Lewo, prawo, lewo... Znaleźć miłość w Internecie nie jest łatwo, więc
kiedy Cecilie umawia się z przystojnym i bajecznie bogatym playboyem, aż
trudno jej uwierzyć, że właśnie spotkała mężczyznę swoich marzeń. Nie
słucha ona jednak głosu rozsądku i znacznie za późno zdaje sobie sprawę,
że ten robiący międzynarodowe interesy biznesmen jest tak naprawdę kimś
zupełnie innym. Wtedy bajka zmienia się w napędzany żądzą zemsty
thriller. Cecilie znajduje inne kobiety, które spotkał podobny los, i
wspólnie z nimi postanawia rozprawić się z "Oszustem z Tindera". Ten
film producentów dokumentów "W cudzej skórze" i "Odwal się od kotów" to wciągająca opowieść o próbach ujawnienia tożsamości i osądzenia uwodziciela.
O filmie "Oszust z Tindera" słyszałam wiele sprzecznych opinii - część widzów ogromnie się zachwycała tą produkcją, inni natomiast stanowczo ją mi odradzali. Gdy wreszcie ten największy szum wokół tego tytułu minął postanowiłam sprawdzić na własnej skórze o co tu tak naprawdę chodzi.
Historia przedstawiona w tym filmie dokumentalnym opowiada o mężczyźnie, który wykorzystywał poznane w aplikacji randkowej kobiety. Najpierw je w sobie rozkochiwał, pożyczał ogromne sumy pieniądze a ich zwrot nigdy do oszukanych nie docierał. Przyznaję, że nigdy nie miałam swojego profilu na Tinderze, właśnie ze względu na to, że można tam spotkać wiele osób, które nie do końca są szczere w swoich zamiarach. Nie twierdzę, że nie jest realne znalezienie tam miłości, jednak ukazana w tym filmie historia tylko utwierdza mnie w moim przekonaniu, że nie warto tam się pchać. Ciężko mi również zrozumieć pewne zachowania pokrzywdzonych kobiet, jednak to ich historie, ich decyzje i nie mnie to oceniać. Choć tematyka tego filmu jest dość ważna i dobrze, że ta sprawa została nagłośniona, tak spora część tej produkcji była dla mnie właściwie o niczym i niewiele wniosła do całości. Bez problemu można by skrócić do niecałej godziny, pozbywając się nieco zbyt rozdmuchanego dramatyzmu, a film nie straciłby na jakości - a nawet może by zyskał.
"Oszust z Tindera" to film, który jest dla mnie po prostu nieco przeciętny. Pomimo, że nagłaśnia ważną sprawę to jednak dodano do niego zbyt dużą dawkę dramatyzmu, która nieco mnie tu raziła. Trochę zbyt nachalnie próbowano zrobić z tego emocjonalny kryminał, mający wywołać w widzu łzy i współczucie wobec ofiar. Ja nie zaliczam się ani do grupy zachwycającej się tym tytułem, ani stanowczo go krytykującej. Nie znalazłam tu po prostu nic odkrywczego, ale nie sądzę aby był ten tytuł całkowicie niepotrzebny. Być może jest to idealna przestroga dla osób poszukujących miłości.
Moja ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz