Rodzice Trippa pragną, by ich trzydziestopięcioletni syn w końcu się
usamodzielnił. Podstępem wprowadzają w jego życie kobietę idealną -
Paulę.
Nie lubię komedii romantycznych, często reaguję na nie wręcz alergicznie. Jednak zostałam namówiona na obejrzenie filmu pt. "Miłość na zamówienie". Miała to być podobno wyróżniająca się na tle innych produkcji z tego gatunku historia. Niestety nie była...
Tripp to wieczne dziecko, który nadal mieszka z rodzicami, choć ma już trzydzieści pięć lat. Jego rodzice tego już nie wytrzymują i postanawiają zapoznać go z Paulą, mając nadzieję, że wreszcie wyniesie się z rodzinnego gniazda. Niestety historia przedstawiona w tym filmie jest bardzo schematyczna, nie przedstawia nic nowego co było mi przez niektóre osoby obiecywane. Zaczęłam oglądać tę produkcję z nadzieją, że faktycznie zobaczę coś niespodziewanego, czego wcześniej nie widziałam, jednak srogo się rozczarowałam już od pierwszych minut. Znajdziemy tu bardzo mało śmiesznych momentów, o ile w ogóle jakieś tutaj były. Humor typowy dla amerykańskich komedii romantycznych, który niestety nie do końca trafia w moje gusta. Jak przystało dla tego typu gatunku, już od samego początku wiadomo jak potoczą się losy bohaterów - początkowa fascynacja, jakaś 'drama', aby w końcu główni zainteresowani sobie ludzie przebaczyli i żyli długo i szczęśliwie. Osobiście oczekuję jednak czegoś lepszego, co mogłoby wywołać we mnie jakieś głębsze emocje a nie tylko irytację i ewentualne pierwsze siwe włosy na głowie przed trzydziestką.
Gra aktorska - nie przepadam za odtwórczynią Pauli, czyli Sarah Jessica Parker, i nie jest to jej rola dzięki której przekonam się do niej. Nie wypadła ona tutaj tak dobrze, abym miała ochotę dawać jej kolejną szansę, by sprawdzić jej podobno wybitne zdolności aktorskie. W przypadku Matthew McConaugheya - nie było tak źle ale też nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Również postacie drugoplanowe nie były aż tak rewelacyjnie zagrane, by uratować całą produkcję i w jakikolwiek sposób zmniejszyć moją irytację tym tytułem.
"Miłość na zamówienie" to film, który na pewno nie znajdzie się na mojej liście ulubieńców. Przewidywalność i brak zabawnych momentów, które jednak powinny znaleźć się w komedii, sprawiają, że moje rozczarowanie jest tym większe. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała oglądać tej produkcji ponownie. Jeśli ktoś z Was tak samo jak ja niezbyt przepada za komediami romantycznymi to mam wrażenie, że również nie będzie zadowolony z tego filmu. Nie polecam.
Tripp to wieczne dziecko, który nadal mieszka z rodzicami, choć ma już trzydzieści pięć lat. Jego rodzice tego już nie wytrzymują i postanawiają zapoznać go z Paulą, mając nadzieję, że wreszcie wyniesie się z rodzinnego gniazda. Niestety historia przedstawiona w tym filmie jest bardzo schematyczna, nie przedstawia nic nowego co było mi przez niektóre osoby obiecywane. Zaczęłam oglądać tę produkcję z nadzieją, że faktycznie zobaczę coś niespodziewanego, czego wcześniej nie widziałam, jednak srogo się rozczarowałam już od pierwszych minut. Znajdziemy tu bardzo mało śmiesznych momentów, o ile w ogóle jakieś tutaj były. Humor typowy dla amerykańskich komedii romantycznych, który niestety nie do końca trafia w moje gusta. Jak przystało dla tego typu gatunku, już od samego początku wiadomo jak potoczą się losy bohaterów - początkowa fascynacja, jakaś 'drama', aby w końcu główni zainteresowani sobie ludzie przebaczyli i żyli długo i szczęśliwie. Osobiście oczekuję jednak czegoś lepszego, co mogłoby wywołać we mnie jakieś głębsze emocje a nie tylko irytację i ewentualne pierwsze siwe włosy na głowie przed trzydziestką.
Gra aktorska - nie przepadam za odtwórczynią Pauli, czyli Sarah Jessica Parker, i nie jest to jej rola dzięki której przekonam się do niej. Nie wypadła ona tutaj tak dobrze, abym miała ochotę dawać jej kolejną szansę, by sprawdzić jej podobno wybitne zdolności aktorskie. W przypadku Matthew McConaugheya - nie było tak źle ale też nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Również postacie drugoplanowe nie były aż tak rewelacyjnie zagrane, by uratować całą produkcję i w jakikolwiek sposób zmniejszyć moją irytację tym tytułem.
"Miłość na zamówienie" to film, który na pewno nie znajdzie się na mojej liście ulubieńców. Przewidywalność i brak zabawnych momentów, które jednak powinny znaleźć się w komedii, sprawiają, że moje rozczarowanie jest tym większe. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała oglądać tej produkcji ponownie. Jeśli ktoś z Was tak samo jak ja niezbyt przepada za komediami romantycznymi to mam wrażenie, że również nie będzie zadowolony z tego filmu. Nie polecam.
Moja ocena: 2/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz