Lola (Victoria Justice),
energiczna importerka win z Los Angeles, rzuca pracę w nadziei na
założenie własnej firmy winiarskiej i z zapałem rezerwuje bilet do
odległej części Australii, aby zdobyć pierwszego klienta, Vaughn Family
Wines. Niestety, rodzina Vaughnów nie jest zainteresowana robieniem
interesów z raczkującą firemką. Lola nie daje za wygraną i postanawia
zatrudnić się na owczej farmie Vaughnów. Z początku Lola nie wydaje się
stworzona do ciężkiej roboty — naprawianie płotów i zaganianie owiec to
zdecydowanie nie jej bajka. Jednak wkrótce zaprzyjaźnia się z czarującym
zarządcą farmy, Maxem (Adam Demos),
który wprowadza ją w tajniki tej pracy. W miarę jak coraz lepiej się
poznają, Lola odkrywa, że Australia wniosła w jej życie o wiele więcej
niż tylko zamiłowanie do pracy i nowo odkryte uczucie do Maxa. Czy jego
sekrety staną na przeszkodzie jej romantycznym planom?
Poszukując relaksującego filmu, który choć na chwilę odgoni ode mnie złe myśli kłębiące się w mojej głowie natrafiłam na tytuł "Perfekcyjne połączenie" dostępny na Netflixie. Pomimo, że nie przepadam za komediami romantycznymi to jednak postanowiłam dać szansę tę produkcji, mając nadzieję, że nie będzie tak źle. W tym przypadku faktycznie nie było tragedii, a nawet mogę pokusić się o stwierdzenie, że jest to jeden z lepszych filmów w tym gatunku jaki w ostatnich miesiącach widziałam! Może tak działa magia letnich miesięcy, ewentualnie wina ;).
Lola, to odnosząca sukcesy importerka win, mająca okropnego szefa. Pod wpływem emocji postanawia w końcu rzucić pracę w korporacji, założyć własną firmę związaną z winami, a jako pierwszego klienta zdobyć uznaną firmę z Australii - Vaughn Family
Wines. Jednak by to zrobić, musi przelecieć wiele kilometrów z Los Angeles do siedziby interesującej ją firmy, do innego kraju, gdzie na miejscu poznaje zabójczo przystojnego mężczyznę... Nie oszukujmy się, po samym opisie tego filmu, czy to ze strony filmweb, czy to mojego, łatwo domyślić się zakończenia tej historii. Nie mniej jednak był tutaj hipnotyczny klimat, dzięki któremu odbiór całości był całkiem znośny. Całe szczęście nie znalazłam tu irytującego mnie motywu, czyli szarej myszki ślepo zapatrzonej w mężczyznę i marzącej tylko o tym by wreszcie obiekt westchnień ją zauważył. W tym przypadku mamy do czynienia z silną kobietą, która wie czego chce i stara się spełnić własne marzenia, nawet jeśli oznacza to wykazanie się w wyjątkowo trudnych i paskudnych warunkach. Dodatkowo widzimy rozwijającą się relację między dwojgiem głównych bohaterów, a nie jedynie wzdychanie i maślane oczka. Co prawda pojawiają się tu inne schematy dobrze znane z komedii romantycznych, jednak zostały według mnie całkiem nieźle ograne i nie irytowały w trakcie seansu aż tak bardzo jak się bym mogła tego spodziewać.
Gra aktorska niestety nie zrobiła na mnie tak dużego wrażenia. Niestety jedyne co mogę napisać to to, że było po prostu poprawnie i dość neutralnie. Co prawda nie było aż tak wiele nienaturalnych momentów, które zraziłyby mnie już na samym początku, lecz z drugiej strony nie było tego zachwytu umiejętnościami, przez który poczułabym potrzebę zobaczenia tych aktorów w innych produkcjach. Było ok, lecz szaleńczej miłości czy innych pozytywnych uczuć z mojej strony tu nie ma.
"Perfekcyjne połączenie" to całkiem miła komedia romantyczna, która choć nie jest pozbawiona wad, nie wywołała we mnie zbyt wielu negatywnych odruchów. O dziwo względnie miło spędziłam wolny wieczór podczas seansu, pomimo, że ten gatunek nie należy do moich ulubionych. Jeśli podejdzie się do tego tytułu bez większych oczekiwań, tylko czysta rozrywka, można naprawdę nieźle się bawić w trakcie jego oglądania, czy to samemu, czy w towarzystwie.
Moja ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz