Louisa "Lou" Clark (Emilia Clarke)
mieszka w niewielkim angielskim miasteczku i nie wie jeszcze, co zrobić
ze swoim życiem. Ekscentryczna 26-latka próbuje sił w wielu
dziedzinach, by pomóc swej rodzinie związać koniec z końcem. Zostaje
opiekunką Willa Traynora (Sam Claflin),
młodego, bogatego bankiera, którego losy całkowicie zmieniły się na
skutek tragicznego zdarzenia sprzed dwóch lat. Niegdyś pełen energii,
dziś cyniczny do szpiku kości Will wyzbył się już wszelkiej nadziei na
szczęście. Dziewczyna postanawia pokazać mu, że jest jeszcze inna
droga...
Niedawno przeczytałam książkę "Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes, dlatego też postanowiłam zabrać się za film na podstawie tej pozycji. Podczas seansu pamiętałam jeszcze wiele elementów z pierwowzoru i byłam ciekawa jak niektóre sceny zostaną przedstawione.
Historia, która została ukazana w książce została bardzo dobrze odzwierciedlona tutaj. Jak wiadomo nie zawsze da się idealnie przedstawić treść i zadowolić wszystkich czytelników lecz moim zdaniem jest to jedna z lepszych ekranizacji. W filmie "Zanim się pojawiłeś" znów mamy możliwość poznania na nowo sparaliżowanego Willa oraz szaloną Louisę. Byłam ogromnie ciekawa czy w tej produkcji będą pamiętali o rajstopach a'la pszczółka czy innych stylizacjach głównej bohaterki, w końcu to był ważny element który ją charakteryzował. Muszę przyznać, że dali radę - różnorodność stylizacji oraz te rajstopki pasowały do postaci, która została wykreowana przez autorkę oraz Clarke. Zawiodłam się natomiast z powodu braku 'sceny zazdrości' w ogródku jaką urządzili sąsiedzi Lou. W książce wydawała się komiczna i miałam duże oczekiwania wobec niej - niestety w ogóle została pominięta.
Gra aktorska - akurat w tym przypadku jest to element z którym mam największy problem w ocenie. Niby było całkiem nieźle, podczas seansu nie było momentów podczas których raziła by moje oczy niekompetencja któregokolwiek z aktorów. Nie wspominałabym o tym gdyby mi jednak czegoś w tym wszystkim nie zabrakło. Niestety nie potrafię opisać słowami czego mi brakuje.
Jeden akapit należy się muzyce, która została wykorzystana w tej produkcji. Podbiła ona moje serce i uważam, że jest ona najlepszym atutem tego filmu. Może według niektórych przez to nie mam dobrego gustu muzycznego ale dużą część piosenek, w szczególności Ed Sheeran i jego utwór który został wykorzystany w scenie na parkiecie, trafia w moje gusta.
Pomimo, że jest to jedna z lepszych ekranizacji jakie do tej pory obejrzałam nie uważam aby ten film był arcydziełem. Miło się obejrzało, nie nudziłam się podczas seansu pomimo, że znałam zakończenie, lecz czuję niedosyt. Potencjał jest ale odniosłam wrażenie, że jednak nie do końca wykorzystany.
Historia, która została ukazana w książce została bardzo dobrze odzwierciedlona tutaj. Jak wiadomo nie zawsze da się idealnie przedstawić treść i zadowolić wszystkich czytelników lecz moim zdaniem jest to jedna z lepszych ekranizacji. W filmie "Zanim się pojawiłeś" znów mamy możliwość poznania na nowo sparaliżowanego Willa oraz szaloną Louisę. Byłam ogromnie ciekawa czy w tej produkcji będą pamiętali o rajstopach a'la pszczółka czy innych stylizacjach głównej bohaterki, w końcu to był ważny element który ją charakteryzował. Muszę przyznać, że dali radę - różnorodność stylizacji oraz te rajstopki pasowały do postaci, która została wykreowana przez autorkę oraz Clarke. Zawiodłam się natomiast z powodu braku 'sceny zazdrości' w ogródku jaką urządzili sąsiedzi Lou. W książce wydawała się komiczna i miałam duże oczekiwania wobec niej - niestety w ogóle została pominięta.
Gra aktorska - akurat w tym przypadku jest to element z którym mam największy problem w ocenie. Niby było całkiem nieźle, podczas seansu nie było momentów podczas których raziła by moje oczy niekompetencja któregokolwiek z aktorów. Nie wspominałabym o tym gdyby mi jednak czegoś w tym wszystkim nie zabrakło. Niestety nie potrafię opisać słowami czego mi brakuje.
Jeden akapit należy się muzyce, która została wykorzystana w tej produkcji. Podbiła ona moje serce i uważam, że jest ona najlepszym atutem tego filmu. Może według niektórych przez to nie mam dobrego gustu muzycznego ale dużą część piosenek, w szczególności Ed Sheeran i jego utwór który został wykorzystany w scenie na parkiecie, trafia w moje gusta.
Pomimo, że jest to jedna z lepszych ekranizacji jakie do tej pory obejrzałam nie uważam aby ten film był arcydziełem. Miło się obejrzało, nie nudziłam się podczas seansu pomimo, że znałam zakończenie, lecz czuję niedosyt. Potencjał jest ale odniosłam wrażenie, że jednak nie do końca wykorzystany.
Moja ocena: 6/10.
Przede mną jeszcze książka, za którą mam zamiar zabrać się wkrótce. Po jej przeczytaniu na pewno obejrzę film.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jakie będą twoje wrażenia. Daj znać jak przeczytasz :).
Usuń