Kiedy po bolesnym rozstaniu Christian próbuje nakłonić Anę do powrotu,
ona stawia nowe warunki. Próby odbudowania związku, zyskania
stabilizacji i spokoju torpedują postaci z przeszłości Christiana, które
pojawiają się nagle, w najmniej spodziewanych okolicznościach, chcąc
rozbić to, co budują młodzi.
Tytuł "Ciemniejsza strona Greya" niedawno pojawił się na jednej z popularnych platform na N z różnymi filmami i serialami na której mam konto. Stwierdziłam, że raz się żyje i obejrzałam. Nie miałam zbyt wielkiej ochoty powracać do pierwowzoru, czyli książki E L James, dzięki czemu może ze 'świeżym' spojrzeniem mogłam ocenić tę historię.
Po bolesnym dla obojga rozstaniu, Christian postanawia odzyskać ukochaną. Jednak na drodze do szczęścia pojawiają się niespodziewane przeszkody. Niestety byłe uległe bohatera nie dają o sobie zapomnieć. Cóż więcej mogę napisać na temat fabuły... Pomimo, że wersja papierowa podobała mi się ciupkę bardziej niż pierwszy tom, to jednak film nie jest dobrze zrealizowany. Podczas seansu nudziłam się okrutnie i nawet domowe czynności zdawały się być bardziej interesujące od tej produkcji. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi znalazłam tu aż trzy plusy. Moim zdaniem jest tu kilka przepięknych krajobrazów, przez które nabrałam ochoty wyjechać nad morze lub ocean - ja chcę już lato! Kolejnym plusem jak dla mnie jest muzyka, która trafiła w me gusta. I chyba najważniejszym pozytywnym aspektem to brak jakże irytującej wewnętrznej bogini, która dość często pojawiała się w pierwowzorze.
Gra aktorska - mam ochotę pozostawić ten element bez komentarza. Jamie Dornan według mnie nie pasuje do roli Christiana Greya, który miał być typowym władczym 'macho' z przeszłością. Natomiast Dakota Johnson w roli szarej myszki, czyli Any, wypadła całkiem nieźle. Mam wrażenie, że została ona bardzo dobrze dobrana do tej postaci albo ma tak duże umiejętności aktorskie, że potrafi wcielić się nawet w taką bohaterkę.
Jestem pewna, że nie powrócę do tego tytułu, chyba, że będę miała ochotę szybko usnąć albo się zdenerwować tak nudną fabułą. Wiem, że znajdą się zwolennicy "Ciemniejszej strony Greya", choć nie wiem czy ich argumenty zdołają przekonać mnie do zmiany zdania na temat tej historii.
Po bolesnym dla obojga rozstaniu, Christian postanawia odzyskać ukochaną. Jednak na drodze do szczęścia pojawiają się niespodziewane przeszkody. Niestety byłe uległe bohatera nie dają o sobie zapomnieć. Cóż więcej mogę napisać na temat fabuły... Pomimo, że wersja papierowa podobała mi się ciupkę bardziej niż pierwszy tom, to jednak film nie jest dobrze zrealizowany. Podczas seansu nudziłam się okrutnie i nawet domowe czynności zdawały się być bardziej interesujące od tej produkcji. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi znalazłam tu aż trzy plusy. Moim zdaniem jest tu kilka przepięknych krajobrazów, przez które nabrałam ochoty wyjechać nad morze lub ocean - ja chcę już lato! Kolejnym plusem jak dla mnie jest muzyka, która trafiła w me gusta. I chyba najważniejszym pozytywnym aspektem to brak jakże irytującej wewnętrznej bogini, która dość często pojawiała się w pierwowzorze.
Gra aktorska - mam ochotę pozostawić ten element bez komentarza. Jamie Dornan według mnie nie pasuje do roli Christiana Greya, który miał być typowym władczym 'macho' z przeszłością. Natomiast Dakota Johnson w roli szarej myszki, czyli Any, wypadła całkiem nieźle. Mam wrażenie, że została ona bardzo dobrze dobrana do tej postaci albo ma tak duże umiejętności aktorskie, że potrafi wcielić się nawet w taką bohaterkę.
Jestem pewna, że nie powrócę do tego tytułu, chyba, że będę miała ochotę szybko usnąć albo się zdenerwować tak nudną fabułą. Wiem, że znajdą się zwolennicy "Ciemniejszej strony Greya", choć nie wiem czy ich argumenty zdołają przekonać mnie do zmiany zdania na temat tej historii.
Moja ocena: 3/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz