piątek, 28 lutego 2014

'Oczy Julii' (Los Ojos de Julia, 2010) - film



 
Gdy w tajemniczych okolicznościach ginie piękna, odzyskująca po długiej chorobie wzrok Sara, jej siostra bliźniaczka Julia nie może uwierzyć w sugerowane przez policję samobójstwo. Mimo próśb męża, którego łączyła z Sarą zastanawiająco bliska więź, kobieta postanawia na własną rękę zbadać przyczyny śmierci siostry. Wkrótce, ku swojemu przerażeniu, Julia odkryje, że sama zaczyna tracić wzrok, a każdy jej krok w narastających ciemnościach obserwuje zagadkowa postać, która nie zostawia po sobie żadnego śladu... 







     W wolnej chwili wreszcie udało mi się obejrzeć film "Oczy Julii", do którego dość długo się zbierałam. W sumie ostatnimi czasy ciężko mi się zabrać do czegokolwiek :). Widziałam różne o nim opinie i nie byłam pewna czy mi się spodoba i czy warto "marnować" czas. Jednak według mnie warto, choć ma swoje plusy i minusy ta produkcja... 
     Fabuła ciekawie skonstruowana. Pomimo, że mniej więcej w połowie domyśliłam się kto był tym "złym" charakterem oglądałam ten film z zapartym tchem. Nie wiem czy dałabym radę oglądać film "w ciemnościach" jednak nawet obejrzany za dnia zapadnie mi pewnie w pamięci. Może bez koszmarów się obędzie aczkolwiek treść filmu na prawdę poruszająca utrzymana w dość mrocznym klimacie. 
     Gra aktorska na wysokim poziomie. Odtwórczynię głównej bohaterki kojarzę również z filmu wspomnianego na plakacie - z "Sierocińca". W obu przypadkach na prawdę dobrze się spisała. Również reszta aktorów na prawdę "wie co robi". 
     Muzyka bardzo dobrze dobrana. Jednak sceneria nie zrobiła już takiego wrażenia jak w przypadku innych podobnych w tym gatunku filmów. Niby wszystko ok ale jednak miałam nadzieję na coś lepszego. 
     Film na pewno wart uwagi, jednak nie jest to produkcja, która zyska u mnie miano "ulubionej". Przyjemnie się oglądało ale czegoś nadal brakuje.
     Moja ocena: 7/10

niedziela, 23 lutego 2014

"Księżniczka z lodu" Camilla Läckberg






Gdy w spokojnym miasteczku Fjällbaka na zachodnim wybrzeżu Szwecji zostaje znaleziona martwa Alexandra Wijkner, wszystko wskazuje na to, że popełniła samobójstwo. Matka kobiety ma jednak wątpliwości i prosi przyjaciółkę córki z dzieciństwa, pisarkę Erikę Falck, żeby przyjrzała się tej tragedii. Erika wspólnie z Patrikiem Hedströmem, kolegą z młodzieńczych lat, a obecnie policjantem, próbują rozwikłać sprawę. Wkrótce zaczynają podejrzewać, że śmierć Alex ma związek z mroczną tajemnicą z przeszłości.
Tył książki







Autor: Camilla Läckberg
Tytuł oryginalny: Isprinsessan
Język oryginalny: szwedzki
Tłumacz: Sawicka Inga
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2003
Rok pierwszego wydania polskiego: 2009
Liczba stron: 424



     Po około roku polowania na tę pozycję w bibliotece udało mi się wreszcie ją dorwać. Jak zobaczyłam ją na półce, niemalże czekającą na mnie cieszyłam się jak dziecko ;). Wiele słyszałam o tej serii, w dużej mierze były to opinie pozytywne. Wyszłam jednak z założenia, że zanim bym miała kupić całą serię dorwę chociaż kilka pozycji w bibliotece i sama wyrobie sobie opinię czy warto. 
     Fabuła ciekawie skonstruowana. Streszczać nie zamierzam - sądzę, że opis przedstawiony z tyłu książki jest wystarczający, jeśli nie chce się zdradzić zbyt dużo osobom, które jeszcze nie przeczytały tej pozycji. Według mnie "Księżniczka z lodu" to ciekawe połączenie obyczajówki z kryminałem. Co prawda akacja nie gna "na łeb, na szyje", jednak ma w sobie coś wciągającego, że chce się do tej pozycji wracać i czytać. Pozycja ma ponad 400 stron - ja ją połknęłam w niecałe półtora dnia, nie mogąc się oderwać od historii i nie mogąc się doczekać co będzie dalej. Były niestety sytuacje, które na myśl przywodziły inne pozycje, chociażby sytuacja "bieliźniana" bardzo przypominająca tą z Bridget Jones :). Pomimo niektórych takich scen historia jest przedstawiona w ciekawy sposób.
     Bohaterowie - moim zdaniem dobrze nakreśleni. Nie jest to może najwyższy poziom zróżnicowania charakterów, jednak czytając przynajmniej nie myliły mi się osoby. Ba! Nawet bym mogła o każdym co nieco napisać dla rozróżnienia postaci. Wszystkie osoby nie miały płytkiej osobowości, tylko raczej mieli charakter wielowymiarowy.
     Styl autorki bardzo lekki i nie odpychający. Dawało to możliwość również szybkiego przeczytania pozycji. Czasem natknęłam się na takie, że pomimo ciekawej fabuły język jakim była pisana pozycja odpychał od siebie. Tutaj znajdziemy wszystko w bardzo dobrym wydaniu - przyjazny czytelnikowi język oraz ciekawa fabuła. 
     Wydanie, które znalazło się w moich rękach nie miało błędów stylistycznych czy językowych. Jednak co mnie najbardziej denerwowało to "klejone" strony, które prawdopodobnie niedługo się rozlecą, pomimo bardzo dobrego traktowania książki przez wszystkich czytelników. 
     Podsumowując jestem zadowolona, że wreszcie i ja poznałam, chociaż w małym stopniu, twórczość Läckberg. Z wielką chęcią sięgnę po następne pozycje z tej serii. Polecam, szczególnie tym niezdecydowanym. Lepiej samemu sobie wyrobić w tym przypadku opinię o twórczości autorki :).
     Moja ocena: 8/10

PS. Autorka dzięki tej serii namiętne określana jest przez niektórych jako "następczyni" Larssona. Co prawda nie czytałam jeszcze jego pozycji, nie mam na ten moment możliwości porównania treści i sposobu pisania tych dwóch autorów, jednak następczyni? Sprawdzając daty - "Księżniczka z lodu" (pierwszy tom serii) po raz pierwszy wydana w 2003, a "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - 2005. Prawdopodobnie w Polsce ta seria zaczęła się ukazywać później, ewentualnie w bardzo zbliżonym czasie, jednak nie zmienia faktu, że w oryginale jednak Camilla Läckberg była wydana pierwsza ;). I nie wiem czy jest w ogóle sens porównywać tych dwóch autorów, czy to tylko wymysł "marketingowców", jednak Larsson oraz pozostałe pozycje Läckberg wskakują wyżej na liście kryminałów na przeczytania.

środa, 12 lutego 2014

"Mój tydzień z Marilyn" Colin Clark



Dopiero po latach Colin Clark zdecydował się opowiedzieć o tym, co przez krótki tydzień łączyło go z amerykańską boginią kina. 
- O czymś bardziej intensywnym i intymnym niż seks.
- O czymś, co na zawsze pozostało w ich sercach.
- O czymś, co mówi o Marilyn Monroe więcej niż setki jej biografii...
Marilyn Monroe przyjeżdża do Anglii kręcić nowy film. Po dwóch tygodniach miodowego miesiąca dowiaduje się, że dla męża - Arthura Millera - jest wielkim rozczarowaniem. Załamana, odkrywa bratnią duszę w Colinie Clarku - filmowym chłopcu na posyłki. To jemu podczas bezsennych nocy opowiada w łóżku o swoim dzieciństwie, karierze i o mężczyznach, którzy zrobią wszystko, aby do tego łóżka ją zaciągnąć... 
Tył książki





Autor: Colin Clark 
Tytuł oryginalny: My Week with Marilyn
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Biernacka Matylda
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: biografia/autobiografia/pamiętnik
Rok pierwszego wydania: 2000
Rok pierwszego wydania polskiego: 2012
Liczba stron: 192



     Jeśli ktoś nie lubi postaci Marilyn Monroe to niech nie sięga po tę pozycję. Chyba, że lubi hejtować wszystko i wszystkich oraz lubi skazywać się na cierpienia :). Osobiście podczas szału jaki panował na tę książkę bałam się po nią sięgnąć. Jako, że już on minął dlatego dopiero teraz ją przeczytałam. 
     Historia zawarta na stronach tej książki jest oparta na faktach. Siedem dni z życia Colina Clarka podczas których "trwała" jego znajomość z Marilyn Monroe. Podczas czytania miałam wrażenie, że czytam raczej powieść a nie autobiografie/pamiętnik. Fabuła moim zdaniem bardzo wciągająca. Co prawda nie będzie tu wielkich zwrotów akcji, jednak pozycja i treść w niej zawarta ma swój pewien urok. Nie byłam wielką fanką Marilyn, ale też nie odrzucała mnie od siebie. Dzięki tej książce mam ochotę na więcej czytania o pannie Monroe :). 
     Bohaterowie - jak to bohaterowie w przypadku tego typu pozycji. Nie śmiem ich oceniać. Jednak chyba żadna z postaci nie była przedstawiona w nudny sposób. 
     Wydanie całkiem przyjemne. Nie było błędów (o dziwo!) typu literówki itp. Chyba zaczynam wierzyć w to, że książki mogą być pod tym względem dobrze wydane :). Jedyne co mogłoby przeszkadzać to fakt, że książka raczej jest podobna rozmiarami do wydań "kieszonkowych" a sprzedawana jest w 'normalnej' cenie. Czy ta pozycja jest warta 30 złotych? Sami byście musieli to ocenić.
     "Mój tydzień z Marilyn" nie jest może hitem, zasługującym u mnie na maksymalną ocenę jednak na pewno jest ona warta uwagi. Napisana jest lekko i zachęcająco. Czytałam wiele negatywnych recenzji o tej pozycji jednak mi się ona spodobała. Jak wiadomo są gusta i guściki ale według mnie warto przeczytać. Z czystym sumieniem mogę polecić tę pozycję. 
     Moja ocena: 8/10.

poniedziałek, 10 lutego 2014

"Porachunki" Tonino Benacquista




 

Pod osłoną nocy do pewnego miasteczka w Normandii sprowadza się amerykańska rodzina. Fred Blake jest pisarzem i zbiera materiały do swej książki. Ale to tylko pozory...
Naprawdę to bezwzględny gangster, jeden z bossów nowojorskiej mafii, teraz świadek koronny, dzień i noc strzeżony przez FBI. Pomimo wysiłków agentów federalnych nikogo z rodziny nie udaje się utrzymać w ryzach. Wkrótce sytuacja zupełnie wymyka się spod kontroli... 
Tył książki








Autor: Tonino Benacquista
Tytuł oryginalny: Malavita
Język oryginalny: francuski
Tłumacz: Kozłowska Małgorzata
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura współczesna zagraniczna
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2004
Rok pierwszego wydania polskiego: 2005
Liczba stron: 336 



    Z mafią więcej oglądałam filmów aniżeli przeczytałam książek. Z jednej strony byłam ciekawa jaki będzie efekt z powieści, z drugiej zaś strony opis książki nie był dla mnie na tyle zachwycający bym "piała z zachwytu". Jednak po pewnej chwili zastanowienia się z pewną dozą ciekawości jednak i rezerwą zaczęłam zaczytywać się w tej pozycji. 
     Fabuła książki na prawdę ciekawa. Czytając pozycję miałam wrażenie, że jest to bardziej przerysowany obraz mafii. Chociaż kto wie jak jest na prawdę? Jednak w wielu momentach raczej się uśmiałam aniżeli z przyśpieszonym biciem serca z przerażenia obawiałam się co może się strasznego stać. Muszę przyznać, że szybko zleciało mi czytanie tej pozycji. Kartki prawie same się przewracały. Sytuacje śmieszne, absurdalne, niektóre przerażające. Wszystkie elementy znajdziemy w tej pozycji. Żeby nie zdradzić zbyt dużo elementów z fabuły i nie  odbierać Wam przyjemności z czytania tej pozycji streszczać jej nie będę. W tym momencie nie dziwię się opisowi, że jest taki zdawkowy. Więcej zdradziłoby za dużo :). 
     Bohaterowie - najbardziej polubiłam... psa o imieniu Malavita :D. Co prawda reszta bohaterów też całkiem przyjazna jednak nie zdobyli mojego serca aż w takim stopniu co pies. Wszyscy zostali bardzo dobrze nakreśleni. Nie odniosłam wrażenia, żeby byli płascy, bez wyrazu - wręcz przeciwnie. Jedyne co mi zgrzytało to trochę okładka, a raczej aktorka, która została wybrana do roli żony głównego bohatera, gdyż okładka jest taka sama jak plakat filmu. Produkcji co prawda jeszcze nie widziałam jednak w książce była ona zupełnie inaczej opisana... Nie tak ją sobie wyobrażałam z opisów podczas czytania.
     Wydanie, które do mnie trafiło można uznać za udane. Została dobrana odpowiednia wielkość literek ;), "biel" stron, czcionka. Nie rzuciły mi się również żadne literówki, które niestety ostatnio często widzę (szkoda tylko, że nie u siebie :P). 
     Podsumowując - szczerze polecam. Pozycja powinna się spodobać osobom lubiącym wszelkiej maści filmy/książki sensacyjne, związane z mafią. "Ojca Chrzestnego" jeszcze nie przeczytałam ani nie obejrzałam więc nie mam do niej porównania, jednak po tej książce wskoczą na wyższą pozycję na liście oczekujących :). Film, który powstał na podstawie tej pozycji z chęcią obejrzę, jeśli będę miała taką możliwość. Również nabrałam ochoty na kolejną część przygód mafijnej rodzinki. Zdaję sobie sprawę, że jest napisana jednak różne źródła podają różne tytuły. Chyba kwestia osoby, która tłumaczyła tak jak w przypadku tej pozycji :).
     Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania tej pozycji dziękuję Wydawnictwu Muza.

niedziela, 9 lutego 2014

'Ratując pana Banksa' (Saving Mr.Banks, 2013) - film

Na usilne prośby swoich córek Walt Disney obiecuje zrealizować film na podstawie ich ulubionej książki "Mary Poppins" autorstwa P. L. Travers. Nie wie jednak, że spełnienie przyrzeczenia zajmie mu 20 lat. Aby uzyskać prawa do ekranizacji Walt musi stawić czoła zgryźliwej, bezkompromisowej pisarce, która nie zamierza patrzeć, jak jej ukochana niania-czarodziejka jest masakrowana w trybach hollywoodzkiej machiny. Jednak w miarę spadku sprzedaży książki i pogarszania się sytuacji finansowej, Travers godzi się pojechać do Los Angeles, aby wysłuchać planów adaptacji. Na te dwa krótkie tygodnie w 1961 Walt Disney wytacza najcięższą artylerię. Uzbrojony w oszałamiające storyboardy i radosne piosenki braci Sherman Walt przypuszcza frontalny atak na P.L. Travers, jednak rozeźlona autorka nie ugina się pod presją. Wkrótce potem filmowiec bezradnie obserwuje, jak prawa do książki zaczynają wymykać mu się z ręki... 




     "Ratując pana Banksa" to film, który wyszedł niedawno do kin i zrobiło się o nim od razu stosunkowo głośno. Jednak czy jest wart tego całego szumu jaki się wokół niego zrobił? Na pewno znajdzie się wielu przeciwników jak i zwolenników tego filmu - mi się on po prostu podobał :). 
     Film przedstawia burzliwe relacje pomiędzy autorką książek z Mary Poppins P.L. Travers a Waltem Disney'em. Nie spodziewałam się wielkiego szału, jednak zostałam pozytywnie zaskoczona. Historia oparta na faktach, przedstawiona nieco w dramatyczny sposób, z elementami komedii. Wszystkie sceny dawały pewien obraz sytuacji. Można było dzięki nim zrozumieć pewne postępowania bohaterów. Nie było scen, które by się dłużyły, męczyły odbiorcę filmu. Pomimo, że produkcja trwała prawie dwie godziny nie nudziłam się podczas oglądania. 
     Sceneria oraz muzyka bardzo dobrze dobrane, tworząc spójną całość. Natomiast obsada aktorska - element, który chyba nigdy nie zadowoli w stu procentach wszystkich. O ile odtwórcy głównych ról - Tom Hanks oraz Emma Thompson, zagrali według mnie bardzo dobrze to irytował mnie strasznie Colin Farrell. Mogę nie być obiektywna, jednak ostatnimi czasy mnie on po prostu denerwuje. Może i grał dobrze, jednak milej by było gdyby go nie było ;). Reszta aktorów całkiem dobrze sobie poradziła. Nawet wśród najmłodszych nie znajdziemy sytuacji w których grali by strasznie drętwo. 
     Podsumowując, moim zdaniem warto zobaczyć ten film. Jest to, wbrew pozorom, bardzo pozytywna produkcja, którą miło jest obejrzeć, niezależnie od pory roku, dnia czy liczby osób z którymi chcemy ją obejrzeć. 
     Moja ocena: 8/10.
Related Posts with Thumbnails