Najlepszym przyjacielem człowieka jest pies, to fakt. A kto jest
najlepszym przyjacielem psa? Bailey, czworonożny bohater tej opowieści
nie ma wątpliwości: jego psie życie ma sens tylko u boku pewnego chłopca
o imieniu Ethan. Gdy obaj są szczeniakami, wszystko sprowadza się do
zabawy. Gdy dorastają, Ethan zamiast za piłką ugania się za
dziewczynami, czasem wdaje się w bójkę – wtedy trzeba gryźć wroga w
kostkę, a gdy zbije szybę sąsiadów, ktoś musi wziąć winę na siebie.
Bailey jest więc szczęśliwy, bo jak każdy pies chce czuć się w życiu
potrzebny. Nadchodzi jednak moment, w którym drogi przyjaciół się
rozchodzą, a życie Ethana przestaje rozpieszczać. Wtedy Bailey musi
wykazać się nad-psią siłą, by odnaleźć przyjaciela i podać mu pomocną
łapę.
Książka "Był sobie pies" zrobiła na mnie ogromnie pozytywne wrażenie, dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok jej ekranizacji. Niestety rzadko kiedy film na podstawie powieści dorównuje jej, jednak i tak z wielkimi oczekiwaniami obejrzałam tę produkcję. Czy oby na pewno dobrze zrobiłam?
Ci co znają już książkę mniej więcej wiedzą o czym jest ten film, a Ci którzy jeszcze nie spotkali się z tą powieścią serdecznie zachęcam do przeczytania. Nie chcę zdradzać zbyt wielu elementów z fabuły jednak to co napiszę chyba nikogo nie zaskoczy. "Był sobie pies" to zasadniczo historia o psie, przedstawiona z perspektywy tego zwierzaka. Uwielbiam te zwierzęta i przez to, czy też dzięki temu, z wielką przyjemnością oglądałam ten film. Zazwyczaj nie podobają mi się zmiany, które producenci wymyślają w ekranizacjach, również i w tym przypadku jest kilka takich, których nie mogę im wybaczyć. Chociażby zakończenie - moim zdaniem w książce było ono bardziej emocjonujące i zrobiło na mnie większe wrażenie. Było ono po prostu bardziej dopasowane do ogólnego wydźwięku całej historii. Pomimo tych zmian bardzo miło spędziłam czas podczas seansu a ogólna treść jaką ze sobą niesie ta produkcja została mniej więcej zachowana [chociaż to zakończenie...]. Moim zdaniem, nie ważne czy jest się wielbicielem czworonogów czy też nie, to każdy widz powinien być zadowolony i mam nadzieję, że będzie z taką samą radością jak ja śledził losy psa imieniem Bailey.
Gra aktorska - jak zwykle w przypadku filmów, gdzie występują zwierzęta, to ich role najbardziej mi się podobały :). Nie mogę jednak przyczepić się do odtwórców 'ludzkich' postaci. Moim zdaniem aktorzy zostali wyjątkowo dobrze dobrani, idealnie wpisując się w zamysł osób, które były tutaj przedstawione. Zarówno ci młodsi jak i starsi odtwórcy swoich ról wypadli dość przekonująco. Osobiście nie mam nic do zarzucenia tej produkcji pod tym względem.
Jestem pozytywnie zaskoczona tym jak dobrze został zrealizowany ten film. Nie żałuję, że wreszcie zabrałam się za jego obejrzenie, gdyż miło spędziłam czas podczas seansu. Głównym mankamentem jest tylko to zakończenie, które nie do końca pokrywało się z książką. Gdyby nie ten szczegół moja ocena byłaby jeszcze wyższa.
Ci co znają już książkę mniej więcej wiedzą o czym jest ten film, a Ci którzy jeszcze nie spotkali się z tą powieścią serdecznie zachęcam do przeczytania. Nie chcę zdradzać zbyt wielu elementów z fabuły jednak to co napiszę chyba nikogo nie zaskoczy. "Był sobie pies" to zasadniczo historia o psie, przedstawiona z perspektywy tego zwierzaka. Uwielbiam te zwierzęta i przez to, czy też dzięki temu, z wielką przyjemnością oglądałam ten film. Zazwyczaj nie podobają mi się zmiany, które producenci wymyślają w ekranizacjach, również i w tym przypadku jest kilka takich, których nie mogę im wybaczyć. Chociażby zakończenie - moim zdaniem w książce było ono bardziej emocjonujące i zrobiło na mnie większe wrażenie. Było ono po prostu bardziej dopasowane do ogólnego wydźwięku całej historii. Pomimo tych zmian bardzo miło spędziłam czas podczas seansu a ogólna treść jaką ze sobą niesie ta produkcja została mniej więcej zachowana [chociaż to zakończenie...]. Moim zdaniem, nie ważne czy jest się wielbicielem czworonogów czy też nie, to każdy widz powinien być zadowolony i mam nadzieję, że będzie z taką samą radością jak ja śledził losy psa imieniem Bailey.
Gra aktorska - jak zwykle w przypadku filmów, gdzie występują zwierzęta, to ich role najbardziej mi się podobały :). Nie mogę jednak przyczepić się do odtwórców 'ludzkich' postaci. Moim zdaniem aktorzy zostali wyjątkowo dobrze dobrani, idealnie wpisując się w zamysł osób, które były tutaj przedstawione. Zarówno ci młodsi jak i starsi odtwórcy swoich ról wypadli dość przekonująco. Osobiście nie mam nic do zarzucenia tej produkcji pod tym względem.
Jestem pozytywnie zaskoczona tym jak dobrze został zrealizowany ten film. Nie żałuję, że wreszcie zabrałam się za jego obejrzenie, gdyż miło spędziłam czas podczas seansu. Głównym mankamentem jest tylko to zakończenie, które nie do końca pokrywało się z książką. Gdyby nie ten szczegół moja ocena byłaby jeszcze wyższa.
Moja ocena: 8/10.
Zarówno książka jak i film przede mną.
OdpowiedzUsuńTo masz jeszcze najlepsze przed sobą :).
Usuń