sobota, 29 lutego 2020

Podsumowanie lutego 2020



Pomimo, że w tym roku mamy o jeden dzień więcej w lutym to i tak minął mi ten miesiąc stanowczo za szybko! Mija nam już drugi miesiąc 2020 roku a mam wrażenie jakby to dopiero wczoraj były święta Bożego Narodzenia i Sylwester. Tak dużo nowych książek do czytania a czasu coraz mniej. Jednak bez zbędnego przedłużania zapraszam Was na krótkie podsumowanie czytelniczo-filmowe lutego.



Luty książkowo

- liczba przeczytanych książek: 6
- łączna liczba stron: 2 758

Największym rozczarowaniem była dla mnie książka "W żywe oczy" oraz ostatni tom o Larze Jean, czyli "Zawsze i na zawsze". Miałam chyba po prostu zbyt wygórowane oczekiwania a dostałam mocno przeciętne historie. Jednak zakochałam się w trylogii zapoczątkowanej "Królową Tearlingu". Naszła mnie ochota na powieść z gatunku fantasy i ta seria była strzałem w dziesiątkę w moje potrzeby w danym momencie :).



Luty filmowo

- liczba obejrzanych filmów:
W lutym obejrzałam zarówno bardzo dobry film jak i naprawdę kiepski. "Boże ciało" jest według mnie jednym z lepszych tytułów jakie dotychczas zobaczyłam i nie dziwi mnie nominacja do Oscara. Natomiast największą według mnie porażką była ekranizacja powieści Jenny Han, czyli "Do wszystkich chłopców: P.S. Wciąż cię kocham". Z tak spartaczoną historią nie miałam dawno do czynienia...

A jak Wam minął luty? Mam nadzieję, że natknęliście się na same dobre tytuły :)!

piątek, 28 lutego 2020

'Bitwa' (Battle, 2018) - film









Gdy ojciec Amalie bankrutuje, życie młodej i dobrze sytuowanej tancerki zaczyna się walić. Na szczęście na horyzoncie pojawia się tancerz hip-hopowy o imieniu Mikael.










     Kilka miesięcy temu, gdy zobaczyłam na Netflixie film "Bitwa" dodałam go na 'moją listę' i całkowicie o nim zapomniałam. Nawet podczas zastanawiania się co by wieczorem obejrzeć ciągle go pomijałam. Postanowiłam jednak rozprawić się ze swoją rosnącą listą filmów do zobaczenia w najbliższej przyszłości i tak oto wreszcie zabrałam się za ten film. Przyznam, że jestem nim pozytywnie zaskoczona.
     Amalie wiedzie luksusowe życie, a największą pasją dla niej jest taniec. Jej życie zaczyna się walić gdy ojciec ogłasza bankructwo i muszą wyprowadzić się ze swojego domu. Jak to zwykle bywa początki w nowej rzeczywistości potrafią być okrutne. Według mnie jest to ciekawie poprowadzona historia nie tylko o muzyce i tańcu, lecz również miłości. Nie spodziewałam się tutaj tak mocno zarysowanego wątku romantycznego, jednak nie przeszkadzał mi on tu, a nawet dodał trochę pikanterii do całości. Tytułowa bitwa może być w kontekście tego filmu rozumiana na wiele sposobów. Znajdziemy tam bitwy taneczne, lecz można zauważyć coś więcej. Bitwa samego ze sobą, ze swoimi słabościami, bitwa o szczęście i lepsze jutro. Nawet ta walka o miłość, która może przynieść zaskakujący efekt. O tańcu nie mam zbyt wielkiej wiedzy, jedynie mogę napisać, że to co tu dostałam po prostu mi się podobał i jestem w stanie docenić to jaką pracę włożyli tutaj ludzie by osiągnąć taki efekt.
     Gra aktorska na bardzo zróżnicowanym poziomie.Znaczna część obsady faktycznie dała radę i wypadła tu dość naturalnie, jednak były nieliczne jednostki, które mocno mi tu przeszkadzały. Od początku do samego końca nie potrafiłam przekonać się do postaci Aksela, w  którego wcielił się Vebjørn Enger. Nie jestem w stanie ocenić dokładnie co było nie tak, jednak niemiłosiernie mnie on tu irytował.
     Jestem pozytywnie zaskoczona tym filmem. Nie pamiętam z jakiego powodu za pierwszym razem zwróciłam na niego uwagę, jednak zabierając się teraz za niego nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań, więc może jest to klucz do miłego spędzania czasu podczas seansu.
     Moja ocena: 6/10.

czwartek, 27 lutego 2020

"Losy Tearlingu" Erika Johansen

W niespełna rok Kelsea Glynn z niedoświadczonej nastolatki zmieniła się w potężną władczynię. Jako królowa Tearlingu zyskała uznanie, a dzięki uporowi, wizjonerstwu i zdolnościom przywódczym dokonała ważnych zmian w królestwie. Za cel obrała wyeliminowanie korupcji i przywrócenie rządów sprawiedliwości, przez co przysporzyła sobie wielu wrogów – jest wśród nich niegodziwa Szkarłatna Królowa, jej najbardziej zaciekła rywalka, która wprowadziła swoją armię do Tearlingu.
Kelsea postanowiła uchronić swój lud przed niszczycielskim najazdem i zrobiła coś niebywałego – oddała w ręce wroga i siebie, i swoje magiczne szafiry, a na regenta Tearlingu powołała Buławę, zaufanego przywódcę Straży Królowej. Ale Buława nie spocznie, dopóki wraz ze swoimi ludźmi nie uwolni władczyni, która została uwięziona w Mortmesne.
Teraz, gdy rozpoczyna się pełna napięcia ostateczna rozgrywka, w końcu poznamy losy królowej Kelsea oraz całego Tearlingu.
Opis książki



Autor: Erika Johansen 
Tytuł oryginalny: The Fate of the Tearling 
Język oryginalny: angielski 
Tłumacz: Mazurek Izabella 
Kategoria: Literatura piękna 
Gatunek: fantasy 
Forma: powieść 
Rok pierwszego wydania: 2016 
Rok pierwszego wydania polskiego: 2017 
Liczba stron: 528



     "Losy Tearlingu" to już finałowy tom trylogii o Tearlingu. Po poprzednich częściach oczekiwałam czegoś mocnego, co zapadnie mi głęboko w pamięci i będzie po prostu epickie. Choć aż tak silnych słów po lekturze ostatniego tomu nie mogę użyć to i tak uważam, że jest to bardzo dobra pozycja!
     Pomimo, że Kelsea jest przetrzymywana w lochach wroga to Tearling tak łatwo się nie poddaje. Bardzo dużo się tutaj dzieje, znajdziemy wiele zwrotów akcji, a napięcie było odpowiednio budowane i utrzymywane przez całą pozycję. Teraźniejszość przeplata się z przeszłością i przyszłością. Autorce znów udało się mnie zaskoczyć, gdyż nie zbudowała tej powieści na zbyt wielu bitwach jak to często bywa w tym gatunku, a przynajmniej takie mam wrażenie po tym co dotychczas przeczytałam, a na intrygach i działaniu, które nie zawsze muszą wykorzystywać aspekt siłowy. Samo zakończenie mnie usatysfakcjonowało, gdyż było dla mnie swego rodzaju powiewem świeżości. Wiem, że część osób było nim zawiedzione, jednak ja jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować takie rozwiązanie sytuacji.
     Bohaterowie według mnie bardzo dobrze wykreowani. W ich działaniach była widoczna konsekwencja i choć niektóre mogły wydać się absurdalne koniec końców byliśmy w stanie zrozumieć czemu w taki a nie inny sposób postąpili. Widać było we wszystkich postaciach, że potrafili czerpać lekcje z wydarzeń ze swojego życia z którymi musieli się zmierzyć.
     Styl autorki na dobrym poziomie. Potrafiła wykreować intrygującą historię i nowy świat w bardzo przystępny ale nie infantylny sposób. Żałuję, że to był ostatni tom ale po tym co tutaj dostałam z wielką chęcią sięgnęłabym po inne pozycje napisane przez Erikę Johansen. Wydanie papierowe bardzo dobrze wykonane i zasadniczo do niczego w tym przypadku nie mogę się przyczepić. Zarówno oprawa jak i sam środek przygotowany bardzo dobrze i mam nadzieję, że będę mogła czerpać radość z ponownej lektury tej książki bez jej uszczerbku.
     Z jednej strony szkoda, że mam już całą serię za sobą i nie ma już kolejnych tomów, jednak nie żałuję ani minuty jaką spędziłam podczas jej lektury. Bardzo dobry poziom został utrzymany przez wszystkie części, i pomimo, że coś mogło mi w niektórych momentach nie pasować to autorce udało się zapunktować innym zabiegiem. Jeśli jeszcze nie znacie jeszcze tej serii to gorąco Wam ją polecam.
     Moja ocena: 7/10.

środa, 26 lutego 2020

'Kobieta sukcesu' (2018) - film




Główną bohaterką jest Mańka, szefowa firmy w wielkim mieście, której życie nagle wywraca się do góry nogami. Jej biznes pada ofiarą nieuczciwej konkurencji, związek z Norbertem przeżywa kryzys, a pod drzwiami mieszkania kobieta zastaje Lilkę, młodszą siostrę uosabiającą chaos, tak obcy perfekcyjnej Mańce. W jej życie – za sprawą psa i przypadku – wkracza również Piotr, którego wbrew sobie i mimo serii nieporozumień zdaje się przyciągać. Jako przebojowa kobieta sukcesu Mańka nie zamierza się poddawać i skupia się na walce o przetrwanie firmy i zdemaskowanie oszustów! Czy nie straci przez to z oczu siostrzanej przyjaźni i szansy na coś nowego?





     Mając w głowie totalną pustkę odnośnie tego co chciałabym obejrzeć, wpadłam na "genialny" pomysł obejrzenia kolejnej komedii romantycznej. I to w dodatku polskiej. Luty, niedawno były walentynki to pomyślałam, że to będzie bardzo dobry pomysł. Niestety nie do końca się to sprawdziło ;).
     Mańka to szefowa dobrze prosperującej firmy. Jednak gdy pada ofiarą nieuczciwych zagrywek ze strony konkurencji jej życie zmienia się nie do poznania. Za sprawą kilku niefortunnych sytuacji w jej codzienności pojawiają się nowe osoby. Jak na komedię romantyczną przystało zostały tutaj wykorzystane wszystkie znane mi sztandarowe schematy. Niegodziwy były, powoli rozwijająca się relacja z nowo poznanym mężczyzną, mały kryzys w tej nowej znajomości, aby później wybaczyli sobie wszystko i żyli długo i szczęśliwie. Tak mniej więcej wygląda historia z którą mamy tutaj do czynienia. Na plus według mnie jest wplecenie w całość pieska, jednak jako że kocham te zwierzaki to pod ty względem jestem całkowicie nieobiektywna. Co prawda nie jest to najgorsza produkcja z jaką przyszło mi się zmierzyć, oglądało mi się ją całkiem przyjemnie, jednak ta schematyczność i przewidywalność spowodowała, że nie bardzo szybko będę chciała o niej zapomnieć.
     Gra aktorska była po prostu OK. Nic nie zrobiło na mnie szczególnie mocno pozytywnego wrażenia, jednak nie było też bardzo wielu nienaturalnych momentów, po których miałabym ochotę od razu wyłączyć film. Ot po prostu przyzwoicie dobrani aktorzy w schematycznej historii, co dało mi ogromną dawkę... przeciętności.
     Po obejrzeniu "Kobiety sukcesu" utwierdzam się w przekonaniu, że polskie komedie romantyczne to nie jest gatunek dla mnie. Niestety ten film nie zmienił mojego podejścia do tego typu historii, choć nie wykluczam, że może kiedyś ulegnie ono zmianie.
     Moja ocena: 4/10.

poniedziałek, 24 lutego 2020

"Zawsze i na zawsze" Jenny Han


Lara Jean i Peter Kavinsky, para znana z filmowego hitu Netlixa "Do wszystkich chłopców, których kochałam" musi zmierzyć się jeszcze z wieloma przeciwnościami losu. Czy z każdą miłością musi tak być? I czy pierwsza miłość jest nazywana pierwszą, bo zawsze musi się skończyć?
Lara Jean i Peter kończą liceum. Stają przed wieloma ważnymi decyzjami. Co zrobią, jeżeli będą musieli się rozdzielić? Czy "środkowa" siostra Song powinna pójść w ślady Margot i za poradą ich mamy zerwać z chłopakiem? Wydaje się, że tego też chce mama Petera, która boi się, że jej syn zaprzepaści swoją szansę na sukces w dorosłym życiu.
Ostatni rok w rodzinie Song będzie pełen wrażeń. Chwile smutku i radości będą przeplatać się niczym popisowe fryzury Kitty. Tylko czy w jej przyszłości jest jeszcze miejsce na pierwszą miłość z czasów liceum?

Opis książki



Autor: Jenny Han 
Tytuł oryginalny: Always and Forever, Lara Jean 
Język oryginalny: angielski 
Tłumacz: Biernacka Matylda 
Kategoria: Literatura piękna 
Gatunek: dziecięca, młodzieżowa 
Forma: powieść 
Rok pierwszego wydania: 2017 
Rok pierwszego wydania polskiego: 2019 
Liczba stron: 376



     "Zawsze i na zawsze" to już trzeci i ostatni tom z serii zapoczątkowanej powieścią "Do wszystkich chłopców, których kochałam". Choć druga część, czyli "P.S. Wciąż cię kocham" nie zrobiła na mnie aż tak mocnego wrażenia, chciałam już skończyć tę trylogię i sprawdzić jak potoczą się losy bohaterów. Niestety to zakończenie nie jest dla mnie w pełni satysfakcjonujące...
     Ostatni rok w liceum to czas nauki, podejmowanie ważnych decyzji dotyczących przyszłości. Lara Jean oraz Peter wspólnie planują swoją przyszłość na wybranej przez nich uczelni. Jednak życie byłoby zbyt piękne, gdyby nie rzucane pod nogi kłody. Różne sytuacje w życiu rodziny Lary Jean mogą poważnie wpłynąć na jej związek z ukochanym. Zdaję sobie sprawę, że jest to młodzieżówka, czyli raczej z zasady skierowana do trochę młodszego czytelnika niż ja. Choć można trafić na perełki z tego gatunku, które można czytać w każdym wieku to w tym przypadku mam wrażenie, że jestem już na nią trochę za stara. Pomimo, że doskonale pamiętam co się u mnie działo na przełomie liceum i studiów, to jednak to co tutaj dostałam mogę określić jako "słodziutką teen dramę" i to w negatywnym znaczeniu. Zakończenie jest dla mnie przedstawione jako zbyt idealistyczne, a po wcześniejszych wydarzeniach w tej trylogii nie do końca miało racjonalne wytłumaczenie. Może niektórym da to miłą nadzieję na lepsze jutro i ogrzeje serducho, jednak życie jest trochę bardziej brutalne.
     Bohaterowie - mam wobec nich dość mieszane odczucia. Choć niektórych byłam w stanie polubić na początku serii tak w tym tomie powoli zaczynali mnie już drażnić. Odniosłam wrażenie, że na przestrzeni całej historii nie potrafili wyciągnąć wniosków z wcześniejszych wydarzeń. W okresie nastoletnim dwa czy trzy lata potrafią zrobić ogromną różnicę, jednak tutaj nie widać żadnej różnicy w dojrzałości bohaterów.
     Styl autorki nie uległ zmianie. Nadal jest lekko, łatwo i względnie przyjemnie, jednak nie widzę żadnego rozwoju w pisaniu - ani na lepsze ani na gorsze. Utrzymany jest ten sam przeciętny poziom. który nie wybija się niczym szczególnym na tle innych. Wydanie elektroniczne, które zakupiłam na jednym z bardziej znanych (chyba) portali z e-bookami, miało niestety kilka niedoróbek, takie jak podwójne słowa, czy nie zawsze wyjustowany tekst.
     Niestety po finałowym tomie serii spodziewałam się czegoś lepszego. Miałam nadzieję, że ta historia pozostanie w mojej pamięci na trochę dłużej, a po tym co tutaj dostałam czuję ogromne rozczarowanie. Z dobrze zapowiadającej się historii stała się do bólu przeciętna, przez co nie wiem czy kiedykolwiek będę miała ochotę do niej powrócić...
     Moja ocena: 5/10.

niedziela, 23 lutego 2020

'O północy w Paryżu' (Midnight in Paris, 2011) - film





W "O północy w Paryżu" śledzimy losy niedawno zaręczonej pary. Inez i Gil przybywają do światowej stolicy romansu, by zaplanować ślub. Jednak wierność zakochanych zostanie wystawiona na próbę, gdy na ich drodze pojawią się wyrafinowany znawca sztuki Paul oraz tajemnicza i zmysłowa muza Adriana, a po czarujących zakątkach Paryża zacznie oprowadzać ich sama! W gwiazdorskiej obsadzie magicznej komedii znajdziemy także laureatów Oscara, Adriena Brody'ego oraz Kathy Bates w rolach miłosnych doradców Gila. 






     Czasami nachodzi mnie ochota na jakiś niezobowiązujący, aczkolwiek przyjemny w odbiorze film, podczas którego będę w stanie się zrelaksować. Mój wybór padł na produkcję Woody'ego Allena, czyli "O północy w Paryżu". Choć komedia romantyczna to nie jest mój ulubiony gatunek to jednak po tym reżyserze mogłam się spodziewać czegoś dobrego.
     Inez oraz Gil przyjeżdżają do Paryża by zacząć planować swój ślub i zaczerpnąć inspiracji z tej "światowej stolicy romansu". Podczas gdy dziewczyna spędza coraz więcej czasu ze swoim byłym chłopakiem Gil przenosi się do lat 20. poznając znakomitych artystów. Przyznam, że jest to historia jakiej aktualnie potrzebowałam. Choć jest miłość oraz inne wątki romantyczne to jednak nie przeszkadzały mi one w całości. Znajdziemy tu wiele wątków, które mogą zachwycić nie tylko znawców sztuki. Moim zdaniem zostało tu przedstawione bardzo intrygująco życie niektórych znanych osób, na przykład takich jak Fitzgeraldowie. Pomimo, że jest tu jedynie pewien wycinek z ich życia to może on jednak zachęcić niektórych do zgłębienia się w ich historię. Warte uwagi są tutaj również widoki - choć nigdy nie miałam w planach podróży do Francji to po tym filmie można nabrać ochoty na ten kierunek.
     Gra aktorska na naprawdę dobrym poziomie. Jestem nawet pozytywnie zaskoczona tym jak wypadł tu Owen Wilson w roli Gila, gdyż kojarzę go głównie z niezbyt ambitnych amerykańskich pseudo komedii. Również pozostali aktorzy wypadli tutaj nieźle i nie miałam ani jednego momentu w trakcie seansu, gdy miałam ochotę wołać o pomstę do nieba nad ich nienaturalnością. Fakt, można znaleźć kilka niedoróbek jednak dla mnie były one prawie niezauważalne.
     Film "O północy w Paryżu" to moim zdaniem idealna produkcja na leniwy wieczór, gdy chcemy obejrzeć coś niezobowiązującego z dobrą historią i przepięknymi widokami. Ja nie żałuję, że poświęciłam na niego swój czas i zapewne w chwilach kryzysowych z chęcią do niego wrócę.
     Moja ocena: 7/10.

czwartek, 20 lutego 2020

"Inwazja na Tearling" Erika Johansen

Z każdym dniem Kelsea Glynn coraz bardziej oswaja się z rolą władczyni. Kładąc kres zsyłkom niewolników do sąsiedniego Mort, wchodzi w drogę czerpiącej moc z czarnej magii Szkarłatnej Królowej – a ta nie cofnie się przed niczym. Szkarłatna Królowa postanawia wysłać straszliwą armię, by upomnieć się o swoje. Nic już nie powstrzyma inwazji na Tearling.
Lecz gdy mortmesneńskie wojska podchodzą coraz bliżej, Kelsea w tajemniczy sposób udaje się spojrzeć w czasy sprzed Przeprawy i odnaleźć w nich niezwykłą i groźną sojuszniczkę: Lily, która walczy o życie w świecie, w którym już samo bycie kobietą bywa przestępstwem. Przyszłość Tearlingu – i duszy Kelsea – może zależeć od Lily i kolei jej życia, lecz młoda królowa ma bardzo mało czasu, by dowiedzieć się, jaki los spotkał kobietę.
W kolejnej olśniewającej książce Eriki Johansen wracają doskonale znani czytelnikom bohaterowie – w tym Buława i Szkarłatna Królowa – oraz pojawiają się fascynujący nowi aktorzy, przez co ta niezwykła opowieść o magii, tajemnicach i zawziętej młodej bohaterce zyskuje kolejne ekscytujące wymiary. 
Opis książki



Autor: Erika Johansen 
Tytuł oryginalny: The Invasion of the Tearling 
Język oryginalny: angielski 
Tłumacz: Mazurek Izabella 
Kategoria: Literatura piękna 
Gatunek: fantasy 
Forma: powieść 
Rok pierwszego wydania: 2015 
Rok pierwszego wydania polskiego: 2016 
Liczba stron: 560



     Po według mnie bardzo udanej "Królowej Tearlingu" w dość krótkim odstępie czasu zabrałam się za jej kontynuację, czyli "Inwazję na Tearling". Po samym tytule oraz zakończeniu poprzedniego tomu spodziewałam się wielu epickich walk, strać wojsk i tego typu spraw, jednak autorce udało się mnie zaskoczyć, i to na plus.
     W tej pozycji znajdziemy bezpośrednią kontynuację historii z poprzedniego tomu. Historia została tu bardzo zgrabnie poprowadzona i wciąga już od samego początku. Znajdziemy tu wiele spisków, tajemnic oraz magii, lecz tych oczekiwanych przeze mnie scen bitewnych nie było tu tyle, jakbym się spodziewała. Dla mnie nie jest to minusem, a raczej miłym zaskoczeniem, że da się stworzyć intrygującą powieść fantasy bez zbyt wielu takich wydarzeń. Interesującym zabiegiem było dla mnie wprowadzenie postaci Lily oraz tego w jaki sposób pojawiła się ona w życiu Kelsea. Akcja toczyła się tu jednym tempem, nie było spowolnień, które by mnie nudziły czy wzbudzały chęć natychmiastowego przestania tej lektury. Każda sytuacja była według mnie ważna, i dzięki tym właśnie nawet małym wydarzeniom całość jest dla mnie spójną historią, do której mam ochotę powracać.
     Bohaterowie zostali bardzo dobrze wykreowani. Widać na przestrzeni tej historii, że się rozwijają a sytuacje z jakimi muszą się mierzyć mają na nich wpływ. Główna bohaterka Kelsea była już trochę mniej irytująca niż w pierwszym tomie i to na jej przykładzie najbardziej widać rozwój i przemianę wewnętrzną jaka w niej zachodzi. Również coraz cieplejszymi odczuciami zaczęłam pałać wobec Buławy i coraz bardziej byłam w stanie zrozumieć co kierowało jego poczynaniami.
     Styl autorki mam wrażenie, że nawet trochę lepszy niż w poprzedniej części. Choć historia jest prowadzona dość jednostajnie i można się pokusić o stwierdzenie, że nawet  spokojnie, to nie można nazwać jej monotonną. Pisarka potrafi zaskoczyć co pokazała w tym tomie. Wydanie papierowe jak najbardziej na plus. Jest tu wszystko co uwielbiam w dobrze wydanych książkach - odpowiednia praca ludzi typu dobra korekta, schludnie przygotowany środek, twarda oprawa i szyte strony.
     Przyznam, że jestem pozytywnie zaskoczona tym co dostałam w tej książce. Pomimo, że nie ma tutaj pędzącej na złamanie karku akcji to jednak i tak mam ochotę powrócić jak najszybciej do tego magicznego świata i poznać dalsze losy bohaterów. Mam nadzieję, że ostatni tom trylogii uda mi się przeczytać jeszcze w tym miesiącu, choć z drugiej strony chciałabym się móc jak najdłużej delektować tym co przygotowała autorka.
     Moja ocena: 7/10.

środa, 19 lutego 2020

'Do wszystkich chłopców: P.S. Wciąż cię kocham' (To All the Boys: P.S. I Still Love You, 2020) - film





W tym roku Lara Jean i Peter nie chcą dłużej udawać związku. Przecież już nie są parą na niby! Oficjalnie przeżywają swoje "prawdziwe pierwsze razy" - pocałunek, randkę i Walentynki. Nastolatce towarzyszą złożone emocje, ponieważ musi odnaleźć siebie w tej nowej sytuacji. Teraz Lara potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek sióstr Kitty i Margot, przyjaciółki Chris i swojej nowej powierniczki sekretów - Stormy. Ale kiedy John Ambrose, inny adresat jednego ze starych listów miłosnych Lary Jean, pojawia się w jej życiu, sama musi stawić czoła prawdziwemu dylematowi: czy można zakochać się w dwóch chłopakach jednocześnie?





     Książka "P.S. Wciąż cię kocham" Jenny Han, choć była lekka, łatwa i przyjemna, to miała pewien wątek, który nie do końca mi odpowiadał. Byłam natomiast ogromnie ciekawa jak zostanie to rozwiązane w filmie, więc w wolny wieczór zdecydowałam się na jego obejrzenie. Nie spodziewałam się jednak tego jak bardzo twórcy będą w stanie zepsuć tę historię...
     W tej części mamy przedstawione dalsze losy Lary Jean i Petera. Tym razem jednak chcą stworzyć prawdziwy związek, a nie tylko go udawać. Jednak na przeszkodzie do ich szczęścia mogą stanąć im inne osoby. Niestety w wersji filmowej historia, którą poznałam w książce została spłycona i ma według mnie zupełnie inny wydźwięk. Zdaję sobie sprawę, że ciężko przedstawić treść powieści w ekranizacji jeden do jednego, lecz tutaj pominięto zbyt wiele, tworząc jakby alternatywną historię. Z co najmniej kilkunastu zachować Petera, które nie były całkowicie fair wobec Lary Jean przedstawili jedynie jedno, prawie całkowicie wybielając jego zachowanie. Natomiast dziewczynie jakby przypisali prawie całe zło, które wpływało na ich związek i jakby tylko ona ponosiła winę za to co się tam działo. Nie zostało ukazane to dlaczego Lara Jean mogła mieć pewne wątpliwości co do intencji swojego chłopaka i jak rozwijały się jej myśli i uczucia wobec Johna Ambrose. Zarówno Peter jak i Lara Jean nie zawsze zachowywali się wobec siebie we właściwy sposób, jednak ukazanie nieodpowiedniego zachowania tylko jednej strony było według mnie złe. Moim zdaniem twórcy wprowadzili do tej historii zbyt wiele zmian, co całkowicie zaburzyło wydźwięk tego co poznałam w książce. Na plus jest na pewno to, że ten wątek, który irytował mnie w powieści w filmie nie był aż tak mocno ukazany, jednak jest to zbyt mały pozytywny akcent w porównaniu do tego co zostało tutaj zrobione...
     Gra aktorska niestety nie zrobiła na mnie aż tak dobrego wrażenia jak w przypadku pierwszej części, natomiast i tak jest to według mnie najmocniejszy atut całego tego filmu. Najbardziej spodobała mi się Holland Taylor w roli Stormy. Jako jedyna miałam wrażenie, że próbuje coś wyciągnąć ze swojej postaci i jak najciekawiej ją ukazać. Niestety reszta miała swoje lepsze i gorsze momenty, lecz nie zachwyciła mnie nie aż tak bardzo bym mogła napisać o nich coś więcej pozytywnego.
     "Do wszystkich chłopców: P.S. Wciąż cię kocham" to moim zdaniem zły film. Miało być przyjemnie a przez tę ingerencję w historię, którą znałam z książki, poziom mojej złości na to co zrobili z minuty na minutę tylko się powiększał. Żałuję, że poszło to w złą stronę, bo film miał pewne zadatki do bycia lepszym od książki...
     Moja ocena: 3/10.

poniedziałek, 17 lutego 2020

"P.S. Wciąż cię kocham" Jenny Han



Kontynuacja bestsellera „Do wszystkich chłopców, których kochałam”!
W związku Lary Jean i Petera wszystko dobrze się układa. Dopóki do ich szczęśliwego duetu nie wtrąca się Genevieve, była Petera i… John Ambrose, piąty adresat listów Lary Jean. Każde z nich nie ukrywa, że liczy na coś więcej niż tylko przyjaźń.
Aby uczcić rozbiórkę domku na drzewie, paczka znajomych postanawia zagrać w zabawę z ich dzieciństwa. Wygrany może zażądać od dowolnego przegranego wszystkiego czego chce. Kiedy Lara Jean zwycięży zmusi Genevieve aby ta zostawiła Petera w spokoju. O ile do tego czasu to ON będzie wciąż zajmować jej serce i wolny czas… 

Opis książki




Autor: Jenny Han 
Tytuł oryginalny: P.S. I Still Love You 
Język oryginalny: angielski 
Tłumacz: Biernacka Matylda 
Kategoria: Literatura piękna 
Gatunek: dziecięca, młodzieżowa 
Forma: powieść 
Rok pierwszego wydania: 2015 
Rok pierwszego wydania polskiego: 2019 
Liczba stron: 376



     Książkę "Do wszystkich chłopców, których kochałam", choć przeczytałam ponad rok temu, nadal bardzo miło wspominam. Z racji, że niedawno swoją premierę na Netflixie miała 'ekranizacja' dalszych losów Lary Jean postanowiłam sięgnąć przed filmem po powieść "P.S. Wciąż cię kocham". I niestety nie zrobiła ona na mnie aż tak dobrego wrażenia jak pierwsza część.
     Lara Jean oraz Peter postanawiają rozpocząć prawdziwy związek a nie tylko go udawać. Jednak na przeszkodzie do ich szczęścia staje wiele różnych wydarzeń oraz osób... szczególnie była dziewczyna chłopaka, Genevieve, oraz jeden z pozostałych pięciu adresatów listów - John. Spodziewałam się lekkiej i przyjemnej lektury, która odciągnie mnie od mojej własnej szarej rzeczywistości i w sumie to dostałam. Jednak historia z którą mamy tu do czynienia była pełna typowo nastoletnich dram, które mogą przyprawiać czytelnika o ból głowy. Mam wrażenie, że przez brak pomysłu jak można by pociągnąć fabułę i stworzyć ciekawe wydarzenia, jeden z wątków był rozwleczony i doprowadzał mnie wręcz do szału. Ciągłe tajemnice i brak chęci do szczerej rozmowy pomiędzy bohaterami był dla mnie absurdalny. Samo powód 'problemu' był dla mnie tak irracjonalny w stosunku do tego ile zostało czasu poświęcone temu wątkowi, że aż mi ręce opadły. Zakończenie trochę cukierkowe jednak daje nadzieję, że kolejny tom będzie znacznie lepszy niż to co dostaliśmy tutaj.
     Bohaterowie bardzo dobrze wykreowani. Choć niektóre ich zachowania wzbudzały we mnie negatywne emocje, to jednak nie byłam w stanie przejść obok nich obojętnie. Spotkałam się z opiniami, że najbardziej irytująco zachowywała się główna bohaterka, jednak mi chyba bardziej działał na nerwy Peter, a jego działania czasem ocierały się dla mnie o hipokryzję. Oczekiwał szczerości w związku a sam nie potrafił się z tego wywiązać...
     Styl autorki przyjemny w odbiorze. Pomimo, że nie wszystkie wątki mi się spodobały to byłam w stanie przez nie przejść i przez większą część lektury czerpać z niej przyjemność. Wydanie elektroniczne zrobione przyzwoicie, choć kilka małych niedociągnięć niestety się tu znalazło. Nie wpłynęły jednak one w znaczny sposób na mój odbiór tej powieści.
     W książce "P.S. Wciąż cię kocham" było kilka interesujących wątków, jednak przez ten jeden, który zdominował całość i był za bardzo rozwleczony, nie mogę uznać tego tomu za tak dobry jak poprzedni. Zapewne w niedalekim czasie sięgnę po ostatnią część trylogii, żeby mieć już przeczytaną ją w całości i mam nadzieję, że będzie znacznie lepiej :).
     Moja ocena: 6/10

niedziela, 16 lutego 2020

'Boże ciało' (2019) - film






"Boże ciało" inspirowane jest prawdziwą historią 20-letniego chłopaka Daniela, który przechodzi duchową przemianę w więzieniu i po warunkowym zwolnieniu trafia do niewielkiego miasteczka w Polsce. Pod nieobecność miejscowego księdza Tomasza, chłopak wykorzystuje okazję i udając nowego duchownego zaczyna pełnić posługę kapłańską. Jego niekonwencjonalne metody i charyzma zaczynają poruszać ludzi pogrążonych w tragedii, która niedawno wstrząsnęła lokalną społecznością.






     Polskie filmy bardzo rzadko przypadają mi do gustu, jednak czasem trafi się perełka, która zrobi na mnie ogromne wrażenie. I to właśnie do tej grupy trafił u mnie film pt. "Boże ciało". Moim zdaniem nominacja do Oscara jest tu jak najbardziej zasłużona.
     Chłopak, który spędził za swoje czyny trochę czasu w poprawczaku trafia na zwolnieniu warunkowym do małego miasteczka, gdzie miał pracować w stolarni. Jednak sytuacja rozwinęła się tak, że zaczął zastępować miejscowego księdza... Daniel wykorzystuje swoją szansę i udając nowego duchownego musi zmierzyć się z pewnymi wydarzeniami, które wstrząsnęły daną społecznością. Historia moim zdaniem została naprawdę dobrze ukazana. Nie było tu zbędnych scen, które by mogły popsuć jej odbiór, a nawet kilka niedopowiedzeń może dać do myślenia. Całe szczęście nie wszystko zostało podane jak na tacy, tylko widz zmuszony jest do refleksji i własnych przemyśleń co do niektórych wydarzeń z którymi przyszło się zmierzyć bohaterom. Jeszcze na długo po wyjściu z kina miałam wiele pytań i myśli z którymi musiałam się uporać.
     Gra aktorska na bardzo dobrym poziomie. Żadnego z aktorów nie zamieniłabym na nikogo innego. Podczas seansu odniosłam wrażenie, że każdy porządnie przygotował się do swojej roli i wczuł się w swoją postać. Zarówno aktor wcielający się w głównego bohatera, Daniela, czyli Bartosz Bielenia, jak i pozostali aktorzy dalszoplanowi wypadli tu naturalnie, dzięki czemu nie oglądałam ich na dużym ekranie z zażenowaniem.
     "Boże ciało" to według mnie jeden z lepszych polskich filmów z jakimi dotychczas miałam do czynienia. Nie żałuję wydania pieniędzy na bilet ani czasu jaki poświęciłam na jego obejrzenie. Obym trafiła na więcej tak dobrych naszych rodzimych produkcji!
     Moja ocena: 8/10.

sobota, 15 lutego 2020

"Królowa Tearlingu" Erika Johansen

Młoda księżniczka musi upomnieć się o tron i stoczyć bój z potężną czarownicą w decydującej rozgrywce między światłością a mrokiem.
Kelsea dorastała w ukryciu, z dala od królewskiej twierdzy, i niewiele wie o straszliwej przeszłości Tearlingu. Jej przodkowie odpłynęli z chylącego się ku upadkowi świata, by stworzyć nowy, wolny od technologii. Jednak społeczeństwo podzieliło się na trzy zastraszone narody oddające hołd czwartemu: potężnemu Mortmesne pod rządami okrutnej Szkarłatnej Królowej.
W dniu dziewiętnastych urodzin Kelsea wyrusza w niebezpieczną podróż do stolicy, gdzie ma zająć należne jej miejsce na tronie Tearlingu. Jednak zło, jakie odkrywa w sercu królestwa, popycha ją ku śmiałemu czynowi, który otwiera Szkarłatnej Królowej drogę do zemsty. Śmiertelnie niebezpieczni przeciwnicy – od skrytobójców po ludzi posługujących się najmroczniejszą magią krwi – snują plany zamordowania dziewczyny.
Kelsea dopiero rozpoczyna walkę o ocalenie królestwa. Pełna zagadek, zdrad i niebezpieczeństw droga do jej przeznaczenia jest próbą ognia, z której wyłoni się legenda... lub która doprowadzi do jej upadku.
Opis książki



Autor: Erika Johansen 
Tytuł oryginalny: The Queen of the Tearling 
Język oryginalny: angielski 
Tłumacz: Mazurek Izabella 
Kategoria: Literatura piękna 
Gatunek: fantasy 
Forma: powieść 
Rok pierwszego wydania: 2013 
Rok pierwszego wydania polskiego: 2015 
Liczba stron: 494



     Ochota na fantastykę przychodzi do mnie falami. Mogę nie czytać jej miesiącami, a gdy wreszcie przyjdzie ten czas to lepiej od razu chcę zabrać się za całe trylogie albo jeszcze dłuższe serie. W ten oto sposób wreszcie sięgnęłam po "Królową Tearlingu", która już na mojej półce czeka od długiego czasu. I to jest właśnie ten czas kiedy mogę czerpać z niej radość!
     Kelsea jako malutka dziewczynka została odesłana przez swoją matkę by chronić ją przed niebezpieczeństwem. Jednak w wieku dziewiętnastu lat zmuszona jest do powrotu do Tearlingu by zasiąść na tronie. Lecz nie czeka na nią sielskie życie... Będzie musiała stoczyć wiele bitew, a niebezpieczeństwo może czyhać z najmniej oczekiwanej strony. W tej powieści nie znajdziemy smoków i innych magicznych istot, jednak mamy tu do czynienia z inną formą magii. Nietypowe moce czy 'czary', dla jednych mogą być przekleństwem a dla drugich darem. Historia moim zdaniem rozwija się na początku dość leniwie by później z przytupem się rozkręcić. Nie tylko magia, ale również przeróżne spiski, zarówno na arenie międzynarodowej jak i te "na własnym podwórku" potrafią wkręcić czytelnika całkowicie. To jest właśnie to na co miałam w danym momencie ochotę, dzięki czemu nie zawiodłam się tą pozycją. Znajdziemy tu również wiele opisów, które mam wrażenie, że są wprowadzeniem do czegoś jeszcze bardziej epickiego i nie mogę doczekać się dalszych losów Tearlingu.
     Bohaterowie mam wrażenie, że zostali całkiem dobrze wykreowani, choć spodziewałam się pod tym względem czegoś trochę lepszego. Nie wszystkie zachowania głównej bohaterki były dla mnie zrozumiałe, lecz mam nadzieję, że w kolejnych tomach wyjaśni się coś więcej i będę w stanie bardziej polubić jej postać. Pomimo mnogości osób z jakimi mamy tu do czynienia nie czułam się zagubiona i bez problemu byłam w stanie połapać się z kim w danej chwili mam co czynienia.
     Styl autorki bardzo mi odpowiada. Był na tyle przyjemny w odbiorze, że już od pierwszych stron byłam w stanie wkręcić się w wykreowany przez nią świat a sama historia bardzo dobrze według mnie się rozwijała i chcę po prostu więcej! Wydanie papierowe przypadło mi do gustu - szyte strony, twarda oprawa oraz przyciągająca wzrok okładka (no i oczywiście dobra treść) to coś co miśki lubią najbardziej :).
     Bardzo przyjemnie spędziłam swój czas podczas lektury "Królowej Tearlingu" i całe szczęście mam już na półce kolejne tomy tej trylogii, gdyż nie mogę się już doczekać kiedy po nie sięgnę. Choć ta powieść ma pewne swoje niedociągnięcia, to jednak daje ona nadzieję na epickie następne części, które pochłoną mnie całkowicie.
     Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 10 lutego 2020

'This is it' (This is it, 2009) - film




Większość materiału filmowego została nakręcona w czerwcu 2009 roku w STAPLES Center w Los Angeles oraz w Forum w Inglewood podczas przygotowań Jacksona do "This Is It" - serii pięćdziesięciu koncertów, jakie Jackson planował zagrać w O2 Arena w Londynie. "This Is It" oferuje fanom Jacksona i wielbicielom muzyki na całym świecie rzadkie zakulisowe spojrzenie na wykonawcę, jego karierę i przygotowania do spektakularnego widowiska. Film zapewni kinomanom niezapomniane przeżycie zestawione z obszernym materiałem pokazującym szczegółowe przygotowania Jacksona do londyńskich koncertów.





     Przyznam, że nigdy nie byłam przesadnie wielką fanką Michaela Jacksona, zarówno za jego życia jak i po śmierci. Jednak kojarzyłam znaczną część jego twórczości i chcąc nie chcąc zaintrygował mnie ten film dokumentalny pt. "This is it". Mając wolny wieczór postanowiłam w końcu go obejrzeć i nie żałuję, że poświęciłam na niego swój czas.
     W tym filmie mamy ukazane przygotowania do serii pięćdziesięciu koncertów, które miały się odbyć w  lipcu 2009. Przedstawione zostały tutaj liczne próby zarówno tancerzy jak i samego Michaela Jacksona. Sama nie wiem czego mogłam do końca się spodziewać po tej produkcji, jednak to w jaki sposób zostały tutaj ukazane emocje i włożony trud w przygotowania o dziwo wywarły na mnie ogromne wrażenie. Naprawdę dobrze mi się oglądało te wszystkie próby oraz miło było sobie przypomnieć te bardziej znane utwory. I tak się zastanawiam, skoro na mnie ten film wywarł tak dobre wrażenie, to prawdziwi fani Jacksona mogą być tą produkcją oczarowani.
     O filmie "This is it" nie wiem co więcej mogę napisać. Na pewno nie jest to produkcja dla osób którzy nie mogą zdzierżyć głównej postaci. Jednak ja jestem bardzo pozytywnie nastawiona po tym tytule i możliwe, że gdy najdzie mnie w przyszłości ochota to z wielką przyjemnością go jeszcze raz obejrzę.
     Moja ocena: 7/10.

niedziela, 9 lutego 2020

"W żywe oczy" JP Delaney



Spotkał ją. Uwierzył jej. Nie powinien.
Nawiąż rozmowę z wyznaczonym mężczyzną.
Nie bądź za szybko bezpośrednia.
To on musi złożyć propozycję, a nie na odwrót.
Zarejestruj całą rozmowę.
Claire kłamie zawodowo. Wydaje się, że jest stworzona do roli, w którą się wcieli. Na zlecenie firmy prawniczej specjalizującej się w sprawach rozwodowych ma demaskować niewiernych mężów i dostarczać niezbitych dowodów ich zdrady. To ona ma dyktować reguły gry.
Gdy "klientem" Claire zostaje interesujący profesor Patrick Fogler, stawka gwałtownie rośnie. W grze gęstej od mrocznego uwodzenia, manipulacji i niedopowiedzeń role zaczynają się niebezpiecznie odwracać...
Opis książki




Autor: JP Delaney 
Tytuł oryginalny: Believe Me 
Język oryginalny: angielski 
Tłumacz: Gralak Anna 
Kategoria: Literatura piękna 
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał 
Forma: powieść 
Rok pierwszego wydania: 2001 
Rok pierwszego wydania polskiego: 2018 
Liczba stron: 424



     Swoje pierwsze spotkanie z twórczością autora miałam ponad dwa lata temu, gdy to sięgnęłam po "Lokatorkę". W okolicach premiery robiła ogromną furorę, choć ja przyznam, że ja po takim czasie nie pamiętam z tamtej książki zbyt wielu szczegółów. Postanowiłam jednak dać kolejną szansę autorowi i sięgnęłam po powieść "W żywe oczy". Niestety nie zrobiła ona na mnie aż tak dobrego wrażenia jak się spodziewałam...
     Claire studiuje aktorstwo oraz kłamie zawodowo... Po spotkaniu z jednym z 'klientów' jej życie zmienia się całkowicie. Choć nie spodziewała się tego, że jedna osoba może tak namieszać w jej codzienności, to jednak stara się żyć dalej. Po opisie tej powieści spodziewałam się czegoś intrygującego od czego nie będę w stanie się oderwać. Niestety dla mnie akcja ciągnęła się bardzo powoli, nie byłam w stanie zżyć się z bohaterami. Wiele razy miałam ochotę przerwać jej czytanie ale ciągle miałam nadzieję na mocne zakończenie... I tutaj był mój najmocniejszy zawód, gdyż dla mnie było ono bardzo nijakie. Napięcie nie było odpowiednio budowane przez całą książkę, a ostatnie sceny przyjęłam po prostu ze znudzeniem. Choć nie czytało mi się bardzo źle tego thrillera to jednak nie odnalazłam w nim niczego szczególnego, dzięki czemu treść mogłaby pozostać w mojej pamięci na dłużej. Ot po prostu czytałam by jakoś zabić swój czas podczas podróży.
     Bohaterowie zostali wykreowani bardzo przeciętnie. Będąc już kilka dni po lekturze nie jestem w stanie napisać o nich nic więcej. Pomimo, że w trakcie lektury nie miałam poczucia, że nie wiem o kim czytam w danym momencie to nikt nie zrobił na mnie aż tak mocnego wrażenia, bym mogła tu z kimkolwiek się zżyć podczas lektury. Ot po prostu ktoś musi pociągnąć tę historię by mogła trwać ona dalej...
     Styl autora - mam wrażenie, że jest na bardzo podobnym poziomie co w przypadku jego poprzedniej książki z którą miałam styczność. Po prostu ma lekkie pióro, jednak nie widzę znaczącej poprawy czy pogorszenia w jakości pisania, przynajmniej w stosunku do tego co mi już wcześniej zostało zaserwowane. Wydanie elektroniczne, które zakupiłam zostało bardzo dobrze przygotowane i idealnie współgrało z moim czytnikiem.
     "W żywe oczy" to niestety thriller psychologiczny, który mnie nie porwał. Byłam w stanie dostrzec kilka elementów, dzięki którym może ta pozycja spodobać się pewnej części czytelników, jednak dla mnie jest to jedna z wielu powieści, którą przeczytałam i bardzo szybko zapomnę... Jak na thriller psychologiczny było tu dla mnie za mało emocjonujących wydarzeń, które by wcisnęły czytelnika w fotel.
     Moja ocena: 5/10
Related Posts with Thumbnails