Film "Ostatni list od kochanka" opowiada dwie przeplatające się historie
osadzone w teraźniejszości i przeszłości. Ambitna dziennikarka Ellie
Haworth (Felicity Jones)
odkrywa sekretne listy miłosne z roku 1965 i postanawia rozwikłać
zagadkę związanego z nimi zakazanego romansu. Krok po kroku poznaje
historię miłości Jennifer Stirling (Shailene Woodley), żony bogatego przemysłowca, oraz Anthony’ego O’Hare (Callum Turner),
reportera finansowego piszącego artykuł o jej mężu. Wkrótce miłość
pojawia się też w życiu Ellie, co jest zasługą ujmującego i
bezpretensjonalnego archiwisty (Nabhaan Rizwan), który pomaga dziennikarce odnaleźć kolejne listy.
Wiele osób zachwycało się filmem pt. "Ostatni list do kochanka". Nie byłam pewna czy również i ja będę w stanie docenić aż tak bardzo tę produkcję, jednak postanowiłam dać jej szansę, w szczególności, że zainteresowała mnie obsada aktorska. Choć nie było źle, mam jednak pewne zastrzeżenia wobec tego filmu...
Dziennikarka Ellie w trakcie pracy nad jednym z artykułów natrafia na list miłosny sprzed wielu lat. Postanawia ona lepiej poznać historię między Jennifer oraz Anthony'm, co doprowadza do nieoczekiwanych zdarzeń. Teraźniejszość przeplata się z przeszłością i możemy śledzić zarówno rodzącą się miłość pomiędzy dwójką osób jak i próbę ponownego połączenia ich losów. Choć zapowiadało się całkiem intrygująco to niestety odniosłam wrażenie, że sama historia jest nieco zbyt przesłodzona i momentami wręcz mdła, przez co nie byłam w stanie z pełnym zaangażowaniem śledzić losów bohaterów. Niestety nie do końca ta historia trafiła w moje aktualne potrzeby. Dla mnie jest to po prostu ładnie zrealizowana produkcja starająca się wywołać u widza wiele emocji i wylanych łez.
Gra aktorska na bardzo dobrym poziomie. Podczas seansu odniosłam wrażenie, że każdy z aktorów starał się jak najlepiej ukazać swoją postać i pokazać wiele emocji, które nimi targały. Co prawda nie było to wybitne aktorstwo zasługujące na Oscara, jednak nie znalazłam tu żadnej postaci, która by zniechęcała do dalszego oglądania tej produkcji.
"Ostatni list do kochanka" to przyjemny film, jednak wbrew pozorom nie wywołał we mnie aż tak silnych zachwytów jak u innych widzów. Było miło ale wątpię abym rozpamiętywała tę historię jeszcze długo po zakończeniu seansu.
Moja ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz