poniedziałek, 22 kwietnia 2019

'O psie, który wrócił do domu' (A Dog's Way Home, 2019) - film





"O psie, który wrócił do domu" to ciepła, pełna przygód opowieść o Belli, psie, który przebył 400 mil, by odnaleźć Lucasa, obiecującego studenta medycyny, człowieka, którego kocha. Zanim uda jej się wrócić do domu, czeka ją mnóstwo niezwykłych przygód. Na swej drodze spotka i zamieszkujące góry lwiątko, i bezdomnego weterana, któremu przywróci wiarę w życie. Bo Bella właśnie taka jest, ktokolwiek stanie na jej drodze, od razu zakochuje się w niej.







     W zeszłym miesiącu przeczytałam książkę "O psie, który wrócił do domu", która bardzo mi się spodobała. Zazwyczaj jeśli jednym z głównych bohaterów jest pies to jestem zachwycona. Wreszcie nadszedł również ten dzień, kiedy mogłam obejrzeć ekranizację tej powieści.
     Historia opowiada losy Belli, tytułowego psa, który z pewnych przyczyn nie mógł zostać ze swoim panem. Jednak uroczy zwierzak stara się ze wszystkich sił, by móc wrócić do Lucasa, z którym to łączy go nierozerwalna więź. Samej fabuły można mniej więcej się domyślić od razu, gdy przeczytamy tytuł. Choć główny zarys nie jest niczym zaskakującym to już wszystkie wydarzenia z którymi mamy po drodze tworzą przepiękną całość. Pomimo, że znałam już treść, wiedziałam jak to wszystko się skończy to nadal czerpałam przyjemność z 'poznawania' jej od nowa. Jak wiadomo ekranizacje często różnią się od pierwowzoru mniejszymi lub większymi niuansami, lecz tu nie było zbyt wielu uchybień, które mogłyby zmienić wydźwięk całej historii. Jedynie co mi nie do końca się podobało to fakt, że dość mocno było widać obróbkę komputerową w scenach, w których występował pies i "duża kotka".
     Gra aktorska - główną bohaterkę, Bellę, ciężko mi ocenić. Nie jest to typowa postać w przypadku której można rozpisywać się plusach i minusach jej umiejętności aktorskich. Natomiast w przypadku ludzkich postaci nie mam nic do zarzucenia. Chyba jedyną moją wątpliwość budziła aktorka wcielająca się w matkę Lucasa, czyli Ashley Judd. Po prostu podczas lektury wyobrażałam sobie ja jako trochę starszą kobietę, niż ta z którą tutaj mamy styczność.
     Choć tej produkcji prawdopodobnie można zarzucić o wiele więcej niż mi się wydaje to i tak bardzo miło spędziłam czas podczas seansu oraz nie żałuję ani minuty jaką na nią poświęciłam. Uwielbiam psy, choć mogę sobie pozwolić na nie tylko na ekranie, więc na pewno nie potrafię ocenić tego tytułu obiektywnie.
     Moja ocena: 7/10.

2 komentarze:

  1. To przyjemny film, który warto obejrzeć, aczkolwiek "Był sobie pies" zdecydowanie wygrywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. "Był sobie pies" to mój zdecydowany faworyt wśród tego typu filmów :).

      Usuń

Related Posts with Thumbnails