Genevieve Gernier,
właścicielka kwiaciarni "Róże dla zakochanych", ma ściśle określone
podejście do kwestii miłości. Randki – owszem, stały związek –
absolutnie nie! Jej życiowa filozofia dopuszcza możliwość spotkania się z
facetem tylko 5 razy. Gwarantuje to namiętny romans, ale absolutnie bez
zobowiązań i ryzyka „złamania” serca. Jednak pewnego dnia poznaje
właściciela sąsiadującej restauracji. Greg jest przystojny, zabawny, czarujący… Randkowa teoria Genevieve zaczyna chwiać się w posadach.
Walentynki to dość specyficzne 'święto', które ma tak samo wielu fanów, jak i przeciwników. Każda grupa ma swoje argumenty i niekoniecznie jest gotowa przyjąć do świadomości opinię tych drugich. Choć tegoroczne zamieszanie jest już za nami i tak postanowiłam zabrać się za film o tytule "Nie cierpię walentynek". Nie spodziewałam się zbyt wiele po tej produkcji i dzięki temu moje rozczarowanie nie jest aż tak ogromne.
Genevieve ma dość specyficzne podejście do randkowania. Nie uznaje ona stałych związków, a na randki chodzi tylko pięć razy z jednym mężczyzną. Gdy na swojej drodze spotyka Grega początkowo nic nie wskazuje, że pojawią się problemy, mogące zmienić jej stosunek do miłości... Jak przystało na typową komedię romantyczną mamy tutaj schemat już bardzo dobrze znany z innych tego typu produkcji. Nie znajdziemy tu zaskakującego zakończenia, tylko powielany i często już drażniący motyw w postaci happy-endu. Choć nie powinno to już nikogo zdziwić to nadal się taki element pojawia. Co prawda nie jestem fanką tego gatunku, lecz w tym filmie znalazłam jednak coś innego, z czym dotychczas się nie spotkałam. Jest to ogromnie pozytywna energia, która wręcz "daje po oczach" podczas seansu. Mam wrażenie, że można to zawdzięczać głównie kreacji bohaterów, którzy choć absurdalni, to byli dla mnie najmocniejszym elementem tego filmu. Jeśli jednak ktoś oczekuje zaskakujących zwrotów akcji i wciągającej fabuły to może się zawieść, lecz aspekt komediowy jest tu trochę lepszy niż w większości komedii romantycznych z którymi miałam styczność. Nadal nie jest rewelacyjnie, choć też nie czułam się aż tak bardzo zażenowana podczas oglądania tego filmu.
Gra aktorska niestety nie jest wybitna, chociaż miała w pewien sposób swój urok. Miałam wrażenie, że momentami było bardzo drętwo a same postacie nie do końca są w pełni przekonujące. Jednak mimo moich zastrzeżeń miały w sobie coś, dzięki czemu nie miałam ochoty wyłączyć filmu już po pierwszych minutach. Będąc już po seansie nie czuję potrzeby oglądania konkretnych aktorów w innych produkcjach,lecz nie będę odrzucać innych tytułów jeśli ich nazwiska pojawią się w interesującym mnie filmach.
"Nie cierpię walentynek" choć jest schematyczną komedią romantyczną to absurdalni i nietuzinkowi bohaterowie ratują tę produkcję. Można jej wiele zarzucić, jednak ma w sobie coś dzięki czemu wyróżnia się na tle wielu innych. Co prawda nie zamierzam powracać do tego tytułu, jednak może znajdzie się ktoś kogo zainteresuje ten film a jeszcze o nim nie słyszał.
Genevieve ma dość specyficzne podejście do randkowania. Nie uznaje ona stałych związków, a na randki chodzi tylko pięć razy z jednym mężczyzną. Gdy na swojej drodze spotyka Grega początkowo nic nie wskazuje, że pojawią się problemy, mogące zmienić jej stosunek do miłości... Jak przystało na typową komedię romantyczną mamy tutaj schemat już bardzo dobrze znany z innych tego typu produkcji. Nie znajdziemy tu zaskakującego zakończenia, tylko powielany i często już drażniący motyw w postaci happy-endu. Choć nie powinno to już nikogo zdziwić to nadal się taki element pojawia. Co prawda nie jestem fanką tego gatunku, lecz w tym filmie znalazłam jednak coś innego, z czym dotychczas się nie spotkałam. Jest to ogromnie pozytywna energia, która wręcz "daje po oczach" podczas seansu. Mam wrażenie, że można to zawdzięczać głównie kreacji bohaterów, którzy choć absurdalni, to byli dla mnie najmocniejszym elementem tego filmu. Jeśli jednak ktoś oczekuje zaskakujących zwrotów akcji i wciągającej fabuły to może się zawieść, lecz aspekt komediowy jest tu trochę lepszy niż w większości komedii romantycznych z którymi miałam styczność. Nadal nie jest rewelacyjnie, choć też nie czułam się aż tak bardzo zażenowana podczas oglądania tego filmu.
Gra aktorska niestety nie jest wybitna, chociaż miała w pewien sposób swój urok. Miałam wrażenie, że momentami było bardzo drętwo a same postacie nie do końca są w pełni przekonujące. Jednak mimo moich zastrzeżeń miały w sobie coś, dzięki czemu nie miałam ochoty wyłączyć filmu już po pierwszych minutach. Będąc już po seansie nie czuję potrzeby oglądania konkretnych aktorów w innych produkcjach,lecz nie będę odrzucać innych tytułów jeśli ich nazwiska pojawią się w interesującym mnie filmach.
"Nie cierpię walentynek" choć jest schematyczną komedią romantyczną to absurdalni i nietuzinkowi bohaterowie ratują tę produkcję. Można jej wiele zarzucić, jednak ma w sobie coś dzięki czemu wyróżnia się na tle wielu innych. Co prawda nie zamierzam powracać do tego tytułu, jednak może znajdzie się ktoś kogo zainteresuje ten film a jeszcze o nim nie słyszał.
Moja ocena: 4/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz