Mój wrześniowy wynik książkowo-filmowy nie jest co prawda tak udany jak w poprzednich miesiącach. Przeczytałam tylko cztery pozycje oraz obejrzałam cztery filmy. Jednak miałam ostatnio swoją szansę na wypoczynek i starałam się wykorzystać ten czas jak jak najlepiej. Podczas pobytu nad naszym polskim morzem przewietrzyłam głowę, o dziwo złapałam trochę promieni słonecznych i pełna energii powracam do pracy :).
Wrzesień książkowo
- liczba przeczytanych książek: 4
- "Randka z Hugo Bosym" Agnieszka Lingas-Łoniewska
- "Oblubienica morza" Michelle Cohen Corasanti, Jamal Kanj
- "Pacjentka" Alex Michaelides
- "Nadmorski ogród" Deborah Lawrenson
- łączna liczba stron: 1 496
Pod względem książkowym wrzesień być dość przeciętny. Żaden z tytułów przeze mnie przeczytany w tym miesiącu nie zrobił na mnie jakoś dużego wrażenia. Ot po prostu można uznać te pozycje za umilacze czasu o których prawdopodobnie szybko zapomnę. Można przeczytać ale nie będę ich zbyt długo wspominać.
Wrzesień filmowo
- liczba obejrzanych filmów: 4
- "Moje córki krowy" (2015)
- "Druga strona medalu: Skandal w amerykańskiej gimnastyce" (At the Heart of Gold: Inside the USA Gymnastics Scandal, 2019)
- "Między piekłem a niebem" (What Dreams May Come, 1998)
- "Ellen" (2016)
W przypadku filmów udało mi się trafić na naprawdę dobre tytuły. Najbardziej pozytywne wrażenie zrobił na mnie "Między piekłem a niebem" i to do niego chciałabym jeszcze kiedyś powrócić. Jeśli ktoś jeszcze nie widział tego filmu to gorąco polecam jego nadrobienie!
Będąc na urlopie we Władysławowie trafiłam również na takie oto "Drzewo czytelnika". Szkoda tylko, że było ono puste, a ja na wyjazd zabrałam tylko czytnik i nie miałam czym zapełnić tej 'biblioteczki'. Choć słyszałam, że w różnych miastach są takie miejsca to dopiero teraz po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć takie na żywo. Wiecie gdzie może są takie urozmaicenia w stolicy?
Choć przez znaczną cześć było wietrznie to jednak świeciło słońce i mogłam nacieszyć się pobytem na plaży nad moim ukochanym polskim morzem (w Warszawie podobno w tym czasie było paskudnie :)). Na pięć dni pobytu tylko jednego dnia złapał nas po południu deszcz. Choć raczej optymistycznie podchodziłam do wyjazdu aż takiego słonecznego szczęścia się nie spodziewałam.
Pamiątka znad morza też musi być :). Choć mało "morska" to jak najbardziej książkowa. Jak zobaczyłam tę cudną zawieszkę po prostu nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Zawisła już ona na honorowym miejscu na regale z książkami. Mam nadzieję, że długo mi będzie służyć i przypominać o cudownie spędzonym urlopie nad morzem. Aż mam ochotę znów tam pojechać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz