Audrey Hepburn
zachwyca jako niezapomniana postać kina - Holly Golightly - w
czarującej, 24-karatowej romantycznej komedii powstałej na kanwie
bestsellerowej powieści Truman'a Capote! Holly, przemiła i z lekka ekscentryczna nowojorska play-girl zdecydowana jest za wszelką cenę poślubić milionera. George Peppard
gra jej sąsiada zza ściany, który jest "sponsorowanym" pisarzem.
Mężczyzna szybko ulega zniewalającemu urokowi pięknej sąsiadki. Zobacz
ich miłosne perypetie rozgrywające się na Manhattanie, w rytmie
Oscarowej ścieżki dźwiękowej skomponowanej przez Henry'ego Mancini z niezapomnianą, nagrodzoną Nagrodą Akademii piosenką "Moon River"! W filmie wyreżyserowanym przez Blake'a Edwardsa występują także Patricia Neal, Buddy Ebsen, Martin Balsam i Mickey Rooney.
Pod koniec zeszłego roku przeczytałam króciutką powieść "Śniadanie u Tiffany'ego" Trumana Capote. Niestety nie byłam nią zachwycona ale i tak postanowiłam obejrzeć również ten film. Miałam nadzieję, że będzie to podobne objawienie jak w przypadku "Projektantki", gdzie to właśnie ekranizacja spodobała mi się dużo bardziej.
Historia znana chyba każdemu, nawet jeśli nie czytało się wcześniej powieści ani nie oglądało filmu. Przynajmniej ja i moi znajomi mniej więcej kojarzyliśmy i wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. W teorii film i książka przedstawiają mniej więcej tę samą historię, jednak w ekranizacji wprowadzono kilka znaczących zmian. Chociażby zakończenie, które nijak się pokrywa z tym co możemy przeczytać w powieści. Pomimo tych przeróbek historia nadal mnie nie porwała swoją treścią. Z głównej bohaterki zrobili płytką damulkę, która nie wie czego chce od życia. Nie spodziewałam się, że można tak bardzo spłycić historię oraz jej postacie, choć po filmie "Bez mojej zgody" nie powinnam być zdziwiona.
Gra aktorska niczym mnie nie zaskoczyła. Co prawda aktorzy zagrali poprawnie ale nie był to poziom, abym piała z zachwytu rozpisując się nad zdolnościami aktorów. Dziwi mnie trochę ilość nagród czy też nominacji jakie zdobyli aktorzy, a mam na myśli głównie Audrey Hepburn i jej nominacje do Oscarów. Może i nie widziałam zbyt wielu "starszych" filmów ale czy na prawdę tak przedstawiał się poziom w tamtych czasach?
Ten film niestety nie jest produkcją, która pozostanie na długo w mojej pamięci. Uspokoiłam swoją ciekawość, zobaczyłam film i mogę mieć już czyste sumienie, że już mam go za sobą. Nie jestem znawcą kina ale mnie "Śniadanie u Tiffany'ego" nie zauroczyło w żadnej formie.
Historia znana chyba każdemu, nawet jeśli nie czytało się wcześniej powieści ani nie oglądało filmu. Przynajmniej ja i moi znajomi mniej więcej kojarzyliśmy i wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. W teorii film i książka przedstawiają mniej więcej tę samą historię, jednak w ekranizacji wprowadzono kilka znaczących zmian. Chociażby zakończenie, które nijak się pokrywa z tym co możemy przeczytać w powieści. Pomimo tych przeróbek historia nadal mnie nie porwała swoją treścią. Z głównej bohaterki zrobili płytką damulkę, która nie wie czego chce od życia. Nie spodziewałam się, że można tak bardzo spłycić historię oraz jej postacie, choć po filmie "Bez mojej zgody" nie powinnam być zdziwiona.
Gra aktorska niczym mnie nie zaskoczyła. Co prawda aktorzy zagrali poprawnie ale nie był to poziom, abym piała z zachwytu rozpisując się nad zdolnościami aktorów. Dziwi mnie trochę ilość nagród czy też nominacji jakie zdobyli aktorzy, a mam na myśli głównie Audrey Hepburn i jej nominacje do Oscarów. Może i nie widziałam zbyt wielu "starszych" filmów ale czy na prawdę tak przedstawiał się poziom w tamtych czasach?
Ten film niestety nie jest produkcją, która pozostanie na długo w mojej pamięci. Uspokoiłam swoją ciekawość, zobaczyłam film i mogę mieć już czyste sumienie, że już mam go za sobą. Nie jestem znawcą kina ale mnie "Śniadanie u Tiffany'ego" nie zauroczyło w żadnej formie.
Moja ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz