"Magic Mike"
opowiada o młodych facetach, dla których jedynym sposobem na sowity
zarobek w czasach kryzysu jest rozbieranie się przed damską
publicznością. Oparty na wspomnieniach jednego z najpopularniejszych
aktorów młodego pokolenia Channinga Tatuma, który jako 19-latek dorabiał jako wzięty tancerz erotyczny, film ukaże przemianę młodego chłopaka (Alex Pettyfer) w króla męskiego striptizu, rozgrzewającego panie w towarzystwie najbardziej pożądanych męskich gwiazd współczesnego kina (Tatum, McConaughey, Manganiello).
Film przy którym miałam nadzieję się zrelaksować, odprężyć a zarazem obejrzeć jakąś ciekawą produkcję, która zrobi na mnie wrażenie. Niestety zauważyłam taką zależność, że jak za bardzo się "napalam" na jakiś film to później okazuje się on totalną klapą.
Fabułę ciężko nakreślić w kilku słowach. Moim zdaniem nie ma nic wartego ani godnego zapamiętania czy również chociażby wspomnienia o jakimkolwiek wątku. Chyba, że weźmiemy pod uwagę gołe klaty facetów, to kobieca część może z większą chęcią obejrzy tę produkcje. Jednak całość, jak dla mnie, nie ma jakiejś ciekawej historii, która "zaczaruje" odbiorce. Czytałam wiele komentarzy, że niby zakończenie ciekawe. To czekałam, czekałam... napisy się skończyły i nic. Nie wiem czy ja oglądałam jakąś niekompletną wersję, aczkolwiek trwała ponad półtorej godziny, czyli tyle samo ile według portalu wspomnianego wyżej.
Gra aktorska - najbardziej drażniła mnie aktorka grająca Brooke (Cody Horn). Jak dla mnie grała niczym Kristen Stewart w sadze "Zmierzch", czyli wiecznie jedna mina. Nie pokazywała ona żadnych emocji - zero smutku czy radości, tylko puste spojrzenie z wiecznie wydętymi ustami, bez jakiejkolwiek próby wyrażenia jakiegoś uczucia. Reszta aktorów całkiem nieźle wypadła - szczególnie faceci w scenach gdzie były ukazane ich gołe klaty (tak jestem kobietą i sobie patrzyłam na nie rozmarzonym wzrokiem :P). Jednak powinien być to jeden z elementów przyciągających widza do produkcji a nie jedyny. Na plus uznaję muzykę, która została przyjemnie dobrana do filmu. Nie była była zbyt nachalna, w odpowiednich momentach 'wpleciona' w produkcję.
Osobiście jestem strasznie zawiedziona tym filmem. Dużo osób go wychwalało a ja się podczas oglądania strasznie wynudziłam. Może nie dostrzegłam przekazu, czy "tego czegoś" co zachwycało innych.
Moja ocena: 3/10.
Fabułę ciężko nakreślić w kilku słowach. Moim zdaniem nie ma nic wartego ani godnego zapamiętania czy również chociażby wspomnienia o jakimkolwiek wątku. Chyba, że weźmiemy pod uwagę gołe klaty facetów, to kobieca część może z większą chęcią obejrzy tę produkcje. Jednak całość, jak dla mnie, nie ma jakiejś ciekawej historii, która "zaczaruje" odbiorce. Czytałam wiele komentarzy, że niby zakończenie ciekawe. To czekałam, czekałam... napisy się skończyły i nic. Nie wiem czy ja oglądałam jakąś niekompletną wersję, aczkolwiek trwała ponad półtorej godziny, czyli tyle samo ile według portalu wspomnianego wyżej.
Gra aktorska - najbardziej drażniła mnie aktorka grająca Brooke (Cody Horn). Jak dla mnie grała niczym Kristen Stewart w sadze "Zmierzch", czyli wiecznie jedna mina. Nie pokazywała ona żadnych emocji - zero smutku czy radości, tylko puste spojrzenie z wiecznie wydętymi ustami, bez jakiejkolwiek próby wyrażenia jakiegoś uczucia. Reszta aktorów całkiem nieźle wypadła - szczególnie faceci w scenach gdzie były ukazane ich gołe klaty (tak jestem kobietą i sobie patrzyłam na nie rozmarzonym wzrokiem :P). Jednak powinien być to jeden z elementów przyciągających widza do produkcji a nie jedyny. Na plus uznaję muzykę, która została przyjemnie dobrana do filmu. Nie była była zbyt nachalna, w odpowiednich momentach 'wpleciona' w produkcję.
Osobiście jestem strasznie zawiedziona tym filmem. Dużo osób go wychwalało a ja się podczas oglądania strasznie wynudziłam. Może nie dostrzegłam przekazu, czy "tego czegoś" co zachwycało innych.
Moja ocena: 3/10.
mm ja chciałam go zobaczyć ze względu na gołe klaty hi hi
OdpowiedzUsuńJeśli tylko i wyłącznie przez to, to film może się spodobać ;).
Usuń