"Stateczna i postrzelona" - oczywisty ukłon w stronę niezrównanej Jane Austen - sugeruje dwie bohaterki, i tak jest rzeczywiście: są dwie, mają dosyć różne charaktery i różne prowadzą życie - jedna jest kustoszką w muzeum, druga luksusową narzeczoną biznesmena. Ten, niestety, okazuje się gangsterem, w dodatku pechowym: idzie siedzieć, a narzeczona zostaje na lodzie. Wraz z przyjaciółką i przyjaciółmi przyjaciółki rozpoczyna więc nowe życie - daleko od rodzinnego miasta w podupadającym ośrodku jeździeckim, który zamierzają przekształcić w kwitnące gospodarstwo agroturystyczne. Żadne z nich nie ma co prawda zielonego pojęcia o gospodarzeniu, ale od czegóż jest wrodzona inteligencja! Ponieważ wszyscy mieszkańcy Rotmistrzówki (nie wliczając starej rotmistrzowej) dysponują nie tylko inteligencją ale i wdziękiem i mołojecką fantazją, życie w dworku zaczyna się toczyć w zupełnie nowym tempie. Zwłaszcza kiedy w charakterze gościa przybywa dawna właścicielka domu i całej wsi, leciwa niemiecka baronowa. Dodajmy do tego skomplikowane perypetie sercowe i rodzinne, leciutki - i raczej dobrotliwy - powiew kryminału, sporo humoru, ciepła i życzliwości dla ludzi, a otrzymamy pełny obraz tej pogodnej i bardzo kobiecej powieści.
Tył książki
Autor: Monika Szwaja
Język oryginalny: polski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura współczesna polska
Forma: powieść
Nie sądziłam, że przeczytam kiedyś tak beznadziejną książkę. Co najbardziej raziło to język jakim została ona napisana. Czułam się jakby była ona skierowana dla dzieci poniżej piątego roku życia nie umiejących w ogóle czytać (określenia typu "facetka"). Nie była to w ogóle ambitna lektura. Aż żal cztery litery ściskał jak czytałam ten opis po przeczytaniu książki. "Powiew kryminału" - dobre sobie. Umieszczenie handlarza narkotykami jako 'byłego-prawie-męża" głównej bohaterki nie czyni książki kryminałem ani nie robi żadnego 'powiewu'. Historia bardzo prosta, żadnego urozmaicenia, żadnych przewrotów akcji, momentów zatrzymujących dech w piersiach.
Powieść napisana tak jakby w formie pamiętnika dwóch dziewczynek - a raczej podobno kobiet. Tylko niestety tutaj to się nie sprawdziło. Styl pisania 'pamiętników' zadziwiająco taki sam. Żadnego odróżnienia w sposobie wyrażanych emocji, przedstawianych sytuacji, w sposobie wyrażania się. Podobno jest to powieść o dwóch bohaterkach - niestety całość zdominowała irytująca mnie Emilka.
Właściwie jest to dla mnie całkowite dno! Nie wiem czemu przeczytałam do końca tą książkę, chyba jedynie po to żeby z czystym sercem wszystkim wokół odradzać wszelkie książki Pani Moniki (chociażby przez jej styl pisania).
Żal łapie za serce, że takie coś zasługuje na miano "kobiecej" powieści.
Moja ocena: 0/10.
Na hasło "Szwaja" bolą mnie zęby i ściska w żołądku. Na tą panią reaguję alergicznie.
OdpowiedzUsuńNie miałam "przyjemności" czytania tej książki i nie żałuję. Po lekturze "Domu na klifie" i "Zapisków stanu poważnego" tej pani mówię stanowcze NIE.
Szwaja dla mnie jest grafomanką numer jeden. Zupełnie nie rozumiem, jak takie badziewie można było dać do druku. Jak w ogóle można było coś takiego napisać?! Chociaż jakby się nad tym zastanowić to można napisać. Dla kasy. Komercha :/
Również irytował mnie styl pisania Szwai. Zauważyłam też, że wszystkie postacie są stworzone na jedno kopyto.
Po jej książkach czułam się strasznie ogłupiona.
Przypomniało mi się coś a propos Szwai.
OdpowiedzUsuńCytat z "Domu na klifie":
"Z śmiesznej książki inteligentny człowiek też potrafi wyciągnąć nauki dla siebie. Oczywiście pod warunkiem, że jest ona śmieszna, a nie głupia."
Cóż za hipokryzja...
Surowe jesteście. Mnie Szwaja się podoba, nie jest to literatura wysokich lotów, ale czy każda taka ma być? Idealna na lato, poprawia humor genialnie. Ot, czytadełko takie, nie liczyłyście chyba na zapierający dech w piersiach kryminał? To nie w tę stronę, mam wrażenie, że jakiekolwiek epizody kryminalne u tej autorki to właśnie tylko... epizody, a nie to jest jej głównym zamierzeniem.
OdpowiedzUsuń