Związek Laury i Massimo wisi na włosku.
Para stara się przezwyciężyć problemy z zaufaniem i nieustępliwym Nacho,
który próbuje ich rozdzielić.
Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć dlaczego zdecydowałam się na obejrzenie filmu pt. "Kolejne 365 dni". Po naprawdę złej produkcji "365 dni: Ten dzień", czy nawet "365 dni", wiedziałam, że są one zupełnie w nie moim guście. Jedynym pomysłem jaki przychodzi mi do głowy to po prostu chęć sprawdzenia, czy nadal jest tak źle jak poprzednio. I niestety nadal jest tragicznie...
Po raz kolejny pomiędzy Laurą i Massimo dochodzi do pewnych nieporozumień i nadużyć. Dodatkowo Nacho ciągle tkwi w pamięci kobiety i powraca ona do niego myślami. Jednak pomimo moich najszczerszych chęci nie odnalazłam tu jakiejkolwiek fabuły, która mogłaby przyciągnąć uwagę widza choć na chwilę. Mamy tu po prostu sporo scen zbliżeń pomiędzy głównymi bohaterami z podkładem muzycznym. Żeby chociaż było na kim oko zawiesić, ale niestety nie było nawet dobrych ujęć bym mogła cokolwiek tu docenić. Ja jestem stanowczo na nie i mam nadzieję, że jak najszybciej zapomnę o tym tytule i z czym przyszło mi się zmierzyć podczas seansu... Rozkładać tę produkcję na czynniki pierwsze też ciężko, gdyż właściwie nie ma tu czego rozpatrywać. Cokolwiek można by tu w jakikolwiek sposób oceniać i tak wypada negatywnie, co stanowczo zniechęca to spędzania z tym filmem wolnego czasu. Gra aktorska też nie powaliła mnie swoim poziomem na kolana i wątpię abym specjalnie wyszukiwała tych aktorów w innych produkcjach. Całość jest według mnie po prostu zła.
"Kolejne 365 dni" to film, który ogromnie żałuję, że obejrzałam i poświęciłam na niego swój wolny wieczór. Nie znalazłam tu nic, o czym choć w minimalnym stopniu mogłabym powiedzieć coś miłego i pozytywnego. Ze swojej strony stanowczo odradzam oglądanie tego czegoś, bo mianem dobrego filmu na pewno nie można tego określić.
Moja ocena: 1/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz