Rozczarowana ostatnim nieudanym związkiem bohaterka postanawia od tej
pory kierować się w miłości rozumem, a nie sercem i starannie wybiera
kolejnego kandydata. Jej wybór pada na mieszkającego za ścianą sąsiada.
Dziewczyna razem ze swoją przyjaciółką starannie "rozpracowują"
nieświadomego ich planów chłopaka, śledząc każdy jego krok. Pech w tym,
że kiedy już główna bohaterka dochodzi do wniosku, że jej wybór jest
słuszny i przystępuje do działania, kandydat nie przejawia najmniejszych
chęci do zawarcia bliższej znajomości. W dodatku na horyzoncie pojawia
się poprzedni narzeczony, który usiłuje odzyskać serce dziewczyny. Jej
życie zaczyna się komplikować, a jakby tego wszystkiego było mało,
przypadkowo wplątuje się w sensacyjną aferę, w której niebagatelną rolę
odgrywa tajemniczy pustostan oraz pewien hydraulik.
Jak znaleźć na to wszystko czas i siły, kiedy praca zajmuje
dwanaście godzin na dobę, a despotyczna szefowa zmusza do coraz bardziej
karkołomnych wysiłków w zdobywaniu kolejnych "prezentów dla
czytelniczek" dołączanych do pisma?
Opis książki
Autor: Marcin
Szczygielski
Język oryginalny: polski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura polska
Forma: powieść
Liczba stron: 248
Język oryginalny: polski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura polska
Forma: powieść
Liczba stron: 248
"Nasturcje i ćwoki" to pierwszy tom z cyklu o tym samym tytule. Wypożyczyłam z biblioteki akurat wydanie w której dwie powieści z tej serii były w jednym tomie, czyli "Les farfocles". Postanowiłam jednak rozbić recenzje na dwie pozycje, które są w nim zawarte, gdyż początkowo były to dwa 'oddzielne byty'.
Fabuła - przy pierwszych stronach książki nie mogłam się wkręcić w tę historię. Zbyt wiele mało interesujących mnie opisów, które wcale nie zachęcały do brnięcia dalej. Lecz jako, że niestety nie lubię porzucać już zaczętych książek (zdarza mi się to bardzo rzadko) postanowiłam kontynuować lekturę. Jest to jedna z nielicznych pozycji, które pomimo złego pierwszego wrażenia jakoś się rozkręciły i pozostawiła ona za sobą raczej pozytywny wydźwięk. Historia przedstawiona w "Nasturcjach i ćwokach" jest dość rzetelnym obrazem niektórych zachowań kobiet. Co prawda główna bohaterka była cholernie irytująca to niestety takie jednostki chodzą po świecie. Z niektórymi zdarzeniami większość z nas mogłaby się utożsamić. Wredny szef, dziwni współpracownicy, którzy podkopują twoją pozycję w firmie - czy to nie brzmi znajomo dla niektórych z Was? Całe szczęście akcja się rozwija, są momenty tak absurdalne, że momentami aż śmieszne. Tylko epilog trochę mnie zawiódł.
Bohaterowie - akurat typ osobowości jaki miała główna bohaterka bardzo mnie irytował. Niestety na swojej drodze spotkałam już kilka tego typu osób, które zawsze twierdzą, że są w każdym aspekcie lepsze, muszą w życiu mieć lepiej i kosztem swoich 'przyjaciół' muszą się dowartościować. Pod tym względem już od samego początku znienawidziłam Zofię, czyli główną bohaterkę. Co prawda można uznać na plus, że postać bardzo dobrze wykreowana, z resztą jak inni bohaterowie tej książki.
Styl autora bardzo lekki. Z biegiem zdarzeń pisarz rozkręca się i stwarza wreszcie historię, która może zadowolić czytelnika. Wydanie - standardowy element, który mnie irytuje to klejone strony, w szczególności, że jest to egzemplarz biblioteczny. Niestety niewiele tych instytycji wykorzystuje taki pomysł (bądź podobny), jak pokazałam w przypadku "Srebrnej zatoki" Jojo Moyes. Co do reszty nie mam zastrzeżeń.
Moim zdaniem pozycja jest godna uwagi. Pomimo początkowej mojej niechęci do samej fabuły można tutaj zaobserwować interesujący rozwój zdarzeń. A jeśli to Was nie przekonuje to warto po nią sięgnąć choćby dla samego zaznajomienia się z twórczością polskich autorów.
Fabuła - przy pierwszych stronach książki nie mogłam się wkręcić w tę historię. Zbyt wiele mało interesujących mnie opisów, które wcale nie zachęcały do brnięcia dalej. Lecz jako, że niestety nie lubię porzucać już zaczętych książek (zdarza mi się to bardzo rzadko) postanowiłam kontynuować lekturę. Jest to jedna z nielicznych pozycji, które pomimo złego pierwszego wrażenia jakoś się rozkręciły i pozostawiła ona za sobą raczej pozytywny wydźwięk. Historia przedstawiona w "Nasturcjach i ćwokach" jest dość rzetelnym obrazem niektórych zachowań kobiet. Co prawda główna bohaterka była cholernie irytująca to niestety takie jednostki chodzą po świecie. Z niektórymi zdarzeniami większość z nas mogłaby się utożsamić. Wredny szef, dziwni współpracownicy, którzy podkopują twoją pozycję w firmie - czy to nie brzmi znajomo dla niektórych z Was? Całe szczęście akcja się rozwija, są momenty tak absurdalne, że momentami aż śmieszne. Tylko epilog trochę mnie zawiódł.
Bohaterowie - akurat typ osobowości jaki miała główna bohaterka bardzo mnie irytował. Niestety na swojej drodze spotkałam już kilka tego typu osób, które zawsze twierdzą, że są w każdym aspekcie lepsze, muszą w życiu mieć lepiej i kosztem swoich 'przyjaciół' muszą się dowartościować. Pod tym względem już od samego początku znienawidziłam Zofię, czyli główną bohaterkę. Co prawda można uznać na plus, że postać bardzo dobrze wykreowana, z resztą jak inni bohaterowie tej książki.
Styl autora bardzo lekki. Z biegiem zdarzeń pisarz rozkręca się i stwarza wreszcie historię, która może zadowolić czytelnika. Wydanie - standardowy element, który mnie irytuje to klejone strony, w szczególności, że jest to egzemplarz biblioteczny. Niestety niewiele tych instytycji wykorzystuje taki pomysł (bądź podobny), jak pokazałam w przypadku "Srebrnej zatoki" Jojo Moyes. Co do reszty nie mam zastrzeżeń.
Moim zdaniem pozycja jest godna uwagi. Pomimo początkowej mojej niechęci do samej fabuły można tutaj zaobserwować interesujący rozwój zdarzeń. A jeśli to Was nie przekonuje to warto po nią sięgnąć choćby dla samego zaznajomienia się z twórczością polskich autorów.
Moja ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz