Film "Grand Budapest Hotel" opowiada o przygodach Gustava H.,
legendarnego konsjerża w słynnym, w okresie międzywojennym, europejskim
hotelu i Zero Moustafy, lobby boya, który stał się jego najbardziej
zaufanym przyjacielem. Historia dotyczy kradzieży i odzyskania
bezcennego renesansowego obrazu; szalonej batalii o ogromny, rodzinny
majątek, okraszonej brawurowymi pościgami na motocyklach, pociągami,
saniami i na nartach; a także najsłodszego z romansów - wszystko w
przededniu dramatycznych zmian, które odcisną brutalne piętno na całym
kontynencie.
Wysoka ocena na filmwebie (7,8/10) oraz wysoki współczynnik "w moim guście" - aż 82% - zachęciły mnie do obejrzenia tej produkcji. Niestety dawno nie przeżyłam aż takiego zawodu filmowego po tak wysokich notach.
Sam pomysł na fabułę całkiem niezły, ma on potencjał, niestety realizacja tej produkcji jest dla mnie na bardzo niskim poziomie. Jest to ponoć połączenie komedii i dramatu. O ile elementy tego drugiego gatunku potrafiłam dostrzec to zaliczanie tego filmu do komedii to jakaś kpina. Ironia? Satyra? Niektórzy twierdzą, że to tutaj występuje. Jak dla mnie poziom śmieszności tego filmu jest wręcz żałosny. Zupełnie nie mój gust, nie moje poczucie humoru - wolę bardziej żarty, które reprezentują jakiś poziom.
Na plus w całym filmie uznałabym chyba grę aktorską. Cała jej drętwota pasuje do klimatu jaki został przedstawiony. Jedynie Edward Norton wypadł jakoś naturalnie na tle innych aktorów. Dla mnie to duży plus chociaż nie wiem czy sam reżyser chciał aby zostało to osiągnięte...
Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem, dobrego humoru tutaj nie ma, za mało elementu dramatu aby móc wyciągnąć wyżej ocenę. Ani na trzeźwo, ani po alkoholu nie uznaję tego filmu za jakkolwiek humorystyczny. W przypadku tego filmu jestem stanowczo na nie.
Moja ocena: 3/10.
A mnie się film bardzo podobał, śmiałam się ciągle, to jedna z moich ulubionych produkcji, jakie widziałam w zeszłym roku :)
OdpowiedzUsuńTo może ja najwidoczniej nie doceniłam tego filmu ;)
Usuń