"Listy do M." to 15 bohaterów i 5 wyjątkowych historii rozgrywających
się w zaśnieżonej, mroźnej Warszawie w trakcie jednego wyjątkowego dnia –
wigilii Świąt Bożego Narodzenia. Jego magiczna moc połączy ze sobą losy
bohaterów tej wyjątkowej komedii zmieniając ich życie już na zawsze.
Czasem uciekamy od miłości choć pragniemy jej najbardziej na świecie.
Uciekamy od świąt, choć w głębi duszy każdy z nas chciałby, jak dziecko,
napisać w liście do mikołaja swoje najskrytsze marzenia. Dlatego to
film dla wszystkich, którzy wierzą w miłość i dla tych, którzy już
stracili nadzieję. Dla tych, którzy szukają wzruszeń, uśmiechu,
pozytywnych emocji i zaskoczenia. Dla tych, którym znudził się grzeczny
Święty Mikołaj. Dla tych, którzy lubią święta ale tylko od święta i dla
tych, którzy mogliby żyć świątecznym nastrojem cały rok. Dla tych,
którzy krzyczą "do diabła z miłością" i dla tych, którzy szepczą "chcę
zakochać się już dzisiaj".
Ogólnie oglądam bardzo mało polskich filmów. Jakoś utkwiło mi w głowie, że nasze rodzime produkcje nie są zbyt dobre, mało kiedy mi się one podobają. Postanowiłam jednak, że o ile mi się uda i będę miała możliwości to będę oglądać ich więcej. Może wreszcie zmienię o nich zdanie. Pierwszy mój wybór w tym roku padł na "Listy do M.".
W tym filmie zostało przedstawionych pięć różnych historii osadzonych w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Każda z nich na swój sposób przedstawia pewne rozterki, które mogą przydarzyć się w sumie wszystkim z nas.
Gra aktorska - pomimo, że nie lubię oglądać filmów z Karolakiem oraz Adamczykiem, nie byli oni tutaj na tyle irytujący aby znacząco zaniżyć moją ocenę filmu. Najbardziej w tym filmie przypadła mi do gustu rola Agnieszki Dygant, która wcieliła się w postać Kariny Liseckiej. Chyba to właściwie dzięki tej aktorce zdecydowałam się zabrać za tę produkcję.
Wbrew moim obawom co do polskich filmów ten nie jest wcale aż tak zły jak się początkowo spodziewałam. Jest on bardzo dobry do obejrzenia właśnie zimową porą, w okolicach świąt aby móc się zrelaksować. Co prawda "Kevina (...)" nic nie przebiję na ten czas ale ten też nie jest zły.
W tym filmie zostało przedstawionych pięć różnych historii osadzonych w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Każda z nich na swój sposób przedstawia pewne rozterki, które mogą przydarzyć się w sumie wszystkim z nas.
Gra aktorska - pomimo, że nie lubię oglądać filmów z Karolakiem oraz Adamczykiem, nie byli oni tutaj na tyle irytujący aby znacząco zaniżyć moją ocenę filmu. Najbardziej w tym filmie przypadła mi do gustu rola Agnieszki Dygant, która wcieliła się w postać Kariny Liseckiej. Chyba to właściwie dzięki tej aktorce zdecydowałam się zabrać za tę produkcję.
Wbrew moim obawom co do polskich filmów ten nie jest wcale aż tak zły jak się początkowo spodziewałam. Jest on bardzo dobry do obejrzenia właśnie zimową porą, w okolicach świąt aby móc się zrelaksować. Co prawda "Kevina (...)" nic nie przebiję na ten czas ale ten też nie jest zły.
Moja ocena: 7/10.
Też oglądam mało polskich filmów - po prostu brakuje im realizmu, ale powyższy wyjątkowo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy są jeszcze jakieś polskie filmy, które jednak wywarły na Tobie pozytywne wrażenie.
UsuńJest to jedna z lepszych polskich komedii. Ciepła, zabawna. Ot, idealny film na nudny wieczór lub popołudnie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą :)
Usuń