Pośród afrykańskiej sawanny przychodzi na świat jej przyszły król. Mały
Simba uwielbia swojego ojca, króla Mufasę. Jednak nie wszyscy są
szczęśliwi z pojawienia się młodego lwiątka. Dawny następca tronu,
Skaza, ma swoje plany dotyczące przyszłości Lwiej ziemi. W efekcie Simba
opuszcza swoją rodzinę. Żyjąc na wygnaniu musi dorosnąć i, z pomocą
zaskakującej dwójki przyjaciół, nauczyć się jak odebrać to, co jest mu
należne.
Uwielbiam "Króla Lwa" i jego wersję z 1994 roku. Jest to jedna z ulubionych bajek mojego dzieciństwa. Udało mi się wybrać na tę animację do kina, na wersję 3D :), choć miałam ogromne obawy, czy twórcom uda się podołać i stworzyć coś równie epickiego.
Simba to przyszły król, który napotka wiele zła na swojej drodze, jednak będzie musiał zawalczyć o przyszłość swojego królestwa. Historia wywołuje wiele emocji, są sceny wyciskające łzy z oczu nawet u najtwardszych kinomaniaków. No bo kto nie wzruszył się podczas śmierci Mufasy (mam nadzieję, że nie jest to dla nikogo spoiler). Jednak jak bardzo ta wersja różni się od tego co poznaliśmy ponad dwadzieścia lat temu? Mam nieodparte wrażenie, że tutaj nie było aż tak dobrze ukazanych emocji zwierząt. W pierwotnej wersji trochę bardziej byłam w stanie zobaczyć ich uczucia i przeżywać wszystko wraz z bohaterami. Również w moim odczuciu wersja z 2019 wydaje się być bardziej okrutna. Przez efekty specjalne znacznie lepiej, a nawet mroczniej, były ukazane sceny walki w ogniu między zwierzętami. Efekty 3D momentami raz lepsze, raz gorsze. Niestety nie były one równomiernie dobre przez cały film. Polski dubbing był bardzo dobry, choć chyba mam zbyt duży sentyment do bajki z 1994 roku. Znacznie bardziej podobały mi się wersje tych wcześniejszych piosenek, a głównie chodzi mi o "Hakuna Matata" oraz "W gęstej dżungli / lew stary mocno śpi".
"Król Lew" z 2019 to bardzo dobra produkcja, choć nie zdetronizowała tej wersji z 1994 roku. Nie żałuję, że wybrałam się na ten film do kina, gdyż naprawdę przyjemnie spędziłam ten czas. Miło było powrócić do jednej z piękniejszych historii z czasów mojego dzieciństwa.
Simba to przyszły król, który napotka wiele zła na swojej drodze, jednak będzie musiał zawalczyć o przyszłość swojego królestwa. Historia wywołuje wiele emocji, są sceny wyciskające łzy z oczu nawet u najtwardszych kinomaniaków. No bo kto nie wzruszył się podczas śmierci Mufasy (mam nadzieję, że nie jest to dla nikogo spoiler). Jednak jak bardzo ta wersja różni się od tego co poznaliśmy ponad dwadzieścia lat temu? Mam nieodparte wrażenie, że tutaj nie było aż tak dobrze ukazanych emocji zwierząt. W pierwotnej wersji trochę bardziej byłam w stanie zobaczyć ich uczucia i przeżywać wszystko wraz z bohaterami. Również w moim odczuciu wersja z 2019 wydaje się być bardziej okrutna. Przez efekty specjalne znacznie lepiej, a nawet mroczniej, były ukazane sceny walki w ogniu między zwierzętami. Efekty 3D momentami raz lepsze, raz gorsze. Niestety nie były one równomiernie dobre przez cały film. Polski dubbing był bardzo dobry, choć chyba mam zbyt duży sentyment do bajki z 1994 roku. Znacznie bardziej podobały mi się wersje tych wcześniejszych piosenek, a głównie chodzi mi o "Hakuna Matata" oraz "W gęstej dżungli / lew stary mocno śpi".
"Król Lew" z 2019 to bardzo dobra produkcja, choć nie zdetronizowała tej wersji z 1994 roku. Nie żałuję, że wybrałam się na ten film do kina, gdyż naprawdę przyjemnie spędziłam ten czas. Miło było powrócić do jednej z piękniejszych historii z czasów mojego dzieciństwa.
Moja ocena: 9/10.
Uwielbiam tę historię i podejrzewam, że żadna kolejna wersja nie będzie tak dobra jak oryginał, ale na pewno obejrzę tę produkcję. :)
OdpowiedzUsuńPolecam :). Jestem ogromnie ciekawa jak ty odbierzesz tę wersję.
Usuń