki czemu nie zniszczy się tak szybko jak zwykła miękka okładka. Ogólnie wydanie bardzo przyjemne.
     Pomimo większej ilości plusów nad minusami nadal mi czegoś brakuje w tej książce. Ciężko mi sprecyzować czego ale chyba po prostu spodziewałam się czegoś lepszego. Wypożyczyłam tą książkę z biblioteki, jednak chyba nie jest to książka, którą będę musiała mieć we własnej biblioteczce.
     Moja ocena: 6/10.

niedziela, 3 marca 2013

'Twój na zawsze' (Remember me, 2010) - film




 Tyler Hawkins (Robert Pattinson) jest zbuntowanym chłopakiem, który cały czas popada w kłopoty. Pewnej nocy wdaje się w bójkę i zostaje poturbowany przez silniejszego od siebie policjanta. Wkrótce po tych wydarzeniach Tyler poznaje córkę funkcjonariusza - Ally. Początkowo chłopak zamierza ją uwieść, a następnie porzucić. Okazuje się jednak, że Tylera i dziewczynę łączy coś więcej.






     
     Po filmie z Robertem Pattinsonem w roli głównej nie spodziewałam się zbyt wiele. Mając przed oczami niedawno obejrzaną sagę "Zmierzch", pomimo, że ten film ('Twój na zawsze') został zakwalifikowany jako melodramat, myślałam, że będzie to raczej coś dennego. Nie żałuję jednak, że dałam jednak szansę pomimo roli głównego aktora i zobaczyłam tą produkcję. 
     Film przedstawia historie rodzinne, siłę miłości, przyjaźni. W historię kwitnącej miłości wplątane zostały również inne elementy. Ukazuje jak ważne są relacje rodzinne, jak wielki wpływ mają na życie każdego z nas. Poruszany jest problem straty, próby radzenia sobie z bólem po kimś, kogo już wśród nas nie ma. Elementem zaskoczenia było dla mnie zakończenie. Nie spodziewałam się takiego finału. Raczej myślałam, że będzie jakiś tzw. happy end i wszyscy będą szczęśliwi. Ale czy w tym przypadku to źle, że film nas zaskakuje? Według mnie można w tym momencie zaliczyć to na plus, że amerykańska produkcja potrafiła mnie czymś zadziwić. 
     Ogólnie co do obsady aktorskiej - pomimo dość ciekawej roli pozostał mi niesmak, że jednak wzięli Pattinsona. Jak dla mnie średnio sobie radził w tym filmie. Były pewne niedociągnięcia w jego grze, albo ja się po prostu nie znam ;). Reszta aktorów też radziła sobie czasem lepiej, czasem gorzej. Najbardziej podobała mi się gra młodziutkiej Morgan Turner, która wcieliła się w rolę Jessici oraz Pierce'a Brosnan'a jako Charles'a Hawkins'a.
     Moja ocena: 8/10.
Related Posts with Thumbnails