Gdy ojciec Amalie bankrutuje, życie młodej i dobrze sytuowanej tancerki
zaczyna się walić. Na szczęście na horyzoncie pojawia się tancerz
hip-hopowy o imieniu Mikael.
Kilka miesięcy temu, gdy zobaczyłam na Netflixie film "Bitwa" dodałam go na 'moją listę' i całkowicie o nim zapomniałam. Nawet podczas zastanawiania się co by wieczorem obejrzeć ciągle go pomijałam. Postanowiłam jednak rozprawić się ze swoją rosnącą listą filmów do zobaczenia w najbliższej przyszłości i tak oto wreszcie zabrałam się za ten film. Przyznam, że jestem nim pozytywnie zaskoczona.
Amalie wiedzie luksusowe życie, a największą pasją dla niej jest taniec. Jej życie zaczyna się walić gdy ojciec ogłasza bankructwo i muszą wyprowadzić się ze swojego domu. Jak to zwykle bywa początki w nowej rzeczywistości potrafią być okrutne. Według mnie jest to ciekawie poprowadzona historia nie tylko o muzyce i tańcu, lecz również miłości. Nie spodziewałam się tutaj tak mocno zarysowanego wątku romantycznego, jednak nie przeszkadzał mi on tu, a nawet dodał trochę pikanterii do całości. Tytułowa bitwa może być w kontekście tego filmu rozumiana na wiele sposobów. Znajdziemy tam bitwy taneczne, lecz można zauważyć coś więcej. Bitwa samego ze sobą, ze swoimi słabościami, bitwa o szczęście i lepsze jutro. Nawet ta walka o miłość, która może przynieść zaskakujący efekt. O tańcu nie mam zbyt wielkiej wiedzy, jedynie mogę napisać, że to co tu dostałam po prostu mi się podobał i jestem w stanie docenić to jaką pracę włożyli tutaj ludzie by osiągnąć taki efekt.
Gra aktorska na bardzo zróżnicowanym poziomie.Znaczna część obsady faktycznie dała radę i wypadła tu dość naturalnie, jednak były nieliczne jednostki, które mocno mi tu przeszkadzały. Od początku do samego końca nie potrafiłam przekonać się do postaci Aksela, w którego wcielił się Vebjørn Enger. Nie jestem w stanie ocenić dokładnie co było nie tak, jednak niemiłosiernie mnie on tu irytował.
Jestem pozytywnie zaskoczona tym filmem. Nie pamiętam z jakiego powodu za pierwszym razem zwróciłam na niego uwagę, jednak zabierając się teraz za niego nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań, więc może jest to klucz do miłego spędzania czasu podczas seansu.
Moja ocena: 6/10.
Amalie wiedzie luksusowe życie, a największą pasją dla niej jest taniec. Jej życie zaczyna się walić gdy ojciec ogłasza bankructwo i muszą wyprowadzić się ze swojego domu. Jak to zwykle bywa początki w nowej rzeczywistości potrafią być okrutne. Według mnie jest to ciekawie poprowadzona historia nie tylko o muzyce i tańcu, lecz również miłości. Nie spodziewałam się tutaj tak mocno zarysowanego wątku romantycznego, jednak nie przeszkadzał mi on tu, a nawet dodał trochę pikanterii do całości. Tytułowa bitwa może być w kontekście tego filmu rozumiana na wiele sposobów. Znajdziemy tam bitwy taneczne, lecz można zauważyć coś więcej. Bitwa samego ze sobą, ze swoimi słabościami, bitwa o szczęście i lepsze jutro. Nawet ta walka o miłość, która może przynieść zaskakujący efekt. O tańcu nie mam zbyt wielkiej wiedzy, jedynie mogę napisać, że to co tu dostałam po prostu mi się podobał i jestem w stanie docenić to jaką pracę włożyli tutaj ludzie by osiągnąć taki efekt.
Gra aktorska na bardzo zróżnicowanym poziomie.Znaczna część obsady faktycznie dała radę i wypadła tu dość naturalnie, jednak były nieliczne jednostki, które mocno mi tu przeszkadzały. Od początku do samego końca nie potrafiłam przekonać się do postaci Aksela, w którego wcielił się Vebjørn Enger. Nie jestem w stanie ocenić dokładnie co było nie tak, jednak niemiłosiernie mnie on tu irytował.
Jestem pozytywnie zaskoczona tym filmem. Nie pamiętam z jakiego powodu za pierwszym razem zwróciłam na niego uwagę, jednak zabierając się teraz za niego nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań, więc może jest to klucz do miłego spędzania czasu podczas seansu.
Moja ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz