Sophie (grana przez Lisę Tomaschewsky) jedzie ze swoją najlepsza przyjaciółką Annabel (Karoline Teska)
świętować Sylwestra w Antwerpii. Z optymizmem spogląda na nadchodzący
rok, w którym ma rozpocząć wymarzone studia i usamodzielnić się w nowym
hamburskim mieszkaniu. Niestety w zabawie coraz bardziej przeszkadza jej
duszący kaszel, stąd po powrocie do rodzinnego Hamburga decyduje się na
wizytę w szpitalu. Po dokładnych badaniach okazuje się, że jego
przyczyną jest ciężka odmiana nowotworu, wymagająca natychmiastowej
chemioterapii. Z 50 procentową szansą na wyleczenie dziewczyna poddaje
się wielotygodniowemu leczeniu w klinice. Choć wspierają ją wspaniali
przyjaciele i rodzina, ze zdumieniem odkrywa, że nie traktują jej oni
jak dotychczasowej Sophie. Powoli staje się "chorą", na którą patrzy się
jedynie poprzez jej medyczny przypadek. Dziewczyna postanawia mężnie
stawić rakowi czoła i nie pozwolić, by zaszufladkowano ją w schemacie
smutnej i zdesperowanej pacjentki. Żegna się ze swoimi pięknymi włosami i
postanawia kupić dziewięć rożnych peruk (tytuł książki van der Stap
właśnie do nich się odnosi), by pod każdą z nich żyć możliwie daleko od
wyniszczającej choroby. W szpitalu karnie poddaje się co raz silniejszej
terapii, jednak w wolnych chwilach jako blondwłosa Pam podróżuje z
przyjaciółmi, jako Daisy rzuca się w wir szalonych imprez, zaś będąc
rudowłosą, romantyczną Sue podrywa mężczyzn... Nagle okazuje się, że ma
siłę nie na jedno, ale na dziewięć wspaniałych żyć. To, w którym
występuje rak, zostaje zepchnięte w daleki kąt...
Już od dłuższego czasu miałam ochotę na zapoznanie się z tym filmem. Głównym powodem przez który nie zabierałam się za niego to język niemiecki w tle, który przyprawia mnie o ciarki. Jednak wreszcie się przemogłam i to było najlepsze co mogłam zrobić. Nie żałuję, że wreszcie obejrzałam tę produkcję.
"Dziś jestem blondynką" to film opowiadający historię Sophie, która podejmuję walkę z rakiem. Moim zdaniem bardzo ciekawie przedstawione zostały zmagania głównej bohaterki z chorobą. Co prawda nie miałam wśród znajomych nikogo kto chorowałby na nowotwór, jednak w interesujący sposób również ukazane są relacje między członkami rodziny, to jak wpływa to nie tylko na życie chorego lecz również na osoby z jego ścisłego środowiska. Szkoda, że jest to film tak mało znany, gdyż treść tego filmu naprawdę daje wiele do myślenia. Może dla niektórych wydadzą się do zbyt górnolotne słowa, i może rzeczywiście nie do końca wiem o czym piszę skoro sama tego nie przeżyłam, jednak może to być produkcja taka trochę ku pokrzepieniu.
Gra aktorska - żadnego ze znanych hollywoodzkich nazwisk się tutaj nie pojawia, lecz dla mnie było to dość odświeżające. Czasami ma się już dość tych samych twarzy, które widzimy na każdym kroku. W przypadku tego filmu, choć żadne nazwisko nie było mi znane muszę przyznać, że aktorzy poradzili sobie bardzo dobrze, idealnie wcielając się w swoje role i oddając wiele emocji.
Z czystym sercem polecam ten film każdemu. Dla mnie jest to produkcja idealnie wyważona - bardzo dobrze zostały zawarte elementy komedii jak i dramatu. Nie została zrobiona z tego cukierkowa historia, która gra jedynie na uczuciach widza. Z wielką chęcią jeszcze będę powracać do tego filmu.
Moja ocena: 8/10.
Lubię niemieckie filmy, oglądałam wiele takich, które bardzo zapadły mi w pamięć m.in. ,,Fala". Ten powyższy, któryp polecasz też chętnie obejrzę, bardzo mnie zaciekawił!
OdpowiedzUsuńSkoro lubisz niemieckie filmy to jest prawdopodobieństwo, że i ten film ci się spodoba :). A co do "Fali" - jak będę miała możliwość to z chęcią obejrzę.
Usuń