Dwoje ambitnych muzyków, Lars i Sigrit, dostaje niepowtarzalną szansę
reprezentowania swojego kraju w największym na świecie konkursie
piosenki. Teraz wreszcie mogą udowodnić, że marzenia są po to, by je
spełniać.
Film pt. "Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga" to kolejna muzyczna produkcja dostępna na rynku. Największe wrażenie zrobiło na mnie "Narodziny gwiazdy" i z nadzieją na równie dobrą treść zaczęłam oglądać ten tytuł o Eurowizji. Niestety ogromnie się rozczarowałam...
Lars i Sirgit to dwójka muzyków, którym marzy się wzięcie udziału w konkursie Eurowizji oraz wygranie go. Przez wiele lat dążyli do tego i wreszcie im się w zaskakujących okolicznościach udaje wziąć w nim udział! Jednak oczekiwania a konkursowa rzeczywistość nieco się od siebie różnią. Miałam nadzieję na dobry film podczas którego miło spędzę czas. O ironio, więcej tutaj było sytuacji gdy się irytowałam i miałam ochotę kląć na to co oglądam. Główni bohaterowie to podobno równolatkowie a podczas seansu miałam wrażenie jakbym widziała raczej ojca z córką a nie osoby w tym samym wieku. Sam humor był dla mnie na tak niskim poziomie, że aż mi ręce opadały z zażenowania na to co tu dostajemy. Jedynie niektóre wykonania piosenek ratowały sytuację, choć niewiele to w ogólnym całokształcie dało.
Gra aktorska - gdyby nie Will Ferrell to bym aż tak nie narzekała na ten aspekt, ale... to jak tu ten człowiek wypadł jest dla mnie po prostu słabe. Ciężko mi się oglądało jego postać na ekranie i za każdym razem jak widziałam tutaj jego twarz miałam ochotę wyłączyć ten film. Nawet Rachel McAdams, która wcielała się w postać Sirgit, nie udało się uratować scen z jego udziałem... Jedynie Dan Stevens, wcielający się w rosyjskiego uczestnika konkursu, był w stanie coś z siebie dać w tym filmie i to dzięki niemu dotrwałam do końca.
Niestety ten film to dla mnie wielkie rozczarowanie. Tylko nieliczne elementy mogę ocenić tutaj pozytywnie. Szkoda, że taki potencjał na dobrą historię został tak brutalnie zmarnowany. Ja niestety jestem na nie i powracać do tej produkcji nie zamierzam... Chciałabym jak najszybciej zapomnieć, że to w ogóle widziałam.
Lars i Sirgit to dwójka muzyków, którym marzy się wzięcie udziału w konkursie Eurowizji oraz wygranie go. Przez wiele lat dążyli do tego i wreszcie im się w zaskakujących okolicznościach udaje wziąć w nim udział! Jednak oczekiwania a konkursowa rzeczywistość nieco się od siebie różnią. Miałam nadzieję na dobry film podczas którego miło spędzę czas. O ironio, więcej tutaj było sytuacji gdy się irytowałam i miałam ochotę kląć na to co oglądam. Główni bohaterowie to podobno równolatkowie a podczas seansu miałam wrażenie jakbym widziała raczej ojca z córką a nie osoby w tym samym wieku. Sam humor był dla mnie na tak niskim poziomie, że aż mi ręce opadały z zażenowania na to co tu dostajemy. Jedynie niektóre wykonania piosenek ratowały sytuację, choć niewiele to w ogólnym całokształcie dało.
Gra aktorska - gdyby nie Will Ferrell to bym aż tak nie narzekała na ten aspekt, ale... to jak tu ten człowiek wypadł jest dla mnie po prostu słabe. Ciężko mi się oglądało jego postać na ekranie i za każdym razem jak widziałam tutaj jego twarz miałam ochotę wyłączyć ten film. Nawet Rachel McAdams, która wcielała się w postać Sirgit, nie udało się uratować scen z jego udziałem... Jedynie Dan Stevens, wcielający się w rosyjskiego uczestnika konkursu, był w stanie coś z siebie dać w tym filmie i to dzięki niemu dotrwałam do końca.
Niestety ten film to dla mnie wielkie rozczarowanie. Tylko nieliczne elementy mogę ocenić tutaj pozytywnie. Szkoda, że taki potencjał na dobrą historię został tak brutalnie zmarnowany. Ja niestety jestem na nie i powracać do tej produkcji nie zamierzam... Chciałabym jak najszybciej zapomnieć, że to w ogóle widziałam.
Moja ocena: 3/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz