środa, 9 maja 2018

"Shantaram" Gregory David Roberts


"Shantaram" to osiemset stron czytelniczego raju. To nagroda za setki i tysiące przeczytanych rzeczy średnich. To osiemset stron zasysającej i i hipnotyzującej lektury, w trakcie której jedyne, co nam przeszkadza, to świadomość, że musi się skończyć.
To zdumiewająca historia młodego Australijczyka, który porzucony przez żonę znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki (ubrany zawsze w garnitur okradał tylko ubezpieczone firmy, przez co media zwały go rabusiem-dżentelmenem). Schwytany, został skazany na dwadzieścia lat. W biały dzień uciekł z więzienia i przedostał się do Indii. Ukrywał się w slumsach, gdzie leczył biedaków, był żołnierzem bombajskiej mafii, walczył z Armią Czerwoną w Afganistanie. Jakby tego było mało, jest jeszcze Karla - femme fatale, jakich mało w literaturze - i zagadka w tle.
Opis książki




Autor: Gregory David Roberts
Tytuł oryginalny: Shantaram
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Mazan Maciejka
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2003
Rok pierwszego wydania polskiego: 2008
Liczba stron: 800



     "Shantaram" to powieść, która podzieliła czytelników. Jedni ją pokochali, drudzy całym sercem znienawidzili. Sięgając po tę książkę byłam ogromnie ciekawa do którego grona osób ja będę mogła siebie zaliczyć. Miałam jednak przed lekturą nadzieję, że wywoła ona u mnie jakieś emocje - czy to negatywne czy te pozytywne, lecz pozostanie w mojej pamięci na długo. Po tylu sprzecznych opiniach nie spodziewałam się, że dla mnie ten "czytelniczy Święty Graal" będzie po prostu... trochę męczącym przeciętniakiem.
     Fabuła tej powieści jest dość ciężka do opisania w kilku zdaniach. Obawiam się, że cokolwiek bym tutaj nie napisała w większym lub mniejszym stopniu może zdradzić wam jakieś szczegóły, które odbiorą radość z poznawania tej historii. Wiele się dzieje na tych ośmiuset stronach i większość wydarzeń w pewien sposób jest ze sobą powiązana. Znajdziemy tu trochę elementów kryminału, romansu jak i pewną dawkę życiowo-duchowych przemyśleń. Znalazłam tutaj to wszystko czym ludzie się tak zachwycali oraz to za co znienawidzili tę książkę. Na mnie żaden element nie zrobił aż takiego wrażenia abym mogła za coś pokochać tę powieść, ani nic co by mnie w jakiś sposób od niej odpychało na tyle abym miała nad tym się rozwodzić.
     Bohaterowie - pomimo ich mnogości w miarę łatwy sposób jesteśmy w stanie odróżnić ich od siebie. Każda z postaci miała coś na tyle charakterystycznego abyśmy mogli ją wyłowić z tłumu. Jednak nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana, gdyż można było wycisnąć z nich więcej. Trudno mi jest to uargumentować, jednak czuję pewien niedosyt pod tym względem.
     Styl autora dość specyficzny. Sposób w jaki została napisana ta powieść nie do końca mi odpowiadał, przez co czytanie ośmiuset stron, zapisanych dość małym drukiem, szło mi dość ciężko i powoli. Nie czułam tej lekkości, jak przy dużej części literatury z którą mam styczność. Moim zdaniem brak tutaj tego odpowiedniego dawkowania i prowadzenia akcji, którą czytelnicy mogliby śledzić z zapartym tchem.
     Wydanie papierowe, które mam na swojej półce zostało całkiem dobrze wykonane. Co prawda wykorzystano trochę kleju, jednak również zszyto strony, dzięki czemu ta cegła nie powinna rozlecieć się tak łatwo. Sama czcionka przy wielkości książki jest dość mała, a sama objętość nie należy do najmniejszych, więc odpowiednie usadzenie się z nią i zaczęcie lektury może być dość problematyczne.
     Będąc już po przeczytaniu "Shantaram" czuję się trochę zawiedziona i rozczarowana. Miałam nadzieję, że poruszy ona mnie na tyle, że będę dość długo o niej będę pamiętać. Nieważne już nawet czy miałabym pozytywne czy negatywne wspomnienia - ale, że pozostanie ze mną w jakiś sposób na dłużej. W tym momencie nie mam ochoty do niej wracać, bo nic szczególnego w niej nie znalazłam.
     Moja ocena: 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails