Po śmierci męża, słynnego muzyka folkowego, Hanna wciąż żyje jego
życiem, próbując pisać biografię ukochanego. W jej prowincjonalnym,
bezpiecznym świecie pojawia się Andrew, nowojorski pisarz, zbierający
materiały do książki o jej zmarłym mężu. Tych dwoje dzieli wszystko. Czy
mimo tego uda im się wspólnie napisać biografię muzyka i rozpocząć nowy
rozdział ich własnej historii?
Gdzieś o tym filmie przeczytałam, że nie jest to standardowa komedia romantyczna z przewidywalnym zakończeniem. Jak wiadomo w tego typu produkcjach bardzo często można domyślić się jak skończy się dana historia, nawet bez oglądania filmu. Czy rzeczywiście "Nie ma mowy!" wyróżnia się czymś na tle innych amerykańskich komedii romantycznych? Moim zdaniem nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, gdyż najlepsza wydaje się być "to zależy".
Po śmierci swojego męża Hanna dość długo pozostaje w żałobie i próbuje się pozbierać. Jako, że jej luby był muzykiem chce ona napisać jego biografię, lecz średnio jej to wychodzi. Do pomocy zatrudnia pewnego upierdliwego człowieka z "wielkiego miasta". O ile sama historia została przedstawiona całkiem nieźle to już zakończenie reżyser całkowicie zaprzepaścił. Po plakacie filmu niestety można domyślić się całej historii, a właściwie jej zakończenia. Niestety zdradza on za dużo elementów, przez co prawdopodobnie treść nie będzie miała przed widzem żadnych tajemnic. Osobiście miałam nadzieję, że te ostatnie piętnaście minut seansu potoczy się całkowicie inaczej. Gdyby moje nadzieje zostały odzwierciedlone w tej produkcji, to byłabym zadowolona i w pełni zgodziła się ze stwierdzeniem, że nie jest to standardowa amerykańska komedia romantyczna.
Gra aktorska to element, który o dziwo wypadł całkiem nieźle. Co prawda nie jestem w pełni zachwycona i nie pieję z zachwytu nad zdolnościami aktorów, którzy wystąpili w tym filmie, lecz nie mogę napisać, że byli całkowicie źli czy nijacy. Jestem raczej pozytywnie zaskoczona, w szczególności, że obsada filmu nie składa się z czołowych nazwisk, które możemy kojarzyć z różnych plotkarskich platform.
Przy filmie "Dziewczyna z pociągu" narzekałam na muzykę, a właściwie jej brak. Przynajmniej według mnie jej tam nie było. W przypadku tego filmu muszę przyznać, że ścieżka dźwiękowa mnie urzekła i całkowicie skradła moje serce. Jest to element, który znacząco podniósł moją ocenę tej produkcji. Jeśli ktoś wie, co to za zespół czy wokalista stworzył piosenki do tego filmu niech da mi znać.
"Nie ma mowy!" jako komedia romantyczna nie zrobiła na mnie aż tak ogromnego wrażenia jak oczekiwałam. Miało być inaczej niż zazwyczaj, jako widz miałam dostać kompletnie coś innego. Niestety sama fabuła nie odbiega znacząco od innych produkcji tego typu, choć wykonanie, obsada aktorska oraz soundtrack moim zdaniem może zaskoczyć.
Po śmierci swojego męża Hanna dość długo pozostaje w żałobie i próbuje się pozbierać. Jako, że jej luby był muzykiem chce ona napisać jego biografię, lecz średnio jej to wychodzi. Do pomocy zatrudnia pewnego upierdliwego człowieka z "wielkiego miasta". O ile sama historia została przedstawiona całkiem nieźle to już zakończenie reżyser całkowicie zaprzepaścił. Po plakacie filmu niestety można domyślić się całej historii, a właściwie jej zakończenia. Niestety zdradza on za dużo elementów, przez co prawdopodobnie treść nie będzie miała przed widzem żadnych tajemnic. Osobiście miałam nadzieję, że te ostatnie piętnaście minut seansu potoczy się całkowicie inaczej. Gdyby moje nadzieje zostały odzwierciedlone w tej produkcji, to byłabym zadowolona i w pełni zgodziła się ze stwierdzeniem, że nie jest to standardowa amerykańska komedia romantyczna.
Gra aktorska to element, który o dziwo wypadł całkiem nieźle. Co prawda nie jestem w pełni zachwycona i nie pieję z zachwytu nad zdolnościami aktorów, którzy wystąpili w tym filmie, lecz nie mogę napisać, że byli całkowicie źli czy nijacy. Jestem raczej pozytywnie zaskoczona, w szczególności, że obsada filmu nie składa się z czołowych nazwisk, które możemy kojarzyć z różnych plotkarskich platform.
Przy filmie "Dziewczyna z pociągu" narzekałam na muzykę, a właściwie jej brak. Przynajmniej według mnie jej tam nie było. W przypadku tego filmu muszę przyznać, że ścieżka dźwiękowa mnie urzekła i całkowicie skradła moje serce. Jest to element, który znacząco podniósł moją ocenę tej produkcji. Jeśli ktoś wie, co to za zespół czy wokalista stworzył piosenki do tego filmu niech da mi znać.
"Nie ma mowy!" jako komedia romantyczna nie zrobiła na mnie aż tak ogromnego wrażenia jak oczekiwałam. Miało być inaczej niż zazwyczaj, jako widz miałam dostać kompletnie coś innego. Niestety sama fabuła nie odbiega znacząco od innych produkcji tego typu, choć wykonanie, obsada aktorska oraz soundtrack moim zdaniem może zaskoczyć.
Moja ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz